ja5.jpg

Hi!

Witaj w świecie Charliego! Make yourself at home and smell the roses!

Jak zachować wakacje?

Jak zachować wakacje?

Z urlopu wracamy zwykle w doskonałych humorach. Wypoczęci, z doładowanymi bateriami i co najmniej o 10 lat młodsi. Warto nie marnować tego skumulowanego potencjału energii i urody. Warto postawić się jesieni i jak najdłużej zachować powakacyjny look i dobre samopoczucie! Jak? Już opowiadam…

TWARZ

Opalona i wysmagana wiatrem skóra twarzy wygląda może doskonale, ale tak naprawdę po letnich wakacjach jej skóra pozostawia wiele do życzenia. Za sprawą procesów obronnych zewnętrzna warstwa naskórka pogrubia się znacznie szybciej, twarz nabiera ziemistego koloru i traci zdrowy blask, pojawiają się zmarszczki posłoneczne, a nierzadko i przebarwienia. Dlatego pierwszym i nieodzownym krokiem w powakacyjnej pielęgnacji powinno stać się regularne delikatne złuszczanie naskórka. Wybór preparatów w tym zakresie jest przeogromny. Można więc wybrać produkt najbardziej odpowiedni dla swojej cery – od lekko złuszczających toników przez delikatne peelingi enzymatyczne po silniej działające mechaniczne peelingi gruboziarniste idealne dla cer z tendencją do przetłuszczania.

Tej jesieni lubię ścierać naskórek preparatem pachnącym granatami i migdałami, który w trakcie użytkowania zmienia swoją konsystencję z kremu w mleczko. Mowa o peelingu do twarzy marki L’Occitane z ich świetnej „transformerskiej” kolekcji do oczyszczania. Hybrydowa formuła tego preparatu zmieniająca kolor na różowy, gdy czas ją zmyć, zawiera złuszczające enzymy owocowe oraz pokruszone skorupki migdała, by łagodnie usunąć obumarłe komórki skóry, pomóc odblokować pory oraz zredukować nadmiar sebum. Używam 1-2 w tygodniu, najlepiej w ciepłej kąpieli. Skóra pozostaje rozświetlona, koloryt ujednolicony i o dziwo ponownie emanujący echem letniej opalenizny.

Dokładnie oczyszczona i złuszczona skóra wymaga porządnej dawki nawilżenia. To szczególnie ważne po powrocie z wakacji, kiedy cera była narażona na wzmożone działanie promieni słonecznych, wiatru i soli morskiej. Dobry krem nawilżający to absolutny must-have w powakacyjnej kosmetyczce. Ale nie tylko on…

Dodatkowej porcji nawilżenia możecie dostarczyć stosując ampułkę nawilżającą. Co to takiego? To taki skoncentrowany zastrzyk składników nawilżających, który aplikujemy pod krem lub mieszamy z nim dla wzbogacenia działania. Ampoule Hydra B3 marki SVR to właśnie taki zawodnik do nawilżających zadań specjalnych. Idealny do skóry odwodnionej, napiętej i z oznakami starzenia. Zawarte w tym przeźroczystym serum wysokie stężenie witaminy B3 skutecznie koi i wzmacnia skórę. Połączenie trzech wielkości cząsteczek kwasu hialuronowego długotrwale i dogłębnie przywraca optymalny poziom nawilżenia skóry natychmiastowo redukując uczucie dyskomfortu i napięcia. Według badań już 3 godziny po nałożeniu serum nawilżenie wzrasta o 50%. Lubię stosować dwie krople pod krem wieczorem lub rano gdy na dworze jest chłodniej. A jaki krem najlepiej sprawdzał się na mojej twarzy po urlopie? Moisturizing Balm amerykańskiej marki Lumin, którą poznałem w trakcie lockdownu przemierzając otchłanie internetu. Zamówiłem i mam i bardzo mi odpowiada. Podany w klasycznym czarnym słoiczku krem pomimo swojej gęstości jest świeży, bardzo dobrze się rozprowadza i wchłania i ku mojemu zdziwieniu pozostawia twarz zupełnie matową przez pierwsze 4-5 godzin. Ma przyjemny, ziołowo-świeży aromat. Bardzo dobrze nawilża, relaksuje i wydobywa zdrowy, letni koloryt cery. Kluczowymi składnikami są tu olej z nasion rośliny Limnanthes alba (rzeżucha łąkowa), który wykazuje działanie ultranawilżające, ochronne i równoważące wydzielanie sebum; ekstrakt z jabłka, który zapobiega starzeniu się skóry i ekstrakt z imbiru o działaniu antyoksydacyjnym i tonizującym. Producent obiecuje, że nawilżenie skóry ulega optymalizacji po jednym tygodniu, a działanie naprawcze zauważymy po 3-4 tygodniach stosowania. I ja to mogę już potwierdzić. Moisturizing Balm stosuję z przyjemnością od lipca.

Jeśli – tak jak ja – lubicie mieć nieco zabrązowione lico, będziecie się musieli pogodzić z faktem, że wakacyjna opalenizna – pomimo ożywiania jej poprzez złuszczanie i nawilżanie – gdzieś w połowie jesieni zacznie nieubłaganie blednąć. Ale na to są sposoby! Zdradzam dwa sprawdzone. Pierwszy długofalowy – to kropelki samoopalające, drugi doraźny – krem brązujący! Kosmetyki samoopalające nowej generacji nie mają już w zasadzie żadnych wad: nie powodują nieprzyjemnego zapachu, są łatwe w aplikacji, nie pozostawiają smug, a kolor nie przybiera odcienia marchewki. Bronzery dają fantastyczną możliwość boostowania opalenizny na jeden dzień – nakładasz rano, wieczorem zmywasz. I to mi się podoba! Od powrotu z wakacji łącze te dwa sposoby. Dwa razy w tygodniu, wieczorem swój krem „zakraplam” dawką Tanning Boostera od marki Clarins. Efektem jest świeży, rozświetlony, opalony look, który wypada szalenie naturalnie i nie ma tu miejsca na wpadki. Intensywność można regulować częstotliwością i ilością aplikowanego koncentratu. A gdy chcę wyglądać jakbym właśnie wrócił z weekendu nad morzem z czarnej tubki Le Labo wyciskam równie czarny bronzer z linii męskiej. Wygląda groźnie i zawsze trzeba zmieszać go z kremem, ale po zyskaniu pewnej wprawy w aplikacji zapewnia rewelacyjne rezultaty. Roślinna formuła tego żelu zawiera kurkumę (która wygładza) i olej słonecznikowy (który ochrania). Pozbawiona jest natomiast parabenów i ftalanów. Możecie swobodnie kontrolować ilość „słońca” dodawanego do kremu dla uzyskania mocniejszego lub bardziej dyskretnego efektu. Produkt nadaje się też do aplikacji na całe ciało.

CIAŁO

Skóra ciała wymaga dokładnie takiej samej pielęgnacji jak twarz, przy czym wybieramy tu inne konsystencje i formuły, a szczególną uwagę przykładamy do dłoni (które były zawsze odsłonięte, a w tym roku też kompulsywnie myte) i stóp (które chodziły po gorącym piasku). Tu również podstawą jest regularne złuszczanie martwego naskórka. Peeling ciała wykonywany pod prysznicem dwa razy w tygodniu pozwoli zachować gładką skórę i podtrzyma upolowaną opaleniznę. W wymasowanej scrubem skórze poczujemy się też najzwyczajniej w świecie wygodniej! Idealnym wspomnieniem lata ze względu na wakacyjny design i wybitnie letni zapach będzie scrub do ciała z limitowanej Capsule Collection, którą Acqua di Parma stworzyła z włoską marką Le DoubleJ. Ta pomarańczowa marmolada delikatnie złuszcza naskórek, a dzięki mieszance olejków pozostawia skórę gładką, rozświetloną i pachnącą pomarańczami. Uwielbiam i stosuję od stóp do (niemal) głów.

Następny krok to – pamiętacie? – nawilżanie! Po lecie lubię rozpieszczać swoją skórę nie tylko balsamem, ale i czymś bogatszym, a mianowicie kremem do ciała. Moim wyborem od lat jest Lait Corporel Le Beurre marki Biotherm. To masło do ciała o konsystencji gęstej śmietany i wybitnie świeżym, letnim zapachu cytrusów. Całą odżywiającą robotę wykonuje tu masło shea (20%), które nawilża i regeneruje nawet najbardziej suchą skórę. I pięknie podkreśla opaleniznę!

Stopy i dłonie po wakacjach wręcz krzyczą: zajmij się nami! Zrogowaciały, suchy naskórek na stopach, w szczególności na piętach, najlepiej usunąć podczas profesjonalnego zabiegu pedicure w salonie, a w domu kontynuować pielęgnację dermokosmetykami. Krem do rąk natomiast powinien już od pierwszych dni jesieni znaleźć miejsce w naszej torbie lub kieszeni. Warto wyrabiać sobie dobre nawyki!

Ostatnio odkryte przeze mnie panaceum na stopy, a zwłaszcza pięty, to krem SVR o wyjątkowym składzie. XERIAL 50 Extreme Creme Pieds zawiera aż 50% czystego mocznika dzięki czemu radzi sobie z normalnymi, ale i uporczywymi zrogowaceniami już w jeden tydzień! Ma żelowo-kremową konsystencję. Wcieram go tylko w pięty resztę stóp kremując zwykłym preparatem nawilżającym. Sprawdza się także na szorstkich łokciach. Do rąk zaś używam ulubionego kremu od specjalizującej się w męskich preparatach marki Unit4Men. Ich krem do rąk z masłem shea i mango to mój ideał w kwestii konsystencji. Ma działanie silnie odżywcze i regenerujące, a jednak tu po nałożeniu jakby go nie było. Pozostaje tylko gładka, nawilżona i matowa skóra oraz sygnaturowy zapach citrus & musk.

 WŁOSY

Czas na włosy. One też na urlopie dostały niezły wycisk. Palące słońce, morska sól lub chlorowana woda w basenie w połączeniu z wiatrem na pewno odcisnęły na nich swoje piętno. Po powrocie z urlopu lubię wybrać się do salonu w celu odświeżenia fryzury. Do swojej domowej pielęgnacji zaś włączam w tym okresie dwa preparaty – scrub do skóry głowy i odżywkę. Ten pierwszy będzie kontynuował rytuał złuszczania, który przeprowadziliśmy już na twarzy i ciele i pozwoli skórze głowy (a w końcu to z niej wyrastają włosy) oddychać. Lekka odżywka natomiast doda włosom miękkości, blasku i w moim przypadku zawsze pożądanej objętości. Choć do tego ostatniego mam i trzeciego magika!

W skład nowej linii SCALP.SPA marki Kevin Murphy wchodzi peeling do skóry głowy, zwanej z angielskiego scalpem, który oprócz swoich właściwości głęboko oczyszczających dodatkowo poprawia ukrwienie skóry, co korzystnie wpływa na wzrost i ogólną kondycję włosów. Jego unikatowym składnikiem jest perlit – minerał wulkaniczny, który w produkcie przybiera postać drobnych kuleczek. Aplikuję go raz w tygodniu na mokre włosy wykonując relaksujący masaż przed właściwym myciem. Po myciu zaś czas na odżywkę, która została specjalnie dla moich włosów stworzona. Taką opcję daje nowa linia holenderskiej marki KeuneYou. Ponad 100 różnych kombinacji pozwala stylistom na dopasowanie szamponu i odżywki do konkretnych potrzeb i właściwości włosów. Ja skorzystałem z dorady salonu przy perfumerii Sopocki Styl gdzie zmieszano specjalnie dla mnie odżywkę o działaniu odżywiającym i dodającym objętości. Świetnie im wyszło, bo produkt zupełnie nie obciąża moich włosów, sprawia za to, że są pełne życia i blasku. I do tego pachnie moją ulubioną zieloną figą! I wspomniany magik do układania włosów, który jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki podwaja ich objętość. Le Spray Volume z linii Hair Rituel by Sisley to genialny sprzymierzeniec włosów cienkich i pokładających się. W mig dodaje im gęstości i objętości. A wszystko to dzięki wyjątkowemu naturalnemu składowi: ekstrakt z żywicy Boswellia powleka włosy co daje wrażenie ich pogrubienia, a proteiny otrębów ryżowych pomagają oddzielać od siebie włókna włosów co skutecznie przeciwdziała płaskiej fryzurze. No i ten zapach! Zielony, ziołowy, odświeżający! Raz dziennie można go użyć też na suche włosy w celu dodanie fryzurze wigoru.

NASTRÓJ

Wakacyjny stan to również wakacyjny nastrój. Zdjęcia, filmy i pamiątki z urlopu przywołają miłe chwile, a letnią aurę pozwolą zrekonstruować zapachy do wnętrz. Zapalona świeca lub rozpylony spray w mig pozwolą się przenieść w ulubiony wakacyjny klimat. Gdy chcesz np. – tak jak ja – wrócić w połowie października na greckie wyspy wybierz zielony aromat gniecionych liści figowca. W swoim domu kreuję tę atmosferę za pomocą świecy Greyhound Candle Genesis, która oprócz wspomnianej figi zawiera też ożywcze nuty rabarbaru i nuty ozonowe lub spray z linii Zara Home o zapachu Figue Ombrée. Czuję się momentalnie jakbym przysiadł w cieniu wielkiego, zielonego figowca. I wakacje wciąż trwają!

GDZIE TO KUPIĆ:

L’Occitane en Provence: butiki firmowe oraz www.loccitane.com

SVR: apteki

Lumin: www.luminskin.com

Clarins: Sephora, Douglas oraz www.clarins.pl

Le Labo: www.galilu.pl

Acqua di Parma: Sephora

Biotherm: Sephora i Douglas

Unit4Men: www.unit4men.pl

Kevin Murphy: www.hair2go.pl

Sisley: Sephora i Douglas

Keune: www.stylsopot.pl

Greyhound Candle: www.greyhoundcandle.com

Zara: salony ZARA HOME

*NOWY ZAPACH* - Etat Libre d'Orange, Exit the King

*NOWY ZAPACH* - Etat Libre d'Orange, Exit the King

O R S K A : kolekcja BODY

O R S K A : kolekcja BODY