ja5.jpg

Hi!

Witaj w świecie Charliego! Make yourself at home and smell the roses!

*RECENZJA* - Chanel, Le Lion de Chanel

*RECENZJA* - Chanel, Le Lion de Chanel

O Lwie dziś będzie mowa, a ten od zawsze kojarzony jest z królewskością. W języku angielskim istnieją dwa słowa o znaczeniu ‘królewski’: royal i regal. To pierwsze oznacza przynależność do rodziny królewskiej, to drugie opisuje królewskie przymioty. Można być royal, ale nie regal. I na odwrót. Nowy Le Lion de Chanel spełnia oba kryteria.

Figura lwa w apartamencie Gabrielle Chanel przy Rue Cambon 31 w Paryżu

Figura lwa w apartamencie Gabrielle Chanel przy Rue Cambon 31 w Paryżu

Zrządzenia losu mają siłę tworzenia przeznaczeń. Dokładnie rok temu pisałem tu na blogu o słabości Coco Chanel do liczb, symboli, szczęśliwych omenów. Lew był jednym z nich. Sprawował nad nią pieczę od dnia urodzenia 19 sierpnia wpisany w jej znak zodiaku. Gabrielle szybko zaczęła go utożsamiać z gwarantem szczęścia. W roku 1920 przybita nagłą i tragiczną śmiercią miłości swojego życia – Boya Capela – dała się namówić parze przyjaciół José-Maria Sert i jego żonie Misi na eskapadę do Wenecji. Bezgranicznie zakochała się w tym mieście, które stało się dla niej niejako miejscem odrodzenia. Czerpała siłę z miejsca, które w swym herbie – podobnie jak ona sama – miało wpisane lwa. Skrzydlaty lew Św. Marka – symbol odwagi i odrodzenia zauroczył projektantkę i od momentu tej pamiętnej podróży nie przestawał jej inspirować. Wenecja była punktem zwrotnym, a lew stał się jednym z najważniejszych talizmanów.  Chanel chciała widzieć w nim samą siebie – osobę silną i niezależną, a zarazem roztaczającą na swoje otoczenie charyzmatyczny blask, być podziwianą i kochaną. Lew stał się strażnikiem apartamentu kreatorki przy 31 Rue Cambon. Wyrzeźbiony w marmurze, brązie czy drewnie spoglądał bacznie z niejednego miejsca zapewniając symboliczną ochronę jej prywatnej przestrzeni. Z czasem zaczął pojawiać się również w jej kreacjach – na guzikach żakietów i zapięciach toreb. Stał się też ulubionym motywem kolekcji biżuterii Chanel. Dziś, w zupełnie odmiennych realiach, ale w jakże doskonale wybranym czasie Lew Coco Chanel wkracza do świata jej perfum stając się kolejnym zapachem-kluczem w ikonicznej butikowej kolekcji Les Exclusifs de Chanel.

Le Lion de Chanel – dzieło Oliviera Polge’a – debiutował w połowie zakończonego właśnie roku, do Polski zaś dotarł tuż przed Świętami. Choć miałem okazję go powąchać już latem, nie skorzystałem z niej. Chciałem poczekać na jego oficjalne pojawienie się i na swój własny flakon, bo wszystko mówiło mi, że będzie wybornie. Poza tym czy lew wchodzi na solony od kuchni? Nigdy! Zawsze frontowymi drzwiami! I wiecie co? Warto było czekać – jest wybornie – perfumeryjna intuicja mnie nie zawiodła.

01_PA2019_08_0079_CMYK_LD.jpg

Najnowsza kompozycja w kolekcji Les Exclusifs de Chanel, która celebruje momenty-symbole w historii domu Chanel, to zapach o charakterze orientalnym z trzema silnymi dominantami: skórzaną, drzewną i ambrową. Le Lion de Chanel otwiera się żywymi nutami bergamotki i dojrzałej cytryny, które unoszone są jakby symbolicznymi dla Chanel czystymi aldehydami. To świeże preludium, choć dość szybko przechodzące w głębię tematów przewodnich, będzie dawało o sobie znać przelotnie w czasie całego trwania zapachu na skórze. Sprawi, że ciężkie nuty serca i bazy nie przytłoczą nas, a tytułowy lew zachowa swoją majestatyczną grację zamiast zamienić się w ociężałego niedźwiedzia. Piękny akord skórzany to druga nuta jaką poczujemy w nowej butikowej kreacji Chanel. Wyczarowano go tu aplikując spora dawkę szorstkiego labdanum, ocieplonego i wygładzonego żywiczną ambrą. Nie szarą, oceaniczną, a żywiczną właśnie, pięknie korespondującą z bursztynowym odcieniem oczu króla zwierząt (czy wiedzieliście, że lwy śpią z otwartymi oczami?) Kolorystyczne konotacje nowego zapachu z resztą niezmiennie prowadzić mnie będą w rejony pięknej, słonecznej złocistości. Nie zapominajmy o królewskości. A jaka jest skóra w Lion de Chanel? Mięsista, charakterna, luksusowa, ale wygładzona, jak wspomniałem, ambrową i – w dalszym rozwoju kompozycji – waniliową nutą. Do tej ostatniej powrócę jeszcze, bo jest wyjątkowo pięknie skomponowana i wpleciona w całość. W porównaniu z Cuir de Russie z 2007 roku – innym zapachem z rodziny Les Exclusifs de Chanel, który podejmuje temat skórzany – jest mniej szorstka i smolista, bardziej pikantna i drzewna. Ten ostatni akord – suchego, mocnego, ale nie przetopionego na smołę drewna – w wyborny sposób daje o sobie znać w sercu kompozycji. Po kilku godzinach przyjaznego układania i przekładania się nut skórzanych, drzewnych i ambrowych na skórze docieramy w końcu do wybitnie eleganckiej bazy, w której dla mojego nosa całe show kradnie ciemna, wytrawna, żywiczna wanilia. Kreator Le Lion de Chanel doskonale wyważył tu proporcje słodyczy. Wanilia i ambra to nuty, które potrafią przytłoczyć kompozycję ciężarem swojej słodkości. Tutaj nie ma o tym mowy – czujemy elegancką słodką nutę, ale ani ambra nie obkleja, ani wanilia nie trąci aromatem spożywczego deseru.

Le Lion de Chanel od pierwszej aplikacji zjednał sobie moją sympatię, a nawet podziw. To pachnidło szalenie eleganckie i wyjątkowo dobrze skonstruowane oraz wyważone. Unisexowe (jak cała linia Les Exclusifs de Chanel) choć niektórzy mogą doszukiwać się tu przeważających klimatów męskich. Drzewne, skórzane, orientalne, a przy tym nieciążące i niepowodujące swoją słodyczą zawrotów głowy. Uwielbiam to w jaki sposób Olivier Polge połączył tu aurę prostoty i wysublimowania, klimat ostrości i wygładzonej miękkości. Bo ten lew choć ma w sobie zwierzęcość skórzanej nuty, ma sierść pięknie wypolerowaną. W jego wyczesaną grzywę wtarto zaś drogie żywice, gęstą wanilię i dym kadzidła. Jest surowy i wyrafinowany jednocześnie. Nie męczy, nie dominuje, roztacza raczej charyzmatyczną aurę w obrębie której chce się być. Dodaje królewskiego prestiżu, ale nie jest władcą absolutnym. Raczej jaśnieoświeconym. A że przy tych wszystkich przymiotach opiera się na nutach, które szczerze kocham, nic dziwnego, że skradł moje serce.

04_chanel-lion-jc012_LD.jpg

Zapachy butikowe, w tym szczególnie te od Chanel, to kategoria gdzie luksus, a nie ekscentryczność decyduje o ich niszowość. I ja to kocham. Jako fan butikowej kolekcji Chanel jestem po raz kolejny zachwycony. Zawsze jakością, pomysłem, inspiracją, tym razem również idealnym wpisaniem się w moje preferencje. Ostatni zapach w tej linii – 1957 – choć piękny, okazjonalnie gości na mojej skórze. Jestem pewien, że Le Lion de Chanel będzie jednym z zapachów, po który będę najczęściej sięgał w tym roku. O różnych porach i w różnych okolicznościach. Trochę dałem się też kupić przekonaniu Mademoiselle Coco, że to majestatyczne zwierzę może rzeczywiście być gwarantem bezpieczeństwa. W tych dziwnych czasach dobry zapachowy. omen nie zaszkodzi. Nawet osobie tak nieprzesądnej jak ja.

IMG_20201230_121249.jpg

Zapach: Le Lion de Chanel

Premiera: 2020

Nos: Olivier Polge

Rodzina zapachowa: orientalna

Nuty: bergamotka, cytryna, labdanum, ambra, paczula, wanilia, sandałowiec, piżmo

Trwałość i projekcja: bardzo dobre

Dostępność: woda perfumowana 75ml i 200ml w butiku Chanel w Galerii Mokotów

*PODSUMOWANIE ROKU* - Best of 2020

*PODSUMOWANIE ROKU* - Best of 2020

*SZYBKA TRÓJKA* - Nocny Patrol

*SZYBKA TRÓJKA* - Nocny Patrol