ja5.jpg

Hi!

Witaj w świecie Charliego! Make yourself at home and smell the roses!

ZAPACHOWE WSPOMNIENIE: Olivier Pescheux

ZAPACHOWE WSPOMNIENIE: Olivier Pescheux

Opiewamy poetów, sławimy architektów, stawiamy pomniki kompozytorom. Czemu mielibyśmy nie oddawać podobnych hołdów perfumiarzom? Zapachy są przecież częścią dziedzictwa ludzkości podobnie jak obrazy, muzyka czy literatura. A jednak zawsze traktowane są trochę po macoszemu. Jak i sam zmysł węchu zresztą. Mam nadzieję, że prawdziwi wielbiciele perfum, doceniając ich piękno, to jak głęboki wpływ potrafią mieć na ich życie, interesują się także tym, kto za nimi stoi.

Dlatego właśnie chcę poświęcić poniższy materiał jednemu z moich ulubionych perfumiarzy, który, ku wielkiemu smutkowi całej wspólnoty perfumeryjnej, odszedł w tym tygodniu w wieku 57 lat. Mowa o francuskim kreatorze perfum – Olivierze Pescheux. W jego godnym podziwu dorobku znalazło się około 123 kreacji – od mainstreamowych bestsellerów, przez zapachy niszowe, po budżetową linię stworzoną dla odzieżowej sieciówki. Poniżej przedstawiam pięć zapachów autorstwa Oliviera Pescheux, które szczególnie cenię i mam szczęście mieć w swojej kolekcji.

Olivier Pescheux urodził się w 1966 roku. Naukę pobierał w prestiżowej szkole ISIPCA w Wersalu.  Swoje pierwsze linie tworzył dla Payan Bertrand, Annick Goutal (obecnie Goutal Paris) oraz dla japońskiej firmy Kao. W 1999 rozpoczął pracę w firmie Givaudan gdzie osiągnął pozycję Master Perfumer. Swój pierwszy sukces odniósł w 2001 roku tworząc wraz z Olivierem Gillotinem dla Christiana Diora zapach Higher. W 2005 roku wykreował męski odpowiednik kultowego Arpège Lanvina - Arpège pour Homme, spokojnego kremowo-pudrowego fougerowca z klasycznymi akcentami nawiązującymi do znakomitego klasyka. Olivier Pescheux był także autorem, wraz z Christophem Raynaudem i Michelem Girardem, zmysłowego i słodkiego męskiego przeboju 1 Million dla Paco Rabanne (2008).

Miał ogromny wkład w portfolio mojej ukochanej marki Diptyque. To właśnie dzięki zapachom tej marki po raz pierwszy o nim usłyszałem i od tego momentu z ciekawością śledziłem jego perfumiarską karierę. Diptyque poprosiło go o trzy wersje swojego sygnaturowego zapachu, stworzonego na 50-lecie swojego istnienia, który podpisano adresem pierwszego paryskiego butiku marki. Był to początek ich wspaniałej współpracy. Potem słodkie żywice popłynęły w Benjoin bohème (2015), orzechy dały o sobie znać w subtelnym Vetyverio (2011), wytrawna paczula i czyste piżmo w Tempo i  Fleur de Peau (2018). W hołdzie dla Paryża stworzył w 2020 roku Eau Capitale – chłodny różany szypr z bergamotką i różowym pieprzem. Rok później olfaktorycznie zrekonstruował paryski nieistniejący już bar Orphéon mieszając nuty pudrowe i drzewne.

W 2010 Olivier Pescheux roku został uhonorowany Nagrodą François Coty (obecnie Nagrodą Phoenix) za „wielką różnorodność swoich dzieł”

 

Eau de Lacoste L. 12. 12 Blanc (2011)

Marka Lacoste nigdy nie była moim topowym wyborem, ale lubiłem jej kolorową klasyczną linię oddającą hołd legendarnej koszulce polo L. 12.12. Wśród barwnych kwadratów najchętniej używałem wersji Blanc, którą stworzył właśnie Olivier Pescheux. Ta woda toaletowa – jak i cała linia – ma charakter świeży i sportowy, ale mamy tu też wrzucony ciekawy smaczek w postaci kwiatów. Zawsze miałem słabość do kwiatów wrzucanych do męskich zapachów! W  L.12.12. Blanc kwiatowe jest serce, a tworzą je meksykańska tuberoza i ylang ylang. Wnoszą piękną kremowość, która uspokaja żywiołowe otwarcie zbudowane z grejpfruta, kardamonu i rozmarynu doprowadzając nasze nosy do zamszowej bazy zaostrzonej cedrową drzewnością. Jeden z moich ulubionych, nieoczywistych sporciaków.  



 

Yves Rocher Voile d’Ambre (2005)

Nie szaleję na punkcie ambrowców, ale tę – dla celów poznawczych – kiedyś powąchałem i przepadłem. Voile d’Ambre ze świetnej, ale niestety wycofanej już, linii Yves Rocher Secrets d’Essences to synonim orientalnej zmysłowości. Balsamiczny, słodki, przyprawowy. Olivier Pescheux zdecydowanie umiał w przyprawy! W nutach głowy pięknie iskrzy tu kardamon, któremu perfumiarz dodał nieco ziołowego charakteru za sprawą mirtu. W sercu robi się gęsto od żywic – mirry, opoponaksu oraz kadzidła. Baza jest dość słodka, choć nie jest to słodycz znana z zapachów wychodzących po 2010 roku. Jest elegancka, ma coś ze ‘starego świata perfum’. Nie mogę tego zapachu zbyt często używać, ale uwielbiam od czasu do czasu zanurzyć w nim nos. Zwłaszcza w zimowe wieczory.





 

Essential Parfums Divine Vanille (2018)

Kolejny składnik nie należący do moich ulubieńców odczarowany przez Oliviera Pescheux! Wanilia! Divine Vanille była w kręgu moich zainteresowań od momentu kiedy pierwszy raz ją powąchałem. Zawsze czułem tu piękny akord suszonych owoców i nie myliłem się. Za to musi odpowiadać osmantus!  Całość ma w sobie coś z gatunkowego alkoholu, jest dojrzała, pociągająca i nieco mroczna. Czuję tu cynamon, pieprz, kadzidło i aromatyczną tonkę. Czy Divine Vanille jest gourmandowa? Tak, jeśli twoim ulubionym łakociem jest koniak! Uwielbiam ten zapach zimną porą. Doskonale rozgrzewa tworząc okołoświąteczny, ale nie nazbyt oczywiście świąteczny nastrój. Piękne ujęcie ciemnej strony tego składnika.



 

Dior Higher (2001)

Woda toaletowa Higher dla marki Dior to jeden z dwóch zapachów w dzisiejszym wpisie, które znalazły się w moim 50 na 50 czyli TOP50 wszechczasów. Nie musze więc dodawać, że zapach jest szalenie bliski mojemu sercu. Higher to dla mnie oda do minimalizmu i chłodu. Pierwszy biały flakon był niezrównanie piękny. Jak lodowy wieżowiec! A w jego środku? Sorbet z zielonych gruszek utartych z liśćmi bazylii. Świeżość, ale jakże niesztampowa! I znowu piękna melodia przypraw, która zaostrza nieco ten zimny z natury zapach. Pieprz i kardamon grają tu przepięknie. W bazie umieszczono ponoć drewno gruszy. Nie wiem czy to marketingowy chwyt i czy drewno gruszy pachnie w jakiś szczególny sposób, ale Higher pozostanie na zawsze ze mną. Choć zmieniono mu flakon, nadal zachwyca mnie zawsze gdy powraca lato.



 

Diptyque Boulevard Saint Germain Eau de Toilette (2011)

Ten zapach to nie tylko mój numer jeden wśród kompozycji stworzonych przez Oliviera Pescheux, ale w ogóle jedna z największych perfumeryjnych miłości ever! Olfaktoryczny podpis marki Diptyque, który stworzono przy wykorzystaniu technologii headspace. Miał oddawać aromat wnętrza pierwszego butiku znajdującego się właśnie pod numerem 34 na bulwarze Saint-Germain. Zaliczony do rodziny kwiatowo-szyprowej, oszałamia bogactwem składników – łączy w sobie przewodnie nuty klasycznych perfum i świec Diptyque, jak również samego wnętrza butiku. Przy tym wszystkim jest cudownie zbalansowany - poszczególne akordy „współpracują ze sobą”, a całość daje posmak niewymuszonej, odrobinę dekadenckiej elegancji. Liście czarnej porzeczki i figowca udekorowane cytrusami i przyprawami, kwiatowe serce uplecione z róży, geranium, tuberozy, fiołka i irysa i w końcu drzewno-balsamiczno-żywiczna baza z kroplą eukaliptusa –  cały świat Diptyque w jednym flakonie! Noszę go zawsze gdy nachodzi mnie dandy mood.

Żegnaj, Olivier! Twoje zapachy zostaną z nami…

*RECENZJA* - Brioni Eau de Parfum Essentiel

*RECENZJA* - Brioni Eau de Parfum Essentiel

*RECENZJA* - Serge Lutens, Écrin de fumée

*RECENZJA* - Serge Lutens, Écrin de fumée