ja5.jpg

Hi!

Witaj w świecie Charliego! Make yourself at home and smell the roses!

*NOWA LINIA* - Matin Lutens

*NOWA LINIA* - Matin Lutens

Nie było chyba kwestią przypadku, że książka wychwalająca wczesne wstawanie – The 5 a.m. Club autorstwa …. – i informacja o nowej, porannej linii zapachów Serge Lutens dotarły do mnie niemal w tym samym czasie. Co prawda nie wstaję jeszcze – jak zaleca wyżej wspomniana pozycja – o 5 rano, ale poranek to szalenie ważna dla mnie cześć dnia. Wierzę, że jak zaczniesz dzień, taki będzie jego ciąg dalszy. Nie muszę chyba wspominać, że zapachy odgrywają na tym etapie u mnie niebagatelną rolę.

Nie wszyscy chyba posiadają kategorię zapachu na rozbudzenie, na powitanie dnia. Ja mam. Lubię wstać wcześnie. Lubię mieć poranny zapas czasu dla siebie. Nie znoszę się rano spieszyć. Lubię celebrować poranne światło, poranne odgłosy i poranne rytuały. Jednym z nich jest oczywiście mycie, które symbolicznie pozwala pozbyć się sennej aury i wprowadzić energię nowego dnia. Woda i mydło oczywiście oczyszczają w sensie dosłownym, ale zapach też potrafi mieć podobne właściwości na poziomie subtelnym. Moje poranne zapachy są niezmiennie proste, nieprzekombinowane, dodające witalności i optymizmu, bo tego przecież potrzebuję każdego dnia, może z wyjątkiem leniwych niedziel.

Luksus zaczyna się od czystości.
— Serge Lutens

W ten klimat idealnie wpisuje się debiutująca właśnie linia Matin Lutens powstała jako rezultat współpracy mistrza z japońską marką Shiseido. Tercet zapachów zainspirowany jest wspomnieniami z dzieciństwa Serge’a Lutensa, zwłaszcza z tymi związanymi z rytuałem porannego mycia się. Kluczową rolę odgrywa w nich woda stanowiąca element oczyszczający i uspokajający jednocześnie. Każdy z zapachów eksploruje więc inny aspekt tej materii: zielono-cytrusowy, czysty i morski. Cała linia – bo znajdują się tu również towarzyszące żele do mycia – przybiera minimalistyczną stylistykę skupiającą się na czystości i prostocie porannych rytuałów: wodzie, kąpieli i kropli zapachu.

W linii Matin Lutens znalazły się trzy kompozycje – dwie zupełnie nowe Parole d’eau i Dans le bleu qui pétille oraz jeden, który wszedł już do oferty w 2010 roku (L’Eau Collection), a teraz go wznowiono - L’Eau.

Parole d’eau czyli mowa wody… to kompozycja cytrusowo-zielona. Woda pojmowana jako materia bez koloru i zapachu niesie ze sobą według twórców całe subtelne bogactwo barw i aromatów. Mówi zapachem. Nowa kompozycja ma charakter chłodny dzięki eukaliptusowi i zielono-drzewny dzięki zawartemu ekstraktowi z igieł sosny syberyjskiej. Duetowi akompaniuje odświeżający aromat skórki cytrynowej. Parole d’eau ma na mnie zdecydowanie pobudzający wpływ, jednocześnie ziołowość i kamforowość tej wody uspokaja i nastraja entuzjastycznie. Najlepszy zapach z nowego trio, dla tych, którzy mają problemy z przebudzeniem.

L’Eau to zapach anty-zapach. Zresztą należy pamiętać, że cała nowa kolekcja nie definiuje raczej zapachów w sposób tradycyjnie… perfumeryjny. To raczej cicha mowa doznań, czasem bardzo banalnych, codziennych, a jednak fascynujących. W L’Eau jest to zapach gorącego żelazka, którym przejeżdżamy po świeżo wypranej białej koszuli. Czy może być coś bardziej prostego i czystego? Wrażenie to wyczarowano łącząc niezawodne aldehydy, ozon i piżmo. To klasyczne składniki wykorzystywane do kreowania perfumeryjnej czystości. Towarzyszą im płatki magnolii, szalenie popularna ostatnio szałwia, mięta i skórka cytryny. Znam ten zapach bardzo dobrze już od lat. Stanowi doskonały reset dla głowy i ciała.

Dans le bleu qui pétille to mój absolutny ulubieniec w nowej linii. I w sumie wiedziałem, że tak będzie już w momencie gdy pierwszy raz przeczytałem jego nazwę. W błękicie, który migocze… Tu zaprezentowano nam morski charakter wody, ale to nie wszystko co twórcy zawarli w formule tej ultra ciekawej kompozycji. Początek przywołuje na myśl stanie na klifie na brzegu oceanu. Czujemy wręcz morskie drobinki na naszej twarzy. Za efekt ten odpowiada w zapachu akord piany morskiej. Kolejny krok to rzucenie się w otchłań. Tu poczujemy aromat alg laminaria. Szybkie wynurzenie na powierzchnię gdzie czekają na nas osuszające promienie słońca. Zapach staje się mniej morski, a wszystko to za sprawą przełamujących jego charakter pikantnych i lekko słodkich nasion kolendry. W drydownie czujemy ciepło skóry, na której słone drobinki są już tylko odległym, ale jakże przyjemnym wspomnieniem.

To nie są zapachy do perfumowania się na randkę w teatrze, ale już randka na łące czy na plaży będzie dla nich doskonałą scenerią. Zwłaszcza, że są to idealne zapachy do dzielenia się. I łączenia. Sam sprawdziłem.

A jak tam u Was z wstawaniem?

*PAMIĘTNIK CHARLIEGO* - Cacharel, LouLou

*PAMIĘTNIK CHARLIEGO* - Cacharel, LouLou

ZAPACHEM PO WARSZAWIE 4

ZAPACHEM PO WARSZAWIE 4