ja5.jpg

Hi!

Witaj w świecie Charliego! Make yourself at home and smell the roses!

*SZYBKA (niszowa) TRÓJKA* - Danzatoria, Bukhara i Varanasi

*SZYBKA (niszowa) TRÓJKA* - Danzatoria, Bukhara i Varanasi

Chyba nigdy bardziej niż w tym roku nie docenialiśmy teleportujących właściwości perfum. Dzięki nim można było przenieść się wiosną i latem w najróżniejsze zakątki ziemi (a przy okazji czegoś się o nich dowiedzieć!) bez opuszczania bezpiecznej kanapy czy balkonu.

Wygląda na to, że jesienią będzie podobnie. Zabieram Was zatem dziś z trzema niszowymi premierami w trzy całkowicie odmienne miejsca oferujące różne klimaty zapachowe, tła kulturowe i nastroje. Mam nadzieję, że każdy znajdzie tu swój ulubiony kierunek.


Carner Barcelona, Danzatoria (Perfumeria Quality)

W nowej kompozycji marki Carner Barcelona, która poszerza kwiatową Love Collection (dołączając do Besos, Latin Lover i Sweet William) zdecydowanie czuć jeszcze echa minionego niedawno lata. Danzatoria to bukiet biało-żółtych kwiatów podany w sposób niebanalny i szalenie elegancki. Główną gwiazdą tej kompozycji jest przepiękne ylang-ylang z Komorów, składnik, który dla mojego nosa zawsze „robi” perfumy w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Co to znaczy? Ano to, że w zasadzie każdy zapach z jagodlinem wonnym - zwanym zielonym złotem – pachnie dla mnie perfumowo.

W otwarciu nowej wody perfumowanej połączono ten składnik z pikantnym duetem różowego pieprzu i papryczek pimento, który świetnie balansuje jego kwiatowo-miodową aurę. W sercu dołączają białe kwiaty: konwalia, kwiat pomarańczy i jaśmin wielkolistny. Robi się coraz bardziej upojnie. Ten bukiet ma charakter dojrzały, brak tu niuansów zielonych czy łodygowych – to pełnia dojrzałego kwiecia. I zdecydowanie bardziej schyłek niż początek lata. Baza jest już wybitnie wczesnojesienna – słodka od mięsistej, tłustej wanilii i „szalowa” dzięki paczulowo-piżmowemu wykończeniu.

Ten ciepłe aromatyczne kwiaty podrasowane przyprawami i osadzone na komfortowo miękkiej bazie inspirację zaczerpneły z modnego, zlokalizowanego tuż przy plaży klubu w Barcelonie. W Danzatoria tańczy się do białego rana do rytmów RnB i hip-hopu, serwowanych przez czołówkę światowych didżejów. Ta zmysłowa, cielesna atmosfera wymian spojrzeń i dotyków (Auć! Jak to niepoprawnie w chwili obecnej brzmi!) świetnie wpisuje się w zmysłowy, lekko ramoantyczny charakter nowego zapachu Carner Barcelona. Ja w nim jednak słyszę o wiele spokojniejsze dźwięki…

 

Gallivant, Bukhara (GaliLu)

Z Barcelony zabieram Was w dalszą podróż. Uciekamy z Europy, by wraz z Nickiem Stewardem i jego marką dla miejskich włóczęgów odwiedzić środkową Azję, a dokładnie stare uzbeckie miasto Bucharę. We wczesnym Średniowieczu ważny arabski ośrodek handlu na trasie karawanowej z Azji do Europy, dziś barwne pod względem architektonicznym i bardzo gościnne miasto gdzie wytwarza się słynne bucharskie dywany. Ralf Schwieger oddał dla Gallivant jego klimat przy pomocy irysowej konstrukcji wspartej na owocowych, przyprawowych i drzewnych akordach.

Irys gra w Bukhara zdecydowanie pierwsze skrzypce, ale wprawne nosy wyłapią tu też kilka innych smaczków, które kształtują ekspresję głównego bohatera. A więc jaki jest ten uzbecki irys? Ostry, roślinny i szorstki! Tuż po otwarciu, w którym swoją ożywczą, wytrawną obecność zaznacza bergamotka, odkrywamy fajne migotanie nut przyprawowych (kminek i kolendra) oraz owocowych (gruszka i morela). To niuanse skryte pod mocno już zaznaczoną irysową aurą, ale warto ich poszukać nosem, bo doskonale razem się komponują. I nie, kminek na pewno was w tej kompozycji nie zabije.

Sam irys jest w nowej wodzie Gallivant zrazu czysty, świetlisty, odrobinę marchewkowy, potem ziemisty, pylisty i drzewny, doraźnie tylko dogrzewany ciepłem przypraw i dosładzany (bardzo umiarkowanie) owocowym sokiem. Za kroplę słodyczy w fazie podstawy już może odpowiadać też benzoina unoszona echem goździków, które perfumiarz złożył w sercu kompozycji. Pomimo bazowych miękkich piżm i akordu ambrowego całość do końca pozostaje szorstko-wytrawna (również za sprawą szafranu!) przypominając nam, że w przypadku irysa tak naprawdę przecież mamy do czynienia z ziemistym korzeniem, a nie aksamitnym kwiatem.

Meo Fusciuni, Varanasi (GaliLu)

Po roztańczonych kwiatach Barcelony i witalnym irysie z Buchary przyszła kolej na kompozycję o zupełnie odmiennym ciężarze olfaktorycznym i wywołującą skrajnie inny nastrój. Giuseppe Imprezzabile czyli Meo Fusciuni zabiera nas w swoim najnowszym zapachu w podróż do Indii. Podróż, którą sam odbył i spisał w 2017 roku. Pozostajemy więc w Azji, ale jest to całkowicie odmienna twarz tego kontynentu. I muszę przyznać bardzo niesztampowa jeśli chodzi o oddanie opiewanych przecież niejednokrotnie przez perfumiarzy Indii.

Nie poczujemy tu ani sandałowca z hinduskich świątyni, ani fali gorących przypraw z kolorowego targu. Nie ma też co liczyć na upojną muzykę jaśminu Sambac, który tak często z Indiami jest przecież kojarzony. Meo w swojej premierowej kompozycji zabiera nas do Varanasi (a tym samym otwiera nową Timeless Trilogy) – najważniejszego miejsca kultu hinduizmu i buddyzmu znanego z rytualnych kąpieli w świętej rzece Ganges i palenia zwłok zmarłych na ghatach. Varanasi Meo Fusciuni to zapach orientalno-przyprawowy o wybitnie zwierzęcym charakterze. Prawdę powiedziawszy dawno nie wąchałem zapachu o takich pokładach nut animalnych. W składzie ujęto je ogólnie pod nazwą „animalic notes”, ale ja czuję tu i ostry cywet i fizjologiczną skórę podszyta piżmem i bardzo zdecydowanie zaznaczoną mineralną szarą ambrę. Zwierzęcość nowej kompozycji jest tak dominująca, że dla mojego nosa nie za bardzo pozwala się przebić innym użytym tu – całkiem licznie zresztą – nutom. Są tu bowiem i przyprawy (szafran, kardamon, gałka) i kadzidło, są kwiaty, są balsamy i żywice (oud w swojej zwierzęcej odsłonie). Ja czuję jednak głównie morze – choć chyba bardziej adekwatnie byłoby powiedzieć: rzekę – ciepłych, niesłodkich, organicznych animalnych nut.

To powiedziawszy odbieram Varanasi jako zapach najpoważniejszy z dziś prezentowanych, ocierający się wręczo nastrój smutku, ale z drugiej strony najbardziej zdecydowany, seksowny i męski. Redefiniuje on moje chyba zrażone stereotypami wyobrażenie Indii, które zawsze postrzegałem jako miejsce świetliste, wesołe i kolorowe. Tu mamy do czynienia z Indiami przycienionymi i melancholijnymi, które z jednej strony zadają egzystencjalne pytania, z drugiej zaś budzą nasze zwierzęce atawizmy.

* * *

Która z dzisiejszych podróży najbardziej Was zaciekawiła? Który składnik jest najbliższy Waszym sympatiom? Ja doceniam wszystkie trzy (inaczej nie wybrałbym ich do recenzji), ale nosiłbym je w zgoła innych okolicznościach. Danzatorię dla przyjemności, letniego wspomnienia i flirtu. Bukharę dla ożywienia, naturalności i bliskości z ziemią. Varanasi zaś głęboką zimą dla dodania sobie samczego uroku. Tak, zdecydowanie widzę je w towarzystwie mrozu, skórzanej kurtki i sztybletów.

zdj. główne: pixabay

Hair Rituel by Sisley

Hair Rituel by Sisley

*NOWY ZAPACH* - Etat Libre d'Orange, Exit the King

*NOWY ZAPACH* - Etat Libre d'Orange, Exit the King