ja5.jpg

Hi!

Witaj w świecie Charliego! Make yourself at home and smell the roses!

*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of July

*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of July

Gdy to piszę za oknem jest istne oberwanie chmury, a w domu, pomimo porannych godzin, panują ciemności. Nic to. Zapaliłem świecę Cedr, wytoczyłem najbardziej hardcorowy olejek do brody Gasoline od Pan Drwal, spryskałem się piękną skórzano-drzewną figą od Vilhelm Parfumerie – Dirty Velvet – i jest mi dobrze. Ah, zapomniałbym – do kremu nawilżającego dodałem kroplę żelu brązującego Le Labo. Dbajmy o opaleniznę – tak szybko odchodzi!

I tak sobie myślę, że lipiec był bardzo łaskawy pogodowo. Pierwszy od czasów lockdownu event, który odbył się na żywo, był skąpany w promieniach słońca. I bardzo adekwatnie, bo mowa o otwarciu letniego pop-up’ Un Été de Chanel (Lato Chanel). Pamiętam, że był upał, a my urzędowaliśmy w czarnych maseczkach. Na szczęście było się czym schładzać – od lemoniad począwszy, a na letniej linii wód toaletowych Les Eaux de Chanel skończywszy.

Jedną z lipcowych niedziel spędziliśmy na przepięknej nadwiślańskiej plaży za miastem w Rezerwacie Wyspy Świderskie. Namiastka nadmorskich klimatów i prawdziwy chill. Relaks też zapewnił mi znakomity zabieg na ciało, który czekał na mnie od.. Walentynek. W oparach whisky i tytoniu rozpieszczano mnie w Yo!ZEN. Po szczegóły zapraszam poniżej.

Był czas na odkrywanie nowości i wyprzedażowe zakupy. Było sporo drippa na lodzie, trzy razy popełniłem całkiem przyzwoitą frittatę, a w La Iberica jadłem pyszną hiszpańską tortillę. W lipcu też po raz pierwszy chyba jadłem liście musztardowca, które bardzo mi zasmakowały. I tak się złożyło, że przez całą końcówkę miesiąca serwowano mi je codziennie na śniadanie podczas naszego greckiego urlopu.

No właśnie, bo końcówka lipca to już same przyjemności. Tydzień na pustym Rodos, ze słońcem, wiatrem, turkusowym morzem, kwiatami plumerii i dojrzewającymi figami. Tym siedmiu dniom poświęciłem nawet osobny wpis. Jeśli jeszcze nie czytaliście – serdecznie zapraszam.

A teraz już szybko przechodzimy do Ulubieńców Lipca, do których z całą pewnością nie zaliczały się komary!

20200803_171309-COLLAGE.jpg

Zapach:

W kwestii zapachu udało mi się znaleźć w lipcu tercet idealny, który doskonale ogrywał wszelkie pory dnia (i nocy). Poranki – zwłaszcza te gorące - bardzo często należały do Paris-Biarritz – letniej wody łączącej akordy cytrusowe z zielenią konwalii z kolekcji Les Eaux de Chanel. W ciągu dnia – do pracy czy na spotkania – nosiłem najnowszą edycję – L’Homme Idéal Guerlain – Extrême.. Bardzo dobrze na mnie się układa, jest wyrafinowana, ale nie ciężka, pięknie łączy przewodnie tematy migdałowe z soczystą śliwką i aromatycznym tytoniem. A na wieczór, na specjalne okazje lub gdy chciałem się porozpieszczać – Santal Noir z butikowej linii Maison Christian Dior. Cudownie drzewno-różana kompozycja ułożona na ziarnach ambrette. Orientalny sznyt oraz orientalna trwałość i tren.

20200803_172359-COLLAGE.jpg

Twarz:

Nie raz już pisałem o moim uzależnieniu od mgiełek do twarzy. I nic w tej kwestii się nie zmieniło. W lipcu upolowałem bardzo fajny hydrolat australijskiej marki Aesop z wyciągami z bergamotki, róży i rumianku. Pachnie wybornie i zapewnia twarzy ekspresowe nawilżenie. Sprawdzał się doskonale o poranku oraz w zasadzie każdej chwili na i po plaży. W walizce dużo miejsca nie zajął, bo ma wygodną, podróżną wręcz pojemność 60 ml. Travel-friendly okazał się też drugi z ulubieńców lipca chłodzący żel pod oczy z masażerem z linii Réotier od L’Occitane. Wspaniały rozbudzacz i pogromca cieni pod oczami! W miarę możliwości trzymam go w lodówce. A co najlepiej nawilżało i regenerowało skórę po ekspozycji na słońce i wiatr? Moisturizing Balm z ekstraktami z jabłka, imbiru i olejem z nasion rośliny limnanthes alba. Bogaty, ale nie ciężki krem idealnie radził sobie z odbudową skóry po walce z żywiołami. Lubię używać go na noc. Tu już drugi, po Dark Circles, preparat amerykańskiej marki Lumin, który zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Marka sprzedaje swoje produkty na zasadzie odnawialnej, dwumiesięcznej subskrypcji. Chyba zmienię ją teraz by poznać ich inne kosmetyki, również te do ciała.

20200803_174225-COLLAGE.jpg

Body:

W lipcu, a zwłaszcza na wyjeździe, dużo uwagi poświęcałem włosom. Słońce, kapelusz, wiatr i sól morska sprawiły, że z jednej strony dość szybko się przetłuszczały u nasady, a z drugiej na reszcie długości stały się suche, matowe i szorstkie. Miałem ze sobą kilka próbek szamponu marki Sisley oznaczonego numerem 1 (Revitalizing Volumizing Shampoo). Okazał się on najbardziej troskliwym preparatem do włosów jaki kiedykolwiek miałem! To w zasadzie kąpiel myjąca z dodatkiem olejku kameliowego, która dodaje energii, objętości i blasku włosom w zasadzie już po pierwszym użyciu. Na urlopie odkryłem też zbawienne działanie na włosy mojego ulubionego suchego olejku od Nuxe Huile Prodigieuse. Wtarty w lekko wilgotne włosy pół godziny przed myciem likwidował nieprzyjemne uczucie szorstkiej suchości, a dodatkowo sprawiał, że włosy o wiele łatwiej się układały. A jak układałem włosy nad morzem? Tu muszę się uderzyć trochę w pierś – solą do włosów Balmain? Wiem, że to dodatkowo wysuszało je, ale to był najłatwiejszy i najbardziej nadmorski sposób na stylizację. Deski nie miałem, to chociaż surferskie fale na głowie były!

20200803_223424-COLLAGE.jpg

Sun:

Wakacyjny miesiąc, jest i wakacyjna kategoria! W ciągu tygodnia spędzonego na Rodos miałem okazję porządnie przetestować sporo – jak się okazało – bardzo dobrych i bardzo ładnie pachnących kosmetyków słonecznych. Moim plażowym i basenowym hitem była nowość od Lancaster – dwufazowa woda do opalania Sun Beauty Nude Skin Sensation. Wysoka ochrona (SPF50+), łatwość aplikacji, bardzo lekka konsystencja i ten wspaniały lekko słonawy zapach neroli! Marka Lancaster, która o słońcu wie chyba wszystko wywodzi się z Monako, podobnie jak Eisenberg, którego linii słonecznej Sublime Tan jestem wierny od lat. Świetnym produktem z tej kolekcji, z którym nie rozstawaliśmy się na wakacjach jest żelowa, chłodząco-łagodząca Maska S.O.S., która oprócz doskonałego nawilżenia pięknie utrwala opaleniznę. Szczególnie wrażliwe miejsca na ciele przed ekspozycją na słońce, a także podczas opalania pokrywałem nowym mineralnym filtrem w sztyfcie od SVR Laboratoires. Chroni on przed 100% promieniowania słonecznego: UVB, UVA, VIS, IR. Jest przyjazny dla skóry i środowiska: zawiera 96% składników pochodzenia naturalnego.

1596487029062.jpg

Flakon:

Sam nie wiem czy te perfumy kupiłem w małej rodyjskiej aptece bardziej dla zapachu, dla flakonu, z sentymentu czy dlatego, że nie mogłem przepuścić takiej okazji. Mowa o jednym z moich najukochańszych zapachów wszechczasów Kenzo pour Homme w vinatge’owym flakonie (batch code wskazuje na rok 1996) zwanym bamboo bottle. Perfumy te zawsze gościły w mojej kolekcji, ale w nowszych wydaniach. Oryginalny flakon znałem ze zdjęć. Zawsze przemawiał do mnie cały koncept tego zapachu – niezwykła morska kompozycja, wyjątkowy flakon i niezapomniana reklama z mężczyzną siedzącym na krześle wpatrzonym w głębię oceanu. Klasyczny flakon w kolorach ciemnego turkusu (idealne zgranie z tematem mrocznej morskości samej kompozycji) nawiązywał do wygiętej na wietrze łodygi bambusowej, która w kulturze japońskiej jest symbolem siły i elastyczności. Był rzeźbiony, na jego froncie znajdowała się gałązka z liśćmi bambusowymi, a korek był zdejmowalny (w obecnej wersji, widocznej na zdjęciu z tyłu, jest zintegrowany z flakonem). Zaprojektował go francuski rzeźbiarz i designer Serge Mansau (niestety zmarł w 2019 roku), który na swoim koncie miał ponad 300 kultowych perfumeryjnych flakonów, m.in.: Déclaration Cartiera, 24 Faubourg Hermès, Dolce Vita Diora, Pi Givenchy, Fidji czy Eau des Merveilles. Najbardziej jednak lubił projektować właśnie dla Kenzo. Flakon Kenzo pour Homme, choć teraz wygładzony, z pewnością przejdzie do historii. Strasznie się cieszę, że go mam!

20200803_223509-COLLAGE.jpg

Event:

W lipcu, przy upalnej pogodzie, odmrażać zaczęły się eventy. Na początku miesiąca wziąłem kurs na lato w specjalnej tymczasowej strefie Un Été de Chanel (Lato Chanel), która powstała w warszawskiej Elektrowni Powiśle. W pięknym otoczeniu znaleźć tam można było wszelkie letnie niezbędniki - zapachowe, makijażowe i pielęgnacyjne: wody z linii Les Eaux de Chanel: Paris-Biarritz, Paris-Deauville, Paris-Venise i Paris-Riviera, letnią linię makijażu z bajecznym dotykiem słońca czyli Les Beiges i ultranawilżającą pielęgnację w postaci specyfików Hydra Beauty. Wypatrzyłem też perfumowaną mgiełkę opalającą L'Eau Tan. Na pokładzie był DJ, a z mini poczty można było wysłać do rodziny i znajomych kartki ze znaczkami Chanel. Motywem przewodnim tegorocznego chanelowskiego lata jest lina żeglarska, z której utkano legendarne logo CC, a także powtórzono na pudrach brązujących. To było bardzo przyjemne otwarcie sezonu!

20200804_100956-COLLAGE.jpg

Zabieg:

Przez ponad trzy miesiące nie chodziliśmy nie tylko do fryzjerów i barberów, ale nie korzystaliśmy też z usług gabinetów SPA i kosmetyczek. Moje walentynkowe zaproszenie na masaż musiało poczekać aż do lipca. Miałem w sumie pewne obawy czy wybrany dla mnie rytuał Whisky & Tobacco nie okaże się zapachowo zbyt ciężki na początku lipca, ale nic z tych rzeczy. Zacznijmy jednak od początku… Rytuał rozpoczął się od rozluźniającego masażu stóp. Następnie wykonano oczyszczanie całego ciała peelingiem na bazie aromatu whisky i tytoniu. Clue programu stanowił masaż całego ciała na bazie oleju macadamia o przewodnim aromacie Whisky&Tobacco (jest to autorska mieszanka salonu YO!Zen). I nie było to jedynie mizianie-głaskanie, a konkretny, dogłębny masaż podczas, którego parę razy szpetnie się skrzywiłem. Wiem jednak, że wszystko to dla mojego dobra. Podobnie jak samo zastosowanie oleju macadamia, który bogaty jest w  witaminę A, witaminy z grupy B, fenole, lecytyny i składniki mineralne. Zapewnia odpowiednie napięcie i jędrność. Wygładza i zmiękcza oraz przenika do skóry właściwej, gdzie aktywuje jej funkcje regeneracyjne. Po kolei wymasowano mi kark, plecy, uda, łydki, ramiona i klatkę piersiową by zakończyć czymś najprzyjemniejszym – masażem twarzy. I tu już zaliczyłem tradycyjnie głęboki relaks, czytaj: odlot w sen. Aromat towarzyszący całemu rytuałowi był zaiste bardzo męski i jakościowy. Nie przytłaczał, nie ciągnął się za mną przez resztę dnia, choć przez jakiś czas jeszcze był wyczuwalny. Podsumowując - wSPAniałe doświadczenie! Miłe miejsce, bardzo profesjonalna obsługa wyspecjalizowana w masażach i mieszanka zapachowa, który zrobiła mi naprawdę dobrze.

20200803_223600-COLLAGE.jpg

Ulubieńcy Be:

Lubię się doszukiwać ładnych zapachów nie tylko w perfumach, ale  i w kosmetykach. I widzę, że Be idzie w moje ślady i ma w tym dobrego nosa! Zapytana dlaczego tak bardzo polubiła lakier do włosów Universal Hairspray od & other stories odpowiedziała: „bo cudownie pachnie!” Możecie sobie wyobrazić co od razu zrobiłem. Tak! Pobiegłem go wąchać! A zaraz potem wyszukałem go w necie i wiecie co? Tu zapach naprawdę odgrywa znaczenie! Ten lakier ma piramidę nut jak perfumy, a kompozycję zapachową stworzył znany perfumiarz pracujący między innymi dla Byredo i Vilhelm Parfumerie  Jêrome Epinette. W jego nutach głowy poczujemy mandarynkę i wodę kokosową, w sercu – tuberozę i bambusa, a w bazie – słoneczne piżma i drewno Hinoki. Zgadliście! Też go zacząłem używać. Tak się składa, że również całkiem fajnie i naturalnie układa włosy. Wakacje na plaży to wieczne wsmarowywanie w skórę jakichś balsamów – przed i po opalaniu. Może to i dużo roboty, ale pomyślcie jak dobrze wypielęgnowana po takich wakacjach jest nasza skóra! Be po kąpielach morskich i słonecznych wybierała balsam greckiej marki Korres o zapachu soli morskiej. Produkt należy do kolekcji Pure Greek Olive i wzbogacony jest oliwą z pierwszego tłoczenia, która działa jako naturalne źródło witamin i przeciwutleniaczy. Dla Be nawilżona i wygładzona skóra, dla mnie przyjemność wąchania, bo – jak pewnie wiecie – przepadam za słonościami! I ostatni z ulubieńców lipca, który pierwotnie miał być… niewinnym przekupstwem. Ten turkusowy lakier do paznokci Korres to nagroda za długi czas zmitrężony przez mnie w niewielkiej perfumerii w miasteczku Lindos. Okazało się, że idealnie zgrał się z kolorytem całych naszych wakacji (a zwłaszcza z woda w basenie), a Be spodobała się łatwość z jaką się nakłada i połysk żelowego wykończenia.

GDZIE TO ZNALEŹĆ:

Chanel, Paris-Biarritz - butik Chanel, Galeria Mokotów

Dior, Santal Noir - butik Dior, Galeria Mokotów

Guerlain - Sephora i Douglas

Lumin - www.luminskin.com

Aesop - GaliLu

Sisley - Sephora i Douglas

Nuxe - apteki

SVR - apteki

Lancaster - Sephora

Eisenberg - Sephora

YO!ZEN - https://yozen.pl/

KORRES - Sephora

& other stories - Galeria Mokotów, https://www.stories.com/en_eur/index.html

*RECENZJA* - Dior, Rouge Trafalgar

*RECENZJA* - Dior, Rouge Trafalgar

Moje greckie, pachnące wakacje

Moje greckie, pachnące wakacje