ja5.jpg

Hi!

Witaj w świecie Charliego! Make yourself at home and smell the roses!

*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* Best of March

*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* Best of March

Rozpoczynam dziś na Charliem nowy cykl, który nazywać się będzie “ULUBIEŃCY”. Jego celem jest podsumowanie tego wszystkiego co oczarowało mnie w danym miesiącu. Dziś przedstawiam ulubieńców marca w sześciu kategoriach, ale te nie są ustalone na sztywno i na zawsze. Wszystko zależy od tego co w konkretnym miesiącu będzie wpadać mi pod nos, na skórę lub w oko. A więc zaczynamy…

W marcu jak w garncu… było i mroźnie i słonecznie. Raz waliło gradem, raz człowiek zdejmował kurtkę i łapał wczesnowiosenne ciepło. To dobra pora na perfumy, bo dość uniwersalna. Z jednej strony korci już nosić coś zielonego, lekkiego, wiosennego, z drugiej - gdy pogoda kaprysi - z chęcią wraca się do sprawdzonych zimowych misiaków. I tak dokładnie było u mnie. Wiosną powiał najnowszy zapach z butikowej kolekcji Les Exclusifs de Chanel - 1957. Jego kluczowy składnik - piżmo - pokazuje tu swoje różne oblicza: powietrzne i przeźroczyste, miękkie i kremowe, intymne i pudrowe. Kompozycja ma w sobie wspaniałą lekkość z odrobiną pikantności i miodowo-woskowym wykończeniem. Przepięknym drzewnym zapachem, który odkryłem poznając nową markę Le Couvent des Minimes, było Valparaiso. Ten chilijski port stał się inspiracją dla jednego z pięciu zapachów w linii Parfum Remarquables (pozostałe cztery to też porty). Valparaiso to statek wiozący aromatyczny, wilgotny cedr, który miesza się z ziemistością wetywerii porastającej ląd, a nad wszystkim unosi się surowa, słona morska bryza. Zapach przepiękny, który ma w sobie wszystko to co lubię. I ma siłę! Trzeci ulubiony marcowy zapach był jak uderzenie piorunem - wszedłem do perfumerii, powąchałem i kupiłem. Z wanilią najczęściej nie jest mi po drodze, ale ta podana w Just Rock! For Him marki Zadig&Voltaire, przełamana drewnem, paczulą i przyprawami, po prostu świetnie mi robiła gdy zima nie dawała za wygraną. Z przyjemnością zużyję niewielki, 30-ml flakonik.

56164101_2112245612206861_3222763538443403264_n.jpg

A co w pielęgnacji? Węgiel u mnie zawsze na propsie! Odkryłem nowe mydło z węglem drzewnym z bambusa marki Arbonne i w zasadzie przez większość miesiąca się z nim nie rozstawałem. Ten kosmetyk idealnie działa na moją skórę - wystarczająco dogłębnie ją oczyszcza, ale bez zbędnego wysuszania i ściągania. Bo nie wiem jak wy, ale ja tego nie lubię. Spać chodziłem z kremem Time-Filler Night francuskiej marki Filorga. Nie dość, że walczy pod osłoną nocy z wszystkimi rodzajami zmarszczek, to jeszcze ma genialną konsystencję sorbetu, który idealnie stapia się ze skórą. Jego aplikacja to sama przyjemność, a przyjemności przed snem przecież są jak najbardziej wskazane! W dzień natomiast uczyłem się nosić podkład (a jeśli uwiera was to słowo, to proszę - ‘krem koloryzujący’) z pierwszej stworzonej z myślą o mężczyznach linii do makijażu Boy de Chanel. Nie było trzeba zbyt wiele wkuwać! Le Teint Foundation Boy de Chanel mega łatwo rozprowadza się na skórze, stapia się z nią pozostawiając bardzo naturalne wrażenie. Nie ma mowy o efekcie maski, sztucznym odcieniu czy kontrastowym odcinaniu się od reszty człowieka (a mogę coś na ten temat powiedzieć, bo jak wiecie nosze brodę). Ten miejski krem kamuflujący z filtrem SPF 25 ujednolica koloryt twarzy, dodaje zdrowego blasku i dyskretnie tuszuje niedoskonałości (cienie, zaczerwienienia, itp.). To mój pierwszy w życiu podkład i naprawdę bardzo go polubiłem. Stosuję odcień No. 30 Medium Light (w sumie jest ich osiem). Całą linię Boy de Chanel opakowano w ciemny granat, tak zgadliście, ten sam, który znamy z Bleu de Chanel.

55713757_327585421227317_7791370141538713600_n.jpg

Rytm prysznica w tym miesiącu wybijał mi - w dosłownym tego słowa znaczeniu - nowy shake do kąpieli z migdałowej linii L’Occitane en Provence - Douche Frappee. Dwufazowa konsystencja - olejkowa i mleczna - miesza się jak koktajl przy potrząśnięciu butelką (a metalowe kulki w środku robią poranny hałas) tworząc płynną, mleczną miksturę o zapachu trochę zielonych, trochę słodkich migdałów. Skóra po wymyciu jest długo pachnąca i dobrze nawilżona. No i ile przy tym zabawy! Zimowe miesiące mają to do siebie, że wysuszają skórę całego ciała, która dodatkowo, pozbawiona słonecznych promieni, wygląda blado i nieatrakcyjnie. Jak sobie z tym radzę? Za pomocą balsamu w spray’u SVR Topialyse Baume en Spray. Ten kosmetyk jest mega wygodny! Płynny balsam można aplikować na dłoń lub bezpośrednio na skórę trzymając atomizer w dowolnej pozycji (również do góry nogami). Szczęśliwie nie cierpię na żadną z tych przypadłości, ale preparat nadaje się idealnie do skór bardzo suchych i atopowych. A teraz wygłoszę herezję: lubię go, bo się nie za dobrze wchłania! Tak, zostawia na skórze, lekki, nie za tłusty film, który sprawia, że skóra się po prostu ładnie i zdrowo świeci. A tego mi po zimie potrzeba. Czy jest gdzieś tu haczyk? Tak! W domu polubiłem go nie tylko ja, w związku z tym w kwietniu trzeba będzie uderzyć do apteki po nową butelkę (która wygląda jak dezodorant). Balsamu używam w domu, ale większą część życia spędzam jednak poza nim. Wtedy zawsze mam przy sobie krem do rąk. W marcu nosiłem ze sobą krem do rąk z męskiej linii polskiej marki Naturativ, która jest dla mnie mistrzem jeśli chodzi o czyste, ekologiczne składy. Ufam im bezgranicznie! Świetnie nawilża i regeneruje dłonie, chroniąc je przed zewnętrznymi agresorami takimi jak wiatr, zimno lub zbyt gorąca woda. Pachnie wybitnie męsko - nutą świeżego cedru. I jest go aż 100ml co oznacza, że ma szanse być moim ulubieńcem przez kilka następnych miesięcy.

54728222_370863100422111_8218494249600024576_n.jpg

Nie ukrywam, że przykładam dużą wagę do tego jak wygląda moja czupryna. Póki jeszcze ją mam! Z drugiej strony, nie wymaga ona ode mnie nie wiadomo jak kosmicznych starań. Podstawą jest dobry szampon. W marcu świetnie sprawdził się ten z męskiej linii L’Oreal Professionnel Homme - Tonique. To szampon rewitalizujący do włosów normalnych, a takich chyba właśnie jestem posiadaczem. Dodaje włosom życia, ładnie je nabłyszcza i przede wszystkim nie obciąża. Zawiera też antyoksydanty w postaci polifenoli. Zawsze dobrze mieć czym przywalić wolnym rodnikom!. Po myciu nie stosuje zwykle odżywki. Moje włosy tego nie wymagają. Zupełnie przez przypadek jednak trafiłem w łazience na produkt, który mam już od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz odkryłem jego zbawcze działanie. To fluid ochronno-regenerujący Bumble & Bumble Save the Day. Czym mnie tak uwiódł? Tym, że dosłownie dwie krople tego zawierającego olejek z kamelii żelo-kremu wtarte we włosy chronią je przed gorącym powietrzem suszarki i zapobiegają puszeniu się i elektryzowaniu. Suszary używam codziennie, więc teraz zawsze już idzie na włosy przed nią ten lekki, pachnący zielonymi jabłkami fluid. O ile na odżywkach do włosów zaoszczędzam, całą tę kasę razy dwa potrafię przetracić na produkty do stylizacji. Są to zwykle pasty do układania włosów. W tym miesiącu rządziła niepokonana Rough Paste szwedzkiej, wegańskiej marki REF. Mocny hold, raczej matowe wykończenie i dodanie włosom objętości to jej podstawowe cechy. Jest szalenie wydajna. Na moje potrzeby wystarcza ilość wielkości paznokcia u najmniejszego palca (dłoni, of course). Pasta jest dość zbita więc trzeba ją rozgrzać i rozetrzeć dobrze w dłoniach by osiągnąć dobry efekt stylizacyjny.

55783765_582114902266145_8050211997809115136_n.jpg

Wejść do HEBE skuszonym obniżkami na perfumy i wyjść z nowym olejkiem do brody. Niezbadane są wyroki… Pod koniec marca już, odkryłem, że w tej sieci drogerii, na półce dla facetów, znajduje się bardzo atrakcyjna dla oka linii kosmetyków polskiej marki Yasumi. Yasumi to sieć salonów urody i SPA w całej Polsce, ale robią też swoje własne kosmetyki. Teraz również dla mężczyzn. Olejków do brody mi nie brakuje, muszę się jednak przyznać, że ten kupiłem z uwagi na piękne, imitujące skórę pudełko. W domu spodobała mi się sama buteleczka z pipetką, a apogeum radości nastąpiło po nałożeniu olejku na brodę. Ten zapach!!! Nie jakiś mocny czy przełomowy, ale po prostu tak bardzo przypominający mi moje ukochane perfumy z lat 90 Cacharel pour Homme. Obłęd! Sam olejek jest dość lekki (łączy w sobie nierafinowane olejki z makadamii i ze słodkich migdałów), ale dobrze nawilża zarost i skórę pod nim. Mógłby troszeczkę lepiej nabłyszczać, ale daruję mu to z uwagi na rozkosze olfaktoryczne jakich mi dostarcza. Z ciekawości spróbuję chyba pozostałych produktów z tej męskiej linii Yasumi - mają chyba jeszcze jakiś kem i coś do mycia. Jeśli pachną tak jak olejek, kupili mnie żywcem.

55680258_2300767573546118_1421353206805430272_n.jpg

BRODA

Co sądzicie o limitowanych flakonach perfum? Fun czy strata czasu i pieniędzy? Osobiście w takie kolekcjonowanie nigdy się szczególnie nie wkręciłem … z jednym wyjątkiem - corocznym flakonem H dla kultowego już zapachu Terre d’Hermès. Zacząłem trzy lata temu. W ubiegłym roku na flakonie z pomarańczowym H u podstawy i lustrzanymi ramionami odbijającymi niebo pojawiły się, nomen omen, obłoczki. W tym rządzi geometria, a ja to uwielbiam! Jest to projekt angielskiej ilustratorki i designerki Liubov Edwards, a przedstawia rozwiane przez wiatr romby i kwadraty. Wygrał w konkursie z 636 innymi wizjami z ponad 75 państw. Zapach bez zmian, najlepszy!

56312112_1067692386766055_144521101140033536_n (1).jpg

Najpiękniejszy flakon

Ostatnia kategoria marcowego podsumowania to Najmilsze Wspomnienie. I tak się składa, że znowu jest to Hermès. A konkretnie przygotowana przez markę premiera najnowszego zapachowego ogrodu - Un Jardin sur La Lagune. Wszystko począwszy od zaproszenia, przez samo miejsce, po ‘nie przegadaną’ prezentację nowego zapachu było przepełnione duchem niedopowiedzianej elegancji Hermès. Zapach powitaliśmy w eleganckich wnętrzach, a w zasadzie ‘zewnętrzach’ niedawno otwartego hotelu Raffles Europejski Warsaw. Umiejscowiony w patio przeszklony Pawilon Zimowy okazał się być idealnym otoczeniem dla tej premiery. Bogactwo roślin - o ogrodzie przecież mowa - i surowe, czerwone cegły. Oto cała dekoracja. Czerwień cegieł nawiązywała oczywiście do barwy jaka spowija nowy flakon, ale również do muru, za którym mieści się sekretny, wenecki ogród angielskiego Lorda. To on stanowił inspirację dla pierwszego stworzonego przez Christine Nagel zapachu z kolekcji Jardin. Przemiłe wspomnienia z premiery pozwala odświeżać (jakże pasuje tutaj to słowo!) sama kompozycja zbudowana z nut magnolii, pittosporum i akordów słonych. Ale nie tylko.. Do zapachu dołączony był bowiem dopasowany kolorystycznie notes z ołówkiem. Teraz mam gdzie zapisywać swoje wspomnienia … i swoich ulubieńców w nadchodzących miesiącach.

55817156_303021073723215_6513420240569761792_n.jpg
*NOWY ZAPACH* Hermès, Un Jardin sur la Lagune

*NOWY ZAPACH* Hermès, Un Jardin sur la Lagune

*NOWY ZAPACH* - Tiffany & Co. Sheer

*NOWY ZAPACH* - Tiffany & Co. Sheer