ja5.jpg

Hi!

Witaj w świecie Charliego! Make yourself at home and smell the roses!

*RECENZJA* - Yves Rocher, Mon Rouge

*RECENZJA* - Yves Rocher, Mon Rouge

Kolorowy szyfr!

Czy istnieje coś takiego w perfumach? Oczywiście! Zanim je poczujemy nosem prawdopodobnie zobaczymy ich reklamę w telewizji lub na ulicy, a w perfumerii przed włączeniem w cały proces zmysłu zapachu kolor i kształt flakonu przykują (lub nie) naszą wzrokową uwagę. Kody kolorowe są bardzo mocno wpisane w to jak sprzedaje się perfumy. Działają one na zasadzie utartych skojarzeń. Niebieskości przywodzą na myśl chłód, wodę i męskie sportowe klimaty, zieleń rozbudza chęć na coś naturalnego i roślinnego, biel oznacza czystość, fiolet często tajemnicę, czerń – niezmiennie klimat wieczorowej elegancji. A co z czerwienią? Tej też nie brakuje, zwłaszcza po damskiej stronie perfumerii. Prawdę powiedziawszy obserwujemy ostatnio prawdziwy wysyp krwistoczerwonych flakonów. Mają je w swoich kolekcjach marki Armani (Si Passione), Narciso Rodriguez (Narciso Rouge) czy Gucci (Bloom Ambrosia di Fiori). Czerwienią pokryto też niedawno klasyczny flakon Chanel No. 5, ostatnio czerwono-różową gwiazdę wypuścił Mugler (Angel Nova), Comme des Garçons oferuje nowego buraczanego otoczaka (Rouge), a na półkach niszowych perfumerii wszelkie rekordy popularności bije czerwony flakon Baccarat Rouge od Maison Francis Kurkdjian. Co komunikuje czerwień w perfumach i jakimi nutami zwykle jest wyrażana? Ten kolor to manifest! Manifest kobiecości, siły, witalności, luksusu i władzy. Energetyzujący, asertywny, z lekka arogancki. Czerwienią zwykle przyozdabia się tzw. ‘power scents’ czyli zapachy, które mają dodawać siły, wzmacniać pewność siebie, krzewić zdrowo pojmowany egoizm. Typowym ‘czerwonym’ składnikiem perfum jest oczywiście róża. Podkręcać może ją różowy pieprz lub pikantna czerwona papryka. Szalenie popularną nutą w czerwonych zapachach są też tzw. „czerwone owoce”, pod którymi kryją się najczęściej laboratoryjnie oddane aromaty malin, truskawek, wiśni, śliwek, jeżyn czy porzeczek. Ich soczystość świetnie sprawdza się w kwestii wprowadzania witalności do kompozycji. Plus jakiś charakterny składnik bazy – raczej cedr niż sandałowiec, raczej paczula niż wanilia, prędzej mech dębowy niż ambra. Czerwony flakon jest jasnym komunikatem w ręku kobiety – podobnie jak czerwona szminka czy lakier na paznokciach. Analogia ta szczególnie wyraźnie wybrzmiewa w języku francuskim, gdzie słowo ‘rouge’ oznacza zarówno czerwień jak i szminkę. I właśnie taką kolorystyczną dwuznaczność wyraża recenzowana przeze mnie dziś nowa (i francuska!) woda perfumowana dla kobiet Mon Rouge marki Yves Rocher.

IMG_20201025_133426.jpg

Zacznę od tego, że moim zdaniem, ta wywodząca się z Bretanii marka, która oferuje nam swoje produkty już od 1959, ma niesamowicie dobrego nosa do tworzenia perfum. Do marki Yves Rocher mam też sentyment, bo była jednym z pierwszych promieni zachodniego kosmetyczno-perfumeryjnego luksusu jaki zawitał do Polski po latach szarego socjalizmu. Nigdy nie zapomnę ich pierwszego butiku, który otworzył swoje podwoje w głębokich latach 90 w moim rodzinnym mieście. Odbywałem tam regularne pielgrzymki i podziwiałem, z przysłowiowym nosem na szybie, piękne flakoniki zapachów Magnolia, Pivoine, Vie Privée, Venice czy męskiego Antartic. W nowym stuleciu już byłem wielkim fanem świeżości oferowanej w linii Fraicheur Vegetale (którą marka zreaktywowała niedawno pod nazwą Eau  Fraiche Collection), genialnych kompozycji z wycofanej niestety już zahaczającej o niszowość linii Secrets d’Essence (moje miłości to Accord Chic, Neroli, Rose Oud i Voile d’Ambre). Bardzo lubiłem kakaowe Neonatura Cocoon, do tej pory noszę zamszowe Cuir Vetiver, z przyjemnością zagłębiałem nos w paczulowo-irysowym So Elixir Bois Sensuel. Zresztą do paczuli Yves Rocher ma bardzo dobra rękę. W niedawno debiutującej Eaux de Parfum Collection wspaniale wyciosaną, osłodzoną tonką paczulę marka zaprezentowała w uwielbianej przeze mnie kompozycji Nouveau Genre.

Ten liściasty, zielony, a jednak tak bardzo drzewny składnik jest też głównym bohaterem goszczącej dziś na łamach CharlieNose nowej damskiej wody perfumowanej Mon Rouge. To paczula inaczej niż w Nouveau Genre podana, ale ponownie bardzo dobra i ponownie decydująca o mojej sympatii do całej kompozycji. Mon Rouge to klasyczny przedstawiciel rodziny zapachowej zwanej ‘fruitchouli’ wywodzącej się bezpośrednio z guerlainowskiego Mitsouko, a w swoim zastępie mającej takie perfumeryjne gwiazdy jak Yvresse (wcześniej Champagne) od YSL, Coco Mademoiselle, Miss Dior Chérie czy bardziej współcześnie Armani Sí. Przepięknym przykładem zapachu fruitchouli jest też recenzowana przeze mnie pochodząca z butikowej linii marki Dior woda – nomen omen też z czerwienią w nazwie – Rouge Trafalgar.

IMG_20201027_115321_126.jpg

Fuitchouli to naturalnie połączenie owoców i paczuli i to ten właśnie duet kradnie całe – dość spektakularne – show w nowej wodzie Mon Rouge. Jego owocowa część to pięknie połączone nuty śliwki i czarnej porzeczki, które w tandemie brzmią miejscami syropowo- słodko, miejscami zaś cierpko i soczyście. Te dwa owoce (śliwka w Mon Rouge to dla mojego nosa raczej jej czerwona niż ciemnofioletowa odmiana) doskonale się balansują, a jasności, świeżości i czystości w otwarciu kompozycji dodaje im świetliste neroli. Swego rodzaju świeżość wyczuwalna z resztą jest na mojej skórze prawie cały czas, a już na pewno aż do głębokiego serca, co sprawia, że zapach – choć do lekkich z pewnością nie należy – nie ciąży też, ani nie przytłacza. Zanim przejdziemy do drugiego głównego bohatera zapachu – paczuli – warto wspomnieć też, że w sercu pojawia się również, dosłownie na chwilę, irys. Ten ziemisty kwiat przeciera szlak dla paczuli posypując owocowe otwarcie swoim z lekka melancholijnym pudrem. Nie jest to jednak nuta, która długo bawi na scenie. Jak szybko się pojawia, tak szybko też znika. Reszta należy już do paczuli – tego niezwykłego składnika o niepowtarzalnym drzewno-szorstko-brudnym aromacie, który ma moc ‘odbanalniania’ owoców, dodawania charakteru kwiatom i stawiania na baczność rozleniwionych słodyczy. Paczula w Mon Rouge ma swoją bardzo wyraźną obecność i jeśli ktoś jej nie lubi może powinien od razu przenieść się na inną półkę lub przynajmniej poddać zapach uważnym testom przed zakupem. Z drugiej strony nie ma co się obawiać tu tej najbardziej ekstremalnej twarzy paczuli. Nie, z tą na pewno nie mamy tu do czynienia. To nie są niszowe popisy z działu zatytułowanego „jak wiele piwnicy jesteście jeszcze w stanie znieść?”, a dobrze skrojony, ale jednak mainstreamowy i współczesny zapach, który ma szansę spodobać się rzeszom kobiet. Piwnicznej wilgoci brak, szorstka drzewność popadająca w bazie w czekoladowe aromaty - jak najbardziej! Podsumowując, Mon Rouge to owocowo-szyprowa kompozycja z soczysto-zieloną czarną porzeczką i słodką śliwką, które swoją świeżością owiewa neroli oraz całymi pokładami słodko-szrostkiej paczuli dodającej całości elegancji, ciepła i mocy.

IMG_20201027_115123_557.jpg

Mon Rouge spodobało mi się od pierwszego testowego psiknięcia na bloter. Było to raczej do przewidzenia, bo kocham w zasadzie wszystkie podane tu nuty (fan czarnej porzeczki, który w paczuli mógłby się tarzać!). A jednak czasem coś nie zaskoczy, coś się źle poukłada, coś wpadnie nie w tą dziurkę. Tu wszystko poszło gładko, choć do najgładszych tej kompozycji bym nie zaliczył. Magnetyczna paczulowość tej nowej wody perfumeryjnej nieustannie mnie nęci. Słodką – ale nie przesłodzoną – owocowość tych perfum ciągle chciałbym czuć pod nosem. Szczególnie teraz późną jesienią, która jest według mnie idealną porą na ich noszenie i wąchanie.

17093-3.jpg

Jestem przekonany, że skrojona przez Caroline Dumur kompozycja podbije damskie serca. Jak wspomniałem jest podana w sposób przystępny, ale nie brakuje jej ambicji. Ma kilka lubianych przez polskie kobiety elementów: słodycz, owocowość i drzewny rys szorstkości. Jej trwałość na skórze jest zadowalająca (ok 5-6 godzin na mojej skórze), a projekcja podczas pierwszych dwóch godzin wręcz zachwycająca. Nie wątpię, że do sukcesu nowych perfum dołoży się też ich kolor i nazwa, które wyrażają się w tak spisanej przez producenta afirmacji:

„Kochaj siebie, a inni podążą za Tobą! Kiedy idziesz ulicą lekkim krokiem, w tle słychać melodię rockowego szlagieru. Masz zaczepny błysk w oku i pewny siebie uśmiech. Jest w Tobie coś z superbohaterki, za którą unosi się czerwona peleryna utkana ze światła i płatków kwiatów. Woda perfumowana Mon Rouge to list miłosny do siebie samej – stanowcza i promienna propozycja dla kobiet uosabiających miłość, jaką chcą zobaczyć w świecie!"

Sprawdźcie koniecznie czy ten odcień czerwieni dobrze na was będzie leżał. Zapamiętajcie ten prosty flakon, któremu za jedyny ozdobnik służy właśnie kolor!


Zapach: Yves Rocher, Mon Rouge

Premiera: 2020

Nos: Caroline Dumur

Rodzina: owocowo-szyprowa

Nuty: czarna porzeczka, śliwka, neroli, irys, paczula

Trwałość i projekcja: dobra (ok 5h), duża projekcja przez pierwsze dwie godziny

Dostępność: woda perfumowana 10ml i 50ml w salonach firmowych i na www.yves-rocher.pl

*RECENZJA* - Serge Lutens, Fils de Joie

*RECENZJA* - Serge Lutens, Fils de Joie

*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of October

*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of October