ja5.jpg

Hi!

Witaj w świecie Charliego! Make yourself at home and smell the roses!

*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of Summer 2023

*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of Summer 2023

Letnie wakacje miały trwać i trwać, a tu nagle do drzwi puka back-to-school! No dla niektórych przynajmniej. Ja odpocząłem nie powiem, choć prawdziwy urlop – wrześniowy – dopiero przede mną. Zebrałem też dla Was po tej dwumiesięcznej przerwie naszych Ulubieńców. Trochę tego jest. Zapraszam więc oficjalnie na Best of Summer 2023.

Ale najpierw – jak to ja – parę słów o pogodzie. Lato było w kratkę i w sumie mi to odpowiadało. Człowiek nie zdąży znudzić się ani upałem, ani deszczem, ani pochmurną, chłodna aurą. Całe lato konsekwentnie latałem na wieczorne dynamiczne spacery, które uzupełniałem ćwiczeniami w parkowej siłowni i na dywanie w pokoju.. Parę razy zmokłem do suchej nitki, parę ocierałem sowity pot z czoła, w największe upały wychodziłem dopiero po zmroku. Nie żałuję niczego – czuję się lepiej i mam nadprogramowe parę centymetrów w większości ciuchów. Czyż to nie jest świetny powód do odświeżenia garderoby?

Latem było mniej eventów i spotkań, co nie znaczy, że nic w świecie perfum i kosmetyków się nie działo. Był po prostu czas na powolniejsze, bardziej metodyczne testy, czytanie i układanie sobie w głowie tego o czym chciałbym opowiedzieć kiedy sezon ogórkowy dobiegnie już końca. W lipcu odbyłem z przyjaciółmi kolejne Zapachowe Spacerro po stolicy oraz urządziłem sobie dwa tematyczne tygodnie – jeden z kolorami, a drugi poświęcony wyłącznie rodzinie zapachów Terre d’Hermès. Z przyjemnością wziąłem też udział w instagramowym live’ie na zaproszenie Kasi z profilu edpholiczka. Rozmawialiśmy o ulubionych zapachach przeznaczonych (oficjalnie) dla płci przeciwnej.

Odkrywałem nowe w Polsce perfumeryjne marki – Les Eux Primordiales i Les Bains Guerbois w GaliLu, Da Gabor w Quality i Cadèle Paris w nowo otwartej łódzkiej perfumerii Sillage. W perfumeriach Douglas i Sephora wąchałem nową-starą markę Cherigan, butikową kolekcję Moncler oraz butikowe nowości Dior (Dioriviera) i Giorgio Armani (Santal Dan Sha). Ale jak wiecie ja testuję zapachy z różnych półek, wpadły więc też i propozycje bardziej budżetowe od El Ganso i Pepe Jeans, które możecie odkryć w perfumeriach Hebe. W przestrzeni internetowej odkryłem nowy zapachowy concept store Adoraconcept, który oferuje perfumy trzech młodych, niszowych francuskich marek: Scentologia, Paradis des Sens i Alfred Ritchy. Testy były nieśpieszne i bardzo wnikliwe. Przyniosły wyłonienie ulubieńców w każdej z tych trzech marek. O pierwszym z nich przeczytacie już dziś poniżej. Latem podróżowałem też zapachowo do Afryki, a dokładniej do Accry - stolicy Ghany. Mozliwe to było dzięki nowemu zapachowi Gallivant poświęconemu temu miastu właśnie.

Kosmetycznie też nie bumelowałem. Lato zacząłem od świetnej konferencji Sensum Mare, na której oprócz poznania nowego produktu chroniącego przed słońcem – Algodrops Satin SPF 50+  – dostaliśmy ogromną dawkę wiedzy na temat profilaktyki antyczerniakowej. Łącznie z badaniami skóry w Furze Zdrowia. Tamtego ranka, w Vilii Foksal jadłem też najpyszniejszego omleta tego lata i było to jedno z wielu subiektywnie usprawiedliwionych odstępstw od mojej diety. Wraz z Be testowaliśmy produkty do włosów – nową odżywkę w spreju Redken i duet do włosów blond/siwych od System Professional LUXEBLOND. Ja pryskałem też włosy nowościami dla mężczyzn – pre-stylerem UP RISER Kosciuschko i solą morską Zew for Men. Be smarowała się złocistym olejkiem Monoi Touch od Creamy, a ja próbowałem kosmetyki z debiutującej latem linii męskiego makijażu Bell Homme. Poznaliśmy też nowości polskiej marki SLAAP – wielorazowe płatki pod oczy oraz ujędrniający olejek do ciała. Moje serce zmiękło totalnie na widok nowego uniwersalnego kosmetyku Diora Le Baume (więcej o nim poniżej), a moja broda fajnie miękła pod nowym, pięknie pachnącym olejkiem do zarostu Dolce&Gabanna K. Całe lato walczyłem o wyraźniejsze rzęsy i brwi (tych pierwszych natura mi poskąpiła, te drugie jakoś spłowiały z wiekiem). Do tego celu regularnie używałem kosmetyków Revitalash (serum do rzęs i maska do rzęs i brwi) oraz Jane Iredale (odżywka do rzęs i żel wypełniający do brwi). W letnim zestawie Revitalah była też zalotka, ale póki co nie miałem odwagi jej użyć. Lato to oczywiście częstsze kąpiele, a ja lubię gdy w kąpieli lub po prysznicem ładnie pachnie. Do stworzenia pachnącej atmosfery w łazience posłużyły mi nowe żele od Savoné (piękne cytryny w Citrone de Sicile), Eight & Bob (żel z męskiej linii Les Essentiels o zapachu świeżego prania) i Corpus (Santalum o przepięknej świeżej, drzewnej nucie). A skoro już jesteśmy przy cudownie pachnących kosmetykach to pod koniec sierpnia przyleciała do mnie nowość aż z Antypodów o boskim, głębokim zapachu róży. Mowa o nocnym serum anti-age z bio-retinolem od marki Antipodes, które właśnie zaczynam testować. Na testerski tapet wziąłem też nowość od Kiehl’s – ich kultowy krem walczący z 7 oznakami starzenia podany teraz w lekkiej konsystencji Soft Cream.Dosłownie ostatnim letnim rzutem na taśmę wpadły do mnie nowości KovaliteSKIN z linii do ciała BODY z jednym bardzo ciekawym produktem… Ale o tym pewnie już w jesiennej edycji Ulubieńców…

Ale jak wiadomo nie samymi kosmetykami i perfumami człowiek żyje, zwłaszcza latem. Bywaliśmy tu i tam, bo lubimy kręcić się po Warszawie, kiedy prawie wszyscy z niej wyjeżdżają. Zaliczyliśmy świetny piknik w parku Królikarnia, gdzie odwiedziliśmy nową kawiarnianą przestrzeń Pląs. Fantastyczna lokalizacja i design o kawie nie wspominawszy. Szkoda tylko, że dość daleko jednak od nas. Znacznie bliżej mamy Trzy Kielichy – nowy gastro concept na Pradze – gdzie po pierwszej wizycie mieliśmy apetyt na dużo, dużo więcej. Parę razy odwiedziłem tego lata restaurację Butero, a absolutnym hitem wakacyjnych miesięcy okazał się ich migdałowy chłodnik serwowany z kwiatami (dwa razy były to stokrotki, raz podano go nam z nasturcjami). Lody bardzo zasmakowały nam w nowej lodziarni Licked. Są to lody włoskie czyli po angielsku soft serve. Pistacja była mega! Ja jadłem też absolutnie kwaśny sorbet z pigwy na Mokotowie i processo z marakują w Ogrodzie Saskim. A poza tym były grane stałe sezonowe hity od fasolki szparagowej, porzeczek i wiśni (tak, czereśnie trącą dla mnie trochę nudą) po sierpniowe śliwki, morele i brzoskwinie. Raz pozwoliliśmy sobie na wypasione jagodzianki i było to absolutne niebo w gębie. Dużo, drogo i pysznie, ale podkreślam – tylko raz! Parę razy za to wpadły nam na patelnie kurki, a tak to przewidywalna dietetyczna rutyna – owsianka, orzechy, ostropest, chia i bardzo, bardzo ciemny chleb. Ten ostatni to coś czego chyba najbardziej mi brakuje podczas diety (zdecydowanie bardziej od deserów i drinków) – pyszny, świeży biały chleb. Raz pozwoliliśmy sobie na taki z nowo otwartej piekarni przy Wilczej Żyto i był on naprawdę grzechu wart!

Zaliczyliśmy film o Barbie – ja na różowo, Be na niebiesko (na pohybel stereotypom kolorystycznym!). Obejrzałem i zapomniałem czyli jak to się mówi po angielsku nothing to write home about. Ale bardzo przyjemnie mi się nosiło tamtego letniego wieczoru deserowy zapach Rochas Man Intense. Czy tak mógłby pachnieć Ken? Możliwe, gdy dobije już do 30stki… Już o wiele więcej food for thought dała mi świetna wystawa w Zachęcie zatytułowana Łacińskie Figur Racje. Nie spodziewałem się, że ktoś współcześnie jeszcze maluje jak Malczewski czy Prerafaelici. Polecam, do odwiedzenia do 15 października.

Czy o czymś nie zapomniałem? No tak kawa! Wspomniałem już o Café Pląs w Królikarni, całkiem dobrą kawę jak zwykle wypiłem też podczas mojego jednodniowego wypadu do Łodzi w Owoce i Warzywa, ale w Warszawie oczarowało mnie nowe dla mnie miejsce. Po kolacji w Bibendzie zachciało mi się pewnego wieczoru kawy, a że tuż obok na rogu jest Zaremba Café, o której dużo słyszałem, postanowiłem przekonać się czy tak tu fajnie na własnej skórze (i podniebieniu). I rzeczywiście atmosfera jest tu wyjątkowa. Elegancka, ale nie sztywna. Obsługa w sposób naturalny i nienachalny nawiązuje ciekawe konwersacje z klientami przy barze, a espresso jest naprawdę zacne. Będę wracał!

Niespaleni słońcem, niewydrenowani przez ekskluzywne wakacje i nieobjedzeni goframi żegnamy powoli lato i wchodzimy w nowy sezon – na zewnątrz jak i tu na blogu. Myślę, że będzie się działo i będzie o czym pisać, bo ilość premier przygotowanych na wrzesień, które już się pojawiają przyprawia o zadyszkę. Już zacząłem testować. Ale póki co spójrzmy na to co najprzyjemniej zapadło nam w pamięć w lipcu i sierpniu. Zaczynamy!

 



ZAPACH:

Latem – o dziwo – zauroczyły mnie najbardziej trzy zapachy, z których żaden nie jest typowo letni. Pierwszy z nich to moje nowe różane olśnienie! Roża totalna choć nazwali ją Różą Fatalną. Jest przepiękna, pełna i asertywna. Totalnie świadoma swej mocy. Nie jest ani kobietą ani mężczyzną. Jest opowieścią o kwiecie, który żyje i rozwija się wieloetapowo. Od świeżości podkreślonej rabarbarem, poprzez drzewność z cyprysem po wyrafinowany klimat orientalny. Z cudownie poskromioną słodyczą i niebywale dobrymi parametrami. Moja nowa różana miłość – Rose Fatale od Cadèle Paris. W drugim zapachu również jest róża, ale nie jest ona tu główną bohaterką. Dopełnia pięknie podane drewno agarowe. Z oudem u mnie było tak, że kiedy wszyscy szaleli na jego punkcie, ja je kontestowałem. Teraz coraz częściej doceniam, ale też nie w każdej odsłonie (nie toleruje oudu bardzo zwierzęcego). W Tra.ce młodej francuskiej marki Scentologia oud ma w sobie i świeżość podbitą przez bergamotkę i kolendrę, i wspomnianą różaność i w końcu piękne irysowe przypudrowanie. Jest to jednak zapach przede wszystkim drzewny. Agar wzmocniono tu nutami cedru i jałowcowego olejku cade. Trwałość również godna podziwu. Trzeci zapach jest zupełnie inny. Ulotny, efemeryczny, zielony… Zakochałem się w nim podczas upalnego, suchego sierpniowego tygodnia, kiedy tęskno zrobiło mi się za wiosenną świeżością. Najnowszy flanker „Kropli” od Issey Miyake to przepiękna soczysta zieleń gniecionych liści, w towarzystwie sztandarowego dla tej linii bzu i delikatnych, świeżych magnolii. A Drop d’Issey Essentielle to był mój wiosenny oddech w środku lata. Zostanie ze mną aż znowu zakwitną bzy.




TWARZ:

Marka BasicLab zrobiła tego lata bardzo fajną rzecz. Do wszystkich współpracujących z nią blogerów wysłała ankietę dotyczącą potrzeb pielęgnacyjnych, która pozwoli na spersonalizowany dobór wysyłanych przez nich do testów nowości. I właśnie dzięki temu otrzymałem zestaw do mycia i tonizacji dla cery wrażliwej i naczynkowej. Bardzo przypadła mi do gustu kojąca pianka myjąca, która dzięki zawartości łagodnych substancji myjących i oleju z awokado nie narusza bariery hydrolipidowej. Latem twarz myłem często (czasami również w ciągu dnia) i nie zauważyłem zwiększonego wysuszenia czy zaczerwienienia. Wręcz przeciwnie, kosmetyk miał na nią rzeczywiście działanie kojące. Myślę, że świetnie się również sprawdzi jesienią i zimą. Drugi produkt, który wybrałem do Ulubieńców Miesiąca, dowodzi, że ten sam kosmetyk może na nas zrobić różne wrażenie w różnych porach roku. A może wpływ mają też na to inne czynniki…? W każdym razie gdy pierwszy raz używałem rewitalizującego serum z czerwoną kamelią No. 1 de Chanel oceniłem je jako poprawne. Teraz przy drugim flakonie doznałem w końcu efektu wow! Lekka półprzeźroczysta płynna emulsja naprawdę świetnie rewitalizowała skórę w letnich miesiącach. Od razu rzucało się w oczy zdrowe rozświetlenie cery. Przy regularnym stosowaniu zauważyłem też wygładzenie i poprawienie struktury. Bardzo fajna rzecz w energetycznym czerwonym flakonie, którą na pewno powtórzę. Wspomniałem we wstępniaku o rzęsach i brwiach. Te ostatnie okazjonalnie pociągałem dla dodania koloru Beard & Brows Stick z nowej męskiej linii makijażowej Bell Homme. Produkt jest wodoodporny i zapewnia ultra naturalny efekt co u faceta jest nader ważne. Naprawdę trudno tu przerysować brwi. Sztyft gładko sunie po skórze i włoskach zostawiając jedynie dyskretny brązowo-szary cień. Po aplikacji łagodziłem jeszcze ten efekt przeczesując brwi szczoteczką. Nie rozmazuje się w ciągu dnia. Można go również używać do optycznego wypełniania rzadkiego lub ‘łaciatego’ (patchy) zarostu. Tego jeszcze nie robiłem, ale na pewno kiedyś spróbuję. Atutem kosmetyku jest również bardzo atrakcyjna cena.




BODY:

Dieta i ćwiczenia sprawiły, że mam luzy w ciuchach, a niektóre zupełnie ze mnie spadają. Jestem mega ukontentowany z tego efektu ubocznego, ale nie ukrywam, że proces wspieram kosmetykami, bo denerwuje mnie trochę nadmiar skóry w tak zwanych newralgicznych miejscach. Całe lato wcierałem więc w brzuch i w boki, a także w pośladki specyfik marki Collistar o jakże wdzięcznie brzmiącej włoskiej nazwie Pancia e Fianchi (Brzuch i Biodra). Jestem bardzo zadowolony z efektów, ale widzę, że trzeba to robić bardzo regularnie i w zasadzie ciągle żeby utrzymywać fajny efekt. Specyfik wywołuje lekkie mrowienie po nałożeniu, a odpowiadają za to aktywne składniki wykorzystywane w medycynie estetycznej na zlokalizowane depozyty tłuszczu: fosfatydylocholina, karnityna, kofeina, bergamotka i tetrapeptyd. Specyfik wykorzystuje technologię niewidocznego płaszcza – efekt naprzemiennego chłodzenia i rozgrzewania, która zapewnia szybkie wchłaniania składników aktywnych. I rzeczywiście po pierwszej aplikacji nie mogłem się zdecydować czy on mnie rozgrzewa czy chłodzi. Pre-styler dodający objętości włosom to mój łazienkowy must-have do stylizacji włosów. Przetestowałem już wiele i jestem dość wymagający. Up Riser z nowej linii kosmetyków do włosów Kosciuschko mnie nie zawiódł. Podnosi włosy, dodaje im objętości i tekstury, a przy tym odżywia ich słynną mieszanką Męskie Minerały. Fryzura dobrze trzyma się cały dzień, bez zbędnego obciążenia. Kosmetyk pachnie nutą przewodnią całej marki, która jest nie do pomylenia. Super, że mają taki zapachowy podpis. Preparat występuje w aż trzech objętościach. Stosuję go zarówno na mokre włosy przed stylizacją na ciepło jak i na koniec dla utrwalenia. Odwiedziwszy przepiękne wnętrze łódzkiej perfumerii Mood Scent Bar, chciałem koniecznie dokonać tam jakiegoś małego, symbolicznego zakupu. Byłem jednym z pierwszych odwiedzających. Wybór padł na żel do mycia ciała Santalum marki Corpus, którą dotąd znałem z bardzo dobrych dezodorantów w sztyfcie. Santalum Natural Body Wash ujął mnie oczywiście przede wszystkim zapachem. Aromat świeżego, wilgotnego jeszcze drewna jaki tworzy w kąpieli lub pod prysznicem jest niezwykle relaksujący i odświeżający zarazem. A do tego jeśli chodzi o ten segment kosmetyków prawdziwie niszowy. Sam kosmetyk również mi się sprawdził. Myje delikatnie, dobrze się pieni, nie wysusza. Bazą wszystkich żeli pod prysznic Corpus jest zastrzeżona przez markę emulsja z orzecha kokosowego.  Podoba mi się również to, że mieści się w opakowaniu z aluminium, które można poddawać wielokrotnemu recyklingowi. Polecam tę markę! Poznacie ją po seledynowych opakowaniach.  



 

 

FLAKON:

Śledziliście wędrówkę kropli wody u Issey Miyake? Rozpoczęła się w 2021 roku od krystalicznie białego owalu, w którym ukryto niesamowicie piękny akord wiosennego bzu. Rok później flakon pokryły odcienie niebieskości w wersji Fraiche. W tym roku marka postawiła na zieleń. Zafascynował mnie ten minimalistyczny, szalenie taktylny flakon z wgłębieniem wyrzeźbionym przez wodę. Łączy w sobie opływową naturalność i technologiczny design. Kojarzyć się może z designerską myszką. Ten okrągły, poziomy przedmiot zaprojektował Todd Bracher, a wykonano go w 12% ze szkła pochodzącego z recyklingu pokonsumenckiego. W wersji Essentielle z przyjemnością patrzę przez niego na wiecznie zielony świat.




BRODA:

Zawsze doceniam gdy marki luksusowe pamiętają o tym, że coraz więcej facetów nosi zarost. Tym bardziej, że jak wiadomo włosy – czy to na głowie czy na brodzie – są świetnym nośnikiem zapachu. Tego lata odkryłem dwa kosmetyki, które jednocześnie pielęgnują i perfumują męskie zarosty, a przy tym świetnie wyglądają na męskiej półce w łazience. Pierwszym z nich jest odżywczy olejek, który uzupełnia zapachową linię dla mężczyzn K by Dolce & Gabbana. Klasyczne rozwiązanie do pielęgnacji brody i skóry pod nią, ale jak się okazuje nie tylko. Tym delikatnym i pięknie pachnącym olejkiem możesz również umyć twarz! W połączeniu z wodą zamienia się w lekką emulsję. Jego kojąca i relaksująca formuła oparta jest na olejku arganowym i olejku z passiflory. Zamknięto go w lakierowanej szklanej butelce w kolorze niebieskim z ułatwiającą aplikację pipetą. Świetnie mi się sprawdzał latem ze względu na wyjątkową lekkość. W nutach zapachowych olejku wyczujecie cytrynę, figę i drewno cedrowe. Drugi specyfik to znany mi już wielofunkcyjny balsam nawilżający z linii Bleu de Chanel w tym roku podany w nowej formule. Kosmetyk łagodzi skórę po goleniu, nawilża ją po myciu oraz pomaga ułożyć zarost. Spełnia więc trzy funkcje: balsamu po goleniu, kremu nawilżającego (który można nałożyć na całą twarz) i balsamu do zmiękczania i stylizacji brody. Jego świeża, lekka formuła szybko się wchłania i nie pozostawia lepkiej warstwy. Po goleniu zapewnia błyskawiczne uczucie komfortu. Stosowany na brodę zapobiega wysuszaniu włosków. Elegancki, ciężki flakon ze szkła zaopatrzony w wygodną pompkę jest dodatkowym atutem. Ciekawe czy Timothée Chalamet – nowy ambasador zapachu Bleu de Chanel – również lubi go używać?




ZABIEG:

Masaż twarzy to mój ulubiony rytuał nie tylko upiększający, ale i relaksujący umysł. Autorski masaż Facegroovin’ idzie jeszcze dalej – daje twarzy (która jak wiadomo zaczyna się od pleców) porządny wycisk! To intensywny, bardzo głęboki, sięgający aż do okostnej masaż mięśniowo-powięziowy twarzy, a także szyi i góry pleców. Terapeutka pracuje nad równowagą mięśniową, modeluje kształt twarzy, rozluźnia, drenuje i liftinguje, przywracając skórze odpowiednie ukrwienie oraz pobudzając produkcję kolagenu i elastyny. WORKOUT to gra zespołowa - mimo, że leży się wygodnie w fotelu kosmetycznym twórcy tej metody gwarantują, że się w nim nie zaśnie. I rzeczywiście nie zasnąłem! Masaż był miejscami bolesny, ale w granicach wytrzymałości. Newralgicznymi punktami u mnie okazały się górne przyczepy mięśnia mostkowo-obojczykowo-sutkowego (umiejscowione za uchem). Totalnym novum był dla mnie masaż tansbukalny czyli wykonywany przez terapeutkę w rękawiczkach wewnątrz jamy ustnej. Tam tez są mięśnie! Całość wspaniale mnie doenergetyzowała, a całą twarz i głowę poczułem ze zdwojoną siłą (tak, na drugi dzień też). Skóra po zabiegu była mega napięta i wypełniona, fajnie podniesiona i o zdrowym kolorycie. Nie zapomniano tez o warstwie zapachowej. Cały masaż wykonano na bazie olejku Róża-Malina Ministerstwa Dobrego Mydła. Nic dziwnego, Facegroovin’ to nowy projekt założycielek tej właśnie marki. Chciałbym regularnie dawać twarzy taki wycisk. Postaram się wrócić tam już jesienią.  




EVENT:

W sierpniu zrobiłem sobie wycieczkę do bardzo lubianej przeze mnie Łodzi by wziąć udział w otwarciu kolejnej niszowej perfumerii na jej mapie. Mowa o pięknie brzmiącej perfumerii Sillage. Myślę, że żadnemu perfumoholikowi nie trzeba tłumaczyć ani co to słowo oznacza, ani jak prawidłowo je wymawiać.

Nowe pachnące miejsce powstało w centrum handlowym Port Łódź, a jego założycielką jest wielka pasjonatka zapachów – Monika Bernasiak. Monikę obserwuję w SM od dawna. Jej sposób opowiadania o perfumach jest odmienny od mojego, ale to jest właśnie super! Jej opowieści aż buzują od werwy, entuzjazmu i spontaniczności. Planowaliśmy spotkanie na targach w Mediolanie – nie udało się. Wczoraj wieczorem w końcu uścisnęliśmy sobie dłonie, a ja nie mogłem wyjść z podziwu jak fajną kolekcję perfum Monice udało się skompletować w swoim eleganckim wnętrzu.Znajdziecie tu takie dobrze znane hity jak Tiziana Terenzi, Kajal, Atelier des Ors, Xerjoff, Montale czy the House of Oud, ale są również marki, których wcześniej nie widziałem w Polsce, a nawet nie widziałem ich na targach Esxence. Jest angielski Welton, hiszpańskie Botanicae czy włoskie M.INT, Marcoccia i Roberto Ugolini. Są też świece i zapachy do wnętrz (Millefiori Milano, Vellutier i Woodwick) oraz kosmetyki (QMS, Natura Bissé, Lavertu). Na miejscu można dokonać zakupu próbek.Dużo, choć nie wszystko oczywiście, przetestowałem i polecam Waszej uwadze ciekawy koncept marki Brecourt gdzie wraz z głównym zapachem kupujecie zestaw 4 małych fiolek, dający możliwość dowolnej personalizacji. No i moje największe olśnienie, o którym zdecydowanie powinni usłyszeć fani kwiatowców. Cadèle Paris to mloda francuska marka, która w swojej ofercie ma tylko trzy zapachy, ale za to jakie! Świeże kwiaty w Brume de Mai, tropikalne białe kwiecie w Sans Escale i najcudowniejszy – Rose Fatale, czyli mistrzowska róża, z którą wróciłem do Warszawy! Z pewnością do Sillage jeszcze wrócę!




 

MIEJSCE:

Mood Scent Bar to niszowa perfumeria, która przykłada nie tylko dużą wagę do selekcji oferowanych przez siebie marek, ale i do wystroju wnętrz swoich butików. Każdy z tych, które miałem okazję odwiedzić zaskakuje pomysłem. Detal odgrywa tu ważną rolę, a ekspozycje kwiatowe to prawdziwe dzieła sztuki. Nie inaczej jest w najnowszym salonie MSB, który otworzył swoje podwoje latem w Łodzi przy ul. Piotrkowskiej 6. A więc w samym sercu miasta. Wnętrze jest przestrzenne (dużo większe niż warszawskie butiki) i pomalowano je – chciałoby się powiedzieć od stóp do głów – w odcieniu ciemnej niebieskości. Ten totalny kolor robi niesamowite wrażenie! W centralnym punkcie znajduje się kasa, choć tego miejsca nikt by chyba nie podejrzewał o tak banalną funkcję. To piramida z okręgów, która wygląda jak schody. Nad nią wisi obłędny żyrandol ze złotymi soplami. Ciepłe złoto to jedyny odcień, który wybrano dla skontrastowania niebieskości. Butik urządzony jest  bardzo minimalistycznie, ale są tu ciekawe detale przykuwające uwagę – wspomniany żyrandol, stare kolumny, stolik do pakowania prezentów, który nawiązuje do motywów rodem z synagogi. Byłem chyba jednym z pierwszych klientów łódzkiej perfumerii Mood Scent Bar i jej wnętrze zrobiło na mnie niesamowite wrażenie. Nie tylko na mnie zresztą. Wszyscy znajomi mi łodzianie, którzy tam wpadli z mojego polecenia podzielali mój zachwyt. Warto to miejsce odwiedzić. Sprzyja kontemplacji, która tak bardzo pomaga przecież w wąchaniu.




HOME:

Czym pachniał nasz dom latem? Rano różą a wieczorami herbatą z kminem! Pachnące papierki Papier d’Armenie znam nie od dziś, ale zawsze coś mnie powstrzymywało od kupienia ich w wersji różanej. Bałem się, że ten zapach mnie przytłoczy. Nic bardziej mylnego! Palone karteczki Papier d’Armenie Rose roztaczają wyrafinowany orientalny zapach róży, ale nie przytłaczają ani słodyczą, ani kwiatowością. Wiem, bo potrafiłem je palić nawet rano przed pracą. Właściwie bardzo często mi ją uprzyjemniały. Dziękuję za możliwość ich przetestowania – był to miły prezent na początek lata. Wieczory należały natomiast do świecy Diptyque Thé. Niesamowita (i nieoczekiwana) mieszanka suchej, dymnej herbaty, odświeżona bergamotą i pogłębiona przyprawami (kmin i pieprz) oraz skórą o dziwo bardzo dobrze się sprawdzała nawet po upalnym dniu. Jej ostrość wnosiła zaskakujący chłód. Jeśli jednak ktoś nie trawi zapachu kminu, nie powinien raczej sięgać po tę świecę.



SŁOŃCE:

W czerwcu do Ulubieńców Miesiąca dołączyła tradycyjnie kategoria Słońce. Teraz pod koniec lata mogę polecić trzy produkty, które doskonale sprawdzały mi się przez całe lato. Zacznijmy od ciała. Tu wyróżnić chcę Invisible Sun Protection Milky Spray marki Rituals. Delikatne mleczko w areozolu z SPF 30 i specjalnym kompleksem Hydra-Boost doskonale mi się sprawdziło do smarowania nóg i rąk. Innych części ciała nie eksponowałem na słońce. Mleczko oprócz tego, że chroni, bardzo ładnie nawilża skórę i pięknie pachnie białą herbatą i lotosem. Jeśli chodzi o twarz po raz kolejny musze wyróżnić kosmetyk z linii Sun Secure SVR Extreme. Ten transparentny, ultra lekki żel sprawdza mi się już chyba przez trzeci letni sezon. Momentalnie się wchłania i nie pozostawia żadnej warstwy na skórze. To chyba jedyny kosmetyk (oprócz kremu z filtrem The Grey), który nakładałem bez oszukiwania w obfitej zalecanej ilości. Nie wyobrażam sobie bez niego upalnych dni. Bogatszą konsystencję ma natomiast preparat ochronny SPF50+ marki Sisley z linii Sunleӱa. Wybierałem go w chłodniejsze dni, a polubiłem bardzo za deklarowane działanie anti-age i zapobieganie powstawaniu ciemnych plam posłonecznych. Rzeczywiście po tegorocznym sezonie nic takiego na twarzy mi się nie pojawiło. Luksusowa ochrona przeciwsłoneczna i pielęgnacja antystarzeniowa w jednym.




GADGET:

Przyznaję się bez bicia, że jestem urodowym gadżeciarzem! Lubię kosmetyki nie tylko skuteczne i dające przyjemność stosowania, ale i takie, które zachwycają mnie opakowaniem, pięknie wyglądają na półce, w ręku czy w torbie. Latem wpadły mi trzy takie urodziwe okazy. Po pierwsze Le Baume od Diora. Gdy tylko zobaczyłem jego białe okrągłe opakowanie, wiedziałem, że musze go mieć. I mam! Ten uniwersalny balsam do nawilżania rąk, ust i ciała to coś co uwielbiam trzymać w ręku. Prawie zawsze nosze go ze sobą. Czy często stosuję? Nie za często, bo oszczędzam! Ale muszę powiedzieć, że doskonale sprawdza się jako krem na dłonie i łokcie. Czy można mieć podobny krem za 1/3 ceny Diora? Pewnie, że tak, ale na pewno nie w takim opakowaniu. Markę Bienaimé 1935 poznałem wczesną wiosną w perfumerii Mood Scent Bar. Potem na targach w Mediolanie odwiedziłem jej stoisko i dowiedziałem się, że robią nie tylko perfumy w retro klimacie, ale i cudowne kosmetyki i gadżety. Od początku bardzo przemawiał do mnie ich pudrowy zapach Vermeil. Tak się stało, że na początku lata otrzymałem w prezencie od cudownej perfumeryjnej duszy mydełko o tym zapachu. Jego prezentacja jest absolutnie urocza. Owalne różowo-czerwone pudełko kojarzy się z pudełkami na pudry do ciała lub… kapelusze. W środku ulotka z opisem na półprzeźroczystym szeleszczącym papierze. I w końcu w bibule zamkniętej złotą naklejką z logo marki ono! Rzemieślnicze mydło w kolorze cielistym z prążkowanym rzeźbieniem i nazwą marki wypisana piękną czcionką po środku. W nutach zapachowych aldehydy, irys, fiołek, piżmo… Totalnie sensualny zapach! Wymarzony prezent, którego aż żal używać i który aż prosi się o piękną mydelniczkę Bienaimé (tak, mają też w ofercie, sprawdźcie koniecznie!). Jak znam siebie wcześniej czy później znajdzie się odpowiednia okazja do sprezentowania sobie takiej. Trzeci beauty gadget jest chyba najbardziej praktyczny i regularnie przez całe lato go używałem. Mowa o stalowej płytce do masażu gua sha od The Grey. Markę uwielbiam odkąd powstała, mam  sporo ich kosmetyków, a ten srebrny dodatek jest świetnym uzupełnieniem i naprawdę działa. Płytką The Grey wykonuję masaż limfatyczny każdego wieczoru. Odpowiednich ruchów nauczył mnie sam założyciel marki Gregor Jaspers. Twarz nabiera fajnych kształtów, skóra jest bardziej wypełniona i napięta, znikają obrzęki i zasinienia. Pod warunkiem, że robi się to naprawdę systematycznie! Dodatkowy atut płytki gua sha The Grey? W przeciwieństwie do tych kamiennych nigdy się nie potłucze! No i jak wygląda!




ULUBIEŃCY BE:

A co pod koniec lata najmilej wspomina Be? Zapachowo sezon ten należał niepodzielnie do nowej premiery Burberry Goddess. I nic dziwnego – Be uwielbia wanilię, a w nowej wodzie perfumowanej Burberry Amandine Clerc-Marie zawarła aż trzy jej różne ekstrakcje: kawior, napar i absolut. Kontrastową nutą jest tu lawenda, która w w ostatnich latach robi w damskich perfumach prawdziwą karierę. „Ten zapach ma w sobie wszystko to, co kocham w słodziakach!” – powiedziała Be. Ja dodam, że Goddess całkiem długo utrzymuje się w powietrzu po tym jak Be wychodzi do pracy. Latem w szczególny sposób należy dbać o włosy farbowane i Be tak właśnie robiła z nowym u nas duetem Luxeblond marki System Professional. Fioletowy szampon zapobiegający płowieniu koloru i powstawaniu pożółkłych odcieni oraz również fioletowa nawilżająca maska zapobiegająca wysuszaniu i łamaniu sprawdziły się doskonale. Ja również używam szamponu z tej linii raz na tydzień. Dobrze robi siwiejącym włosom. Maskę natomiast nakładam na brodę – genialnie ją zmiękcza! Drugi sezon z rzędu Be nie może się nachwalić latem podkładów Chanel z linii Les BeigesTouche de Teint. Ten innowacyjny produkt to tak naprawdę ultraskoncentrowane mikrokropelki pigmentów zawieszone w świeżym wodnym żelu. Efekt? Ultra lekki, nawilżający i rozświetlający efekt, który można dowolnie stopniować. W tym kosmetyku jest aż 60% wody – czy nie tego właśnie potrzebuje nasza cera latem? Ulubiony odcień Be to B30. Gdy w czerwcu polecałem czarny roll-on marki Matis, nie tylko ja go polubiłem. Okazało się, że był mi regularnie podkradany! Na szczęście teraz Be ma już swój, biały, w damskiej wersji i jak mówi jest równie dobry. Dezodorant Réponse Body 24H marki Matis łączy kilka naturalnych składników aktywnych, takich jak łagodzący aloes i absorpcyjny proszek z tapioki, które działają przeciwko wydzielaniu nieprzyjemnego zapachu. Łagodzi podrażnienia po depilacji oraz zapewnia nawilżenie i świeżość przez cały dzień. Co ciekawe jego formuła zawiera również aktywny składnik przeciw odrastaniu włosków, pochodzenia roślinnego z liścia Gymnema, indyjskiej rośliny, która hamuje aktywność cebulki włosowej. Skóra jest zdrowa, ukojona i świeża przez cały dzień.

GDZIE TEGO SZUKAĆ:

Scientologia: www.adoraconcept.com

Cadele Paris: www.sillage.pl

Issey Miyake: Sephora, Douglas

Chanel: Sephora, Douglas, butik marki w Westfield Mokotów

Bell Homme: Hebe

BasicLab: www.basiclab.shop

Collistar: Douglas

Corpus: Mood Scent Bar

Kosciuschko: www.kosciuschko.com

Dolce&Gabbana: Sephora Douglas

Papier d’Armenie: Mood Scent Bar, House of Merlo

Diptyque: butik marki przy ul. Koszykowej

Facegroovin’: www.facegroovin.com

Rituals: salony firmowe i https://www.rituals.com/pl-pl/home

Sisley: Sephora, Douglas, Maison Sisley oraz https://www.sisley-paris.com/pl-PL/

Burberry: Sephora, Douglas

System Professional: www.friser.pl

Bienaimé: Mood Scent Bar

The Grey: GaliLu

Dior: Sephora, Douglas oraz butik firmowy w Westfield Mokotów

Matis: Douglas

Pokazywane produkty pochodzą z zakupów własnych lub paczek PR.

*CO NOWEGO?* - WRZESIEŃ

*CO NOWEGO?* - WRZESIEŃ

*PAMIĘTNIK CHARLIEGO* - Prada L'Homme Water Splash

*PAMIĘTNIK CHARLIEGO* - Prada L'Homme Water Splash