ja5.jpg

Hi!

Witaj w świecie Charliego! Make yourself at home and smell the roses!

*NOWY ZAPACH* - Diptyque, Orphéon

*NOWY ZAPACH* - Diptyque, Orphéon

Trafiłem do niewłaściwego baru. Tak to się wszystko zaczęło. Wyobrażenia i szczątkowe informacje jakie docierały do mnie przed pojawieniem się nowego zapachu Diptyque w Warszawie zaprowadziły mnie do ciemnego miejsca z przyciężkimi meblami, barem ważącym dziesięć ton i whisky starzoną w ospałych i opasłych beczkach. Nic z tych rzeczy. Orphéon to całkiem inny bar. Po trzech tygodniach noszenia kompozycji w różnych aurach i okolicznościach, trochę się już w nim zadomowiłem. Lubię tu wpadać. Zabieram Was dziś w podróż do paryskiej Dzielnicy Łacińskiej lat 60. Znam już właściwą drogę.

diptyque_orpheon01_horizontal (1).jpg

Orphéon to kolejny punkt na mapie tegorocznych obchodów 60-lecia marki Diptyque. Na blogu pisałem już o geometrycznej kolekcji świec Dancing Ovals. W między czasie pojawiły się boskie piżamy inspirowane trzema bestsellerowymi zapachami marki (musicie je choć zobaczyć!), a nowa woda perfumowana autorstwa można by powiedzieć nadwornego perfumiarza i przyjaciela domu Diptyque – Oliviera Pescheux – zabiera nas do czasu i miejsca gdzie to wszystko się zaczęło. I składa hołd towarzyskiemu spotkaniu. Temu czego tak boleśnie nam wszystkim chyba obecnie brakuje.

Diptyque zawsze było kolektywem. Zbiorem wielu elementów tworzących jedną całość. Trzech założycieli, trzy kreatywne i artystyczne umysły, sześć chętnych i twórczych rąk. Wszystko zaczęło się od spotkania towarzyskiego i dzięki niekończącym się spotkaniom się rozwijało. A Paryż lat 60 bardzo temu sprzyjał. Boulevard Saint Germain i przylegające do niego uliczki były kawiarnianym imperium. Bary, kawiarnie, kluby – nazywane przez Borisa Viana archipelagami – powstawały tu jak grzyby po deszczu. Jednym z takich miejsc był Orphéon znajdujący się na rogu rue de Pontoise i sąsiadujący z niewielkim butikiem o dwóch oknach wystawowych – pierwszą siedzibą Diptyque. Yves Coueslant, Desmond Knox-Leet i  Christiane Gautrot traktowali Orphéon jako swoje ‘biuro po godzinach’. Miejsce, które ożywało o 8 wieczorem stanowiło idealną kwaterę do spotkań, podczas których toczyły się dyskusje, na które zapraszano gości, nawiązywano nowe kontakty, pracowano nad szkicami i projektami. Nie wątpię, że piło się też drinki i paliło dużo papierosów – nie zapominajmy, że jesteśmy w wyzwolonych latach 60. Przychodziły tu modnie ubrane dziewczyny (właśnie narodziło się prêt-à-porter) z dużą ilością pudru na twarzy i lakieru we włosach. Stoliki musiały być z drewna na wysoki połysk, a w powietrzu z tym całym zapachowym ensemble  się nuty jazzu i bosanovy.

Diptyque-60th-anniversary-Orpheon-005.jpg

Diptyque w swoim nowym zapachu wzięło sobie za ambicję odzwierciedlenie atmosfery tego miejsca. Francuska marka ma już doświadczenie w tego typu przedsięwzięciach. W 2011 przetłumaczyła na perfumy zapach i atmosferę swojego butiku przy 34 Boulevard Saint Germain. Tym razem jednak zadanie było o wiele trudniejsze. Orphéon od wielu lat już nie istnieje. Nie ma też już nikogo kto by pamiętał go z tamtych dni, a raczej tamtych nocy. Zapach powstał więc jak olfaktoryczny sen. Olivier Pescheux utkał go jak kolaż ze szczątków wspomnień, zapisków i wyobrażeń.

Można tu było spotkać amerykańskich studentów na swoich europejskich “grand tours”, malarzy, wschodzących aktorów, pisarzy z różną dozą doświadczenia i talentu, młode kobiety kochające modę i literaturę, chłopaków, którzy czasami kochali chłopaków i zaproszonych gości całego tego towarzystwa.

Muszę przyznać, że nie łatwo było mi go rozgryźć. Podejść było wiele i w zasadzie za każdym razem odkrywałem w nim coś nowego. Raz mnie bardziej przyciągał, innymi razy mniej. Kiedyś dopadł mnie znienacka z wyperfumowanej bibuły w stojącej w kącie torbie. Wtedy okazał się bardzo przestrzenny i poczułem się jakbym tam – przy rue de Pontoise – był. Na skórze przechodził dość dużą ewolucję, pojawiając się i znikając pokazywał różne motywy wyczarowane przez perfumiarza. Po pierwsze przestrzeń wypełnioną drewnem. Raczej lekkim, raczej jasnym i zdecydowanie wypolerowanym czymś co pachnie drzewną żywicą. Drewno w Orphéon to raczej mały zgrabny stolik, a nie stary ciężki i starzony drewniany bar. Ten aspekt zapachu reprezentowany jest przez cedr, wetywerię i paczulę. Po drugie drinki. Raczej wytrawne, niż słodkie. Raczej chłodne niż rozgrzewające. Dużo tu ginu z tonikiem i plastrem cytryny. Słychać grzechotanie lodowych kostek. Esencja z jagód jałowca uderza po nosie sowitą dawką głównie w otwarciu kompozycji. Po trzecie tytoń. Na szczęście potraktowany dość symbolicznie, nie ma więc obaw, że zostaniemy obsypani zawartością popielniczki. Pan Pescheux postanowił oddać atmosferę zadymienia ostrymi nutami żywic – mastyksowej i galbanowej, którym dodał fajkowej słodyczy odrobiną plastra miodu i czystka. Po czwarte zapach kobiet. To bardzo wyczuwalny akord w Orphéonie. Zapachy kwiatowego pudru i pudrowego lakieru wyczarowane z pomocą nut ylang ylang, magnolii i róży. Są tu też mężczyźni – miejscy dandysi i poszukiwacze wrażeń. Pachną ambrą, piżmem i zaproponowanym im przez twórcę jako typowy dla wszystkich zapachów Diptyque olfactory accident – wibrującym arabskim jaśminem. Na męskiej skórze? Czemu nie! Jesteśmy w Paryżu i są lata 60! Po piąte światło. Orphéon to dla mnie miejsce jasne, ale chłodne światło wpadające tu w ciągu dnia, nocą ulega przefiltrowaniu przez dym i ciepło żarówki. To ciepło wyczujemy na skórze w drydownie kompozycji dzięki nutom fasoli tonka, waniliowej benzoiny i ambroksanu.

IMG_20210424_091138.jpg

Orphéon pomimo tego, że tyle się w nim dzieje, zachowuje niezwykłą lekkość i świeżość. Chwilowa smolistość jałowcowych gałązek, pudrowa chmura i tonkowa głębia podane są w sposób absolutnie nieciążący. Przynajmniej dla mojego nosa. Ta cecha zapachu świetnie moim zdaniem współgra z duchem lat 60, które kojarzę z prostym i zafascynowanym lekkością plastiku designem, spódniczkami mini i geometrycznymi kształtami ubrań oraz eksperymentalnymi dźwiękami przepuszczonymi przez syntezator. O tych ostatnich zresztą trochę więcej za chwilę. Uchwycenie klimatu dekady wyszło marce i perfumiarzowi doskonale. Jednocześnie Orphéon to zapach współczesny i noszalny. Ma też w sobie akordy bardzo charakterystyczne dla Diptyque – wspomniany jałowiec, świeżość, którą pamiętam z Eau de 34, cielesną pudrowość z Fleur de Peau i pikantną drzewność ukrytą w Eau de Sens. To co wyróżnia Orphéon moim zdaniem to nuta kojarząca mi się z naturalnym, pachnącym żywicznie środkiem do polerowania drewna oraz pudrowość, która jest kwiatowa i świeża jednocześnie. Kompozycja przez pierwsze dwie godziny ma dobrą projekcję. Wypełnia przestrzeń zmieniającymi się i dość zdecydowanie zarysowanymi wątkami. Potem osiada i staje się bliskoskórna, jak pachnący puder wyczuwalny tylko dla osób będących blisko. Trzyma się jednak tam jeszcze przez kilka ładnych godzin. Orphéon bardzo dobrze współgra  z klimatem wczesnej wiosny. Lubię go nosić w ciągu dnia przy słońcu i chłodzie. Możliwe, że w cieplejszej pogodzie ukaże więcej ciężkości. Jest według mnie doskonałym unisexem. Nie rozkochał mnie w sobie jak np. Tempo sprzed trzech lat, raczej zaintrygował jak niegdyś Florabellio. Chętnie będę nadal go odkrywał.

Diptyque ma swoje obyczaje, które od lat mnie fascynują. Jednym z nich jest zasada umieszczania w każdej z nazw perfum marki dźwięku „o”, który w języku francuskim brzmi jak słowo ‘woda’ (eau). W nowym zapachu oczywiście dochowano tej tradycji. Inną piękną dewizą paryskiego domu jest tworzenie perfum w takt walca na trzy kroki: Maison, perfumiarz, ilustrator. To formuła z sukcesem stosowana od 60 lat. O związkach Orphéon z historią marki była już mowa. Przestudiowaliśmy też tok twórczy perfumiarza – Oliviera Pescheaux. Pora na stronę wizualną. Tym razem do współpracy zaproszono włoskiego artystę mieszkającego w Paryżu – Gianpaolo Pagni. Przednią etykietę wypełnił reinterpretacją klasycznego wzoru autorstwa Desmonda Knox-Leeta – jednego z trzech założycieli Diptyque. Owalne kształty umieszczone wewnątrz dużego owala zdają się być przefiltrowane i zwielokrotnione przez promienie światła dając ciekawy efekt optyczny kojarzący się z barowym migotaniem. Na rewersie zaś zawarł trzy nałożone na siebie profile w trzech odcieniach szarości. Symbolizują one oczywiście twarze trzech założycieli Diptyque. To hołd dla ich przyjaźni i twórczej współpracy oraz niezliczonych spotkań, które odbyli w Orphéonie, a które były zaczątkiem całego konceptu o nazwie Diptyque.

Tym razem jednak marka poszła o krok dalej w multisensorycznej prezentacji nowego zapachu. Obok historii, zapachu i ilustracji dostajemy też muzykę specjalnie skomponowaną dla tego projektu. W Orphéon, A Scent in a Song Lewis OfMan prezentuje autorską muzyczną interpretację miejsca wspominanego w najnowszych perfumach. Dźwięki jazzu i bossa novy przepuszczone przez syntezator i stroboskopowe światła sprawiają, że Orphéon ożywa na nowo. Ma teraz nie tylko swój zapach, ale i swój własny hymn. Nawet jeśli sam od wielu lat już nie istnieje. Po jego zamknięciu właściciele Diptyque postanowili nabyć bar, poszerzając tym samym powierzchnię swojego butiku przy 34 Blvd St. Germain i dodając do niego trzecie okno. Tak z Diptyque powstał swoisty Triptyque, nigdy oficjalnie nie przyjęty na nazwę, ale jakże adekwatnie brzmiący! A jedyną pozostałością po niegdysiejszym barze jest kolumna z niebieskimi fasetami na tyłach dzisiejszego sklepu sklepu.

Chciałoby się zarzucić prochowiec, spryskać szyję perfumami i pobiec do baru na drinka z przyjaciółmi. Taka zwykła rzecz, a tak bardzo za nią tęsknię. Dobrze, że mam swój Orphéon we flakonie.

02-motif.jpg

Zapach: Diptyque, Orphéon

Premiera: 2021

Nos: Olivier Pescheux

Rodzina: drzewno-kwiatowa

Główne nuty: jałowiec, cedr, jaśmin, fasola tonka

Trwałość i projekcja: średnie. Trwałość na mojej skórze ok. 5 godzin, po dwóch godzinach projekcja bliskoskórna

Dostępność: woda perfumowana 75ml w GaliLu

*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of April

*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of April

*PAMIĘTNIK CHARLIEGO* - Ralph Lauren, Notorious

*PAMIĘTNIK CHARLIEGO* - Ralph Lauren, Notorious