ja5.jpg

Hi!

Witaj w świecie Charliego! Make yourself at home and smell the roses!

*RECENZJA* - Dior, Sauvage Elixir

*RECENZJA* - Dior, Sauvage Elixir

Cieszę się z posiadania własnego bloga z wielu powodów. Po pierwsze mogę się wyżyć pisarsko i fotograficznie, po drugie mogę zwierzyć się komuś z ważnych dla mnie rzeczy. Jak pamiętnikowi, tylko, że ten potencjalnie czyta cały świat. Na stronach mojego bloga nie raz na przykład dokonywałem publicznych przeprosin. Przepraszałem się ze składnikami, które wcześniej traktowałem z góry, z markami z którymi wcześniej nie było mi po drodze, z rodzinami perfum, do których wcześniej nie pałałem miłością. I dziś pora na kolejne takie przepraszanie się, a wy korzystajcie i bądźcie tego świadkami.

Nigdy nie byłem wielkim fanem Sauvage Diora. Nie mój klimat, nie moja epoka, nie moja wrażliwość olfaktoryczna. W kwestii męskich zapachów tego francuskiego domu mody przynależę zdecydowanie do pokolenia #DiorHomme, choć może niektórzy ze względu na wiek plasowali by mnie raczej w galaktyce Fahrenheit. Owszem, też lubię.  Zawsze twierdziłem też, że flankery to wcale nie taka zła rzecz. Lubię je, doceniam i jestem wdzięczny za dawanie drugiej, trzeciej czy nawet n-tej szansy. Dzięki flankerom szanse na polubienie choć jednego zapachu z danej rodziny perfumowej wyraźnie wzrastają. I tak właśnie stało się w przypadku linii Sauvage. W końcu doczekałem się wersji tego bezsprzecznego męskiego bestsellera uszytego na moją miarę. W końcu mam Sauvage, którego noszę z przyjemnością. Jest nim najnowsze – i jak się okazuje pożegnalne dzieło François Demachy dla Diora – Sauvage Elixir.

Zapowiadany jako najgęstsza, najdojrzalsza, najbardziej luksusowa odsłona klasyka z 2015 roku, Sauvage Elixir spełnia wszystkie te obietnice, jednocześnie przesuwając jego olfaktoryczne granice i w nowoczesny sposób kłaniając się przeszłości. Sauvage Elixir to bowiem według mnie piękna, współczesna interpretacja klasycznie męskiego tematu fougèrowego. Podana z soczystą słodyczą, przyprawowym ciepłem i ambrową drzewnością. I genialnie zmieszana z naprawdę dobrych składników.

A z jakich? Monsieur Demachy połączył w Sauvage Elixir cytrusy, przyprawy, nuty aromatyczne, drzewne i słodkie. Przyjrzyjmy się im po kolei. Bazą naszego eliksiru jest według mnie dojrzały przepełniony promieniami słońca, słodko-soczysty grejpfrut. Wyczuwam go właściwie przez cały – wyjątkowo długi – rozwój kompozycji na skórze. Nawiązuje on do świeżości oryginału, tam jednak (oraz w wersji Eau de Parfum) cytrusem przewodnim była bergamotka. Wykorzystany przez twórcę sok z grejpfruta w zasadzie ociera się o grejpfrutowy syrop. Czuć tu gęstość i słodycz, a nie jedynie lekką chmurkę hesperydowych molekuł uwolnionych przy obieraniu skórki. A co wprawia tę cytrusową bazę w ruch? Fajnie go zaostrzają, powodując, że zaczyna wirować jak nie przymierzając bliskowschodni derwisz. Początek zapachu jest zdecydowanie dynamiczny. Cynamon i gałka oraz kardamon na zmianę go ogrzewają i schładzają. Bardzo lubię ten przyprawowy atak!

Serce Sauvage Elixir jest nieomylnie aromatyczne, a wykorzystany tu składnik sprawia, że nosząc go mam nieodparte skojarzenia z zapachami fougère. To oczywiście lawenda! Ale nie pierwsza lepsza lawenda, a specjalnie wyselekcjonowana ze względu na swoje olfaktoryczne właściwości esencja z lawendy Nyons AOP. Dior przy jej pozyskiwaniu współpracował ze zlokalizowaną w regionie Drôme destylarnią „Blue Provence”, która specjalnie dla Sauvage Elixir w organiczny sposób uprawiała ją na wzniesieniach Barronnies u podnóża Alp. Zbierany tu gatunek lavender augustifolia charakteryzuje się bogatszą, bardziej mięsistą kwiatową aurą z wyczuwalną nutą suchego siana i odrobiną wanilii. I to rzeczywiście czuć w nowej kompozycji Diora. Lawenda w Sauvage Elixir ma swoją wagę i teksturę. Jej gałązki dorzucone w dużej ilości do naszej mikstury z grejpfruta i przypraw dodają jej aromatycznego kręgosłupa, który sprawia, że nosząc te perfumy z sentymentem wspominam moją młodzieńczą, sięgającą początków lat 90 miłość do rodziny fougère. Jednocześnie na etapie opisywanego serca kompozycja zaczyna spowalniać, nasz eliksir już tak nie bulgocze od asertywnych nut, zyskuje za to na gęstości i fakturze.

A jak wybrzmiewa kompozycja gdy mikstura jest już prawie gotowa? Ambrowo-drzewnie co nie stanowiłoby niczego ciekawego gdyby nie jeden składnik, który mistrz zdecydował się dorzucić dla sfinalizowania dzieła – gałązka ciemnej, słodkiej lukrecji. Przyznaję się bez bicia, że uwielbiam tę nutę, zwłaszcza w pachnidłach męskich i tu w Sauvage Elixir postawiła ona piękną kropkę nad ‘i’ w procesie kreowania naszego nektaru. Jej słodycz jest na tyle ciekawa i złożona, że nigdy mnie nie męczy. Powiem więcej, to jedyny tak zdecydowanie słodki składnik, którego wręcz pożądam w perfumach. Bez obaw jednak - pan Demachy użył go tu w sposób rozsądny i oszczędny. A jednak jego szczypta tak pięknie dopełniła całości.

Sauvage Elixir nie wchodzi według mnie w rejony perfumowej niszy jak twierdza niektórzy, ale po prawdzie w ogóle od niego tego nie oczekiwałem. To bardzo profesjonalnie i efektownie złożona mainstreamowa męska kompozycja, w której czuć gatunkowość składników, w której można rozkoszować się zmianami i grami akordów i która trwa na skórze nieprzyzwoicie długo. Użyłem tego słowa świadomie, bo jak na moje standardy to prawdziwy tytan trwałości. Trzy psiknięcia sprawiają, że czuję zapach praktycznie przez cały dzień. Nowy Elixir doskonale komponuje się z zimniejsza porą roku, ale nie jest to zapach – jak mogłaby wskazywać nazwa – wyłącznie wieczorowy. Ja lubię czuć go na sobie w ciągu dnia, bez szczególnej okazji. Z ogromną przyjemnością go noszę. W końcu mogę powiedzieć to o Sauvage! Elegancki flakon i genialny atomizer (Dior z tego słynie!) dorzucają swoje trzy grosze do pełni szczęścia. Brawo za ten zapach. To zdecydowanie jedna z najlepszych męskich propozycji tego roku.

Zapach: Dior, Sauvage Elixir

Nos: François Demachy

Rodzina: przyprawowo-drzewno-aromatyczna

Nuty: cynamon, gałka, kardamon, grejpfrut, lawenda, paczula, wetyweria, lukrecja, ambra, sandałowiec

Trwałość i projekcja: doskonałe

Dostępność: skoncentrowane perfumy w pojemności 60ml w Sephora i Douglas

*PAMIĘTNIK CHARLIEGO* - Cartier, So Pretty

*PAMIĘTNIK CHARLIEGO* - Cartier, So Pretty

*RECENZJA* - Gritti, Delirium

*RECENZJA* - Gritti, Delirium