*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of May
Nie wiem czy jeszcze pamiętacie, ale ten maj nie należał do najprzyjemniejszych. Chyba jeszcze nigdy nie mieliśmy tylu powodów do cytowania tekstu Kory o ‘wyjątkowo zimnym maju’. Czy znalazło się jednak parę słonecznych chwil. Pewnie tak, ale kawę na tarasie dało się pić tylko w swetrze. Skandal!
A zaczynało się tak miło. Podczas majówkowej wycieczki do zamku w Pszczynie naprawdę ładnie przyświecało słońce. Pierwszy raz odwiedziłem to miejsce i jestem zauroczony. Podobało mi się wszystko, może z wyjątkiem niezliczonych trofeów myśliwskich. Zdecydowanie polecam odwiedzenie herbaciarni Daisy na wyspie. Piękny widok na pałac gwarantowany! A z jakim flakonem się tam udałem, bo przecież wycieczka bez flakonu się nie liczy? Pojechał ze mną Fortuitous Mr Finely, któremu zafundowałem krótką sesję foto w tamtejszych książęcych stajniach.
Jeśli się dało szusowałem na rowerze, jeśli padało obserwowałem przez okno jak bujnie rozkwita ogród. Pierwsze wybuchły piwonie chińskie, potem pojawiły się róże. Na czekoladowe irysy doczekałem się pod koniec miesiąca. To trochę przekorne kwiaty, bo postanowiły zakwitnąć dosłownie dwa dni po majowym #CharlieWykłada, które perfumom irysowym było poświęcone.
Pomimo chłodnej aury bardzo smakowały mi majowe truskawki. Były naprawdę słodkie. Słodyczy nie żałowałem też sobie, gdy w końcu odwiedziłem świetną piekarnię rzemieślniczą w moim mieście – SacreBread. Tamtejsza ogromna cynamonka była ostatnią kaloryczną przyjemnością przed moim majowym detoxem, na który podobnie jak w zeszłym roku pojechałem do Inowrocławia.
I tam o dziwo pogoda przez większość pobytu była łaskawa. Codziennie rano odbywałem rozruch na świeżym powietrzu, objechałem całe miasto na rowerze, a wieczorami chodziłem wąchać lawendę, szałwię, geranium i hyzop do mieszczącego się w tamtejszym Parku Solankowym Zapachowego Ogrodu Ziół. Tydzień w Inowrocławiu spędziłem z jednym flakonem perfum – Chanel Egoïste Platinum. Jego czystość i świeżość dobrze wypisały się w 7-dniowy rytuał oczyszczenia. Pod koniec tygodnia, gdy już się na dobre rozpadało, zatęskniłem jednak za czymś cieplejszym i słodszym. Może nawet otulającym (!).
W trakcie detox weeku rozpieszczałem swoje ciało produktami Bagdao (szczotka do masażu, serum i krem do ciała). Miałem też ze sobą podróżne edycje produktów Zew for Men (dezodorant i dwa specyfiki do stylizacji włosów). Po powrocie odkrywałem puder Dior Forever Natural Velvet, męskie nowości marki Masveri, new arrivals dla wrażliwców od BasicLab, ochronną słoneczną mgiełkę Hair Rituel by Sisley i nowość w męskiej linii MedEstelle –przeciwzmarszczkowy krem pod oczy z żeń-szeniem.
W jeden z majowych weekendów wybrałem się na wycieczkę do Łodzi. Perfumowo-kawową, czyli jak to zwykle u mnie. I znów słońce dopisało. Może jednak ten maj nie był taki zły… W łódzkich perfumeriach odkrywałem nowości Amouage (Decision i Existence), Memo Paris (Ithaque i Zante), marc-Antoine Barrois (Aldebaran), Atelier Matieri (Vanilla Carbone) i Versatile Paris (owocowe trio). W Quality poznałem nową markę z Maroka – Marrakech Imperial, a w MSB barcelońską Santa Eulalia. Na polu mainstreamowym powąchałem męską nowość Armaniego – Code Elixir (cudo i muszmieć!) i fajnego irysowca w Massimo Dutti (Irreplaceable Iris). Kawę spiłem tradycyjnie w Owoce i Warzywa, a na lunch z koleżanką wybraliśmy K-food.
Stacjonarnie w domu testowałem i recenzowałem (albo dopiero zrecenzuję) nowości Narciso Rodriguez Eau Radiante, D&G Light Blue Capri in Love, Molton Brown Bluebell & Strawberry, Z&V Zadig, Shiseido Ginza Datura, Serge Lutens Le Perce-Vent, Acqua di Parma Buongiorno (które przyleciało do mnie w wielkim pudle z mydłem, kremem do rąk i słoneczną ceramiką!) oraz Green Mandarin JMP Artisan Perfumes. Do mojej kolekcji dołączyły też A*Men Stellar (bo pistacje!) i Bonne Poire (bo soczysta gruszka!) Versatile Paris.
I tak mi chyba minął maj. Aaaa miałem jeszcze przyjemność nagrać prezentację o historii rodziny gourmand dla ekspertów zapachowych Sephora i pierwszy raz nosiłem na twarzy tejpy. A o damskich nowościach pisałem na blogu w artykule z okazji Dnia Mamy! To teraz już naprawdę wszystko. Pora na ulubieńców.
ZAPACH
W maju towarzyszył mi każdego poranka. Uwielbiałem zaczynać z nim dzień. Buongiorno to genialny start dla tych, którzy pracują zdalnie. Nowy zapach Acqua di Parma, który swoje początki miał w świecy to doskonała mieszanka zieloności i cytrusowości. Po zielonej stronie mięta, bazylia, petitgrain i rozmaryn. Po cytrusowej cytryna i mandarynka. Obie drużyny mają ten sam cel: rozbudzić, dodac energii, wywołać uśmiech na twarzy. W moim przypadku zawsze im to wychodzi. Dodatkowym plusem jest trwałość kompozycji. Zadziwiająco dobra jak na cytrusowca. Ale Acqua di Parma po prostu w to umie! Ambre Samar, która jest najnowszą propozycją w linii Absolus Allegoria marki Guerlain to już zupełnie inny wymiar zapachu. Ambrowce nierozerwalnie kojarzą mi się z dwoma rzeczami: elegancją i zmysłowością. A ta konkretna ambra inspirowana czerwonym światłem księżyca ujęła mnie przy pierwszym kontakcie swoją korzennością. Cudny klasyczny orient, w którym przeplatają się tematy mistyczne (kadzidło), ciepłe (ambra), pikantne (kardamon) i gourmandowe (miód i migdały). I ta niesamowita gęstość oraz kolor flakonu! Pure love! Szalenie przypadł mi do gustu w maju jeszcze jeden orientalniak. Przyznam, że to nietypowe wybory jak na mnie w tym miesiącu. No ale co poradzę, że takie cudne, a pogoda za oknem sprzyjała raczej ocieplaniu niż schładzaniu? Gucci Bloom Parfum to białe kwiaty namaszczone złotym balsamem. Jestem ogromnym fanem całej linii, a to ostatnia propozycja sprawia, że się dosłownie rozpływam. Tak jak wstępna kwiatowa świeżość pod wpływem ciemnej wanilii i tajemniczego balsamu peru. Czarno złoty flakon z charakterystycznym wzorem Herbarium wypadł szalenie elegancko.
TWARZ
Nie we wszystko wierzę w kwestii pielęgnacji skóry, ale w niektóre rzeczy bardzo. Bo sprawdziłem wielokrotnie i się przekonałem. Jedną z nich są kosmetyki z pro i prebiotykami. To doskonały pokarm dla skóry wspierający jej mikrobiotę. A ta zapewnia nie tylko jej piękny, ale i zdrowy wygląd i samopoczucie. W ramach konkursu LCA odkryłem w tym roku polską markę myRésolu. Bardzo dobrze używało mi się (zużyłem całe opakowanie, co może widać na zdjęciu) ich Serum Pro-Bio oparte na lizatach bakterii probiotycznych oraz olejach z opuncji i arbuza. Biała, lekka bezzapachowa formuła, która karmi skórę jak najlepszy naturalny jogurt, a ta się odwdzięcza sprężystością i witalnością. Kosmetyk do stosowania na twarz i pod oczy. Na tę okolice miałem też coś bardzo wyjątkowego w maju. Kolejnego kandydata w konkursie LCA, tym razem zgłoszonego przez markę MedEstelle. Ultra Aktywny Krem Młodości pod Oczy z egzosomami pochodzi z linii BIOTECHNOLOGY opartej na najnowszych, zaawansowanych odkryciach naukowych oraz technologicznych. Ma dość bogatą konsystencję dlatego lubię używać go wieczorem. Doskonale nadaje się pod delikatny masaż tej okolicy. Zawiera bardzo dużo trudnych do zapamiętania i wymówienia zaawansowanych składników, w tym egzosomy (malutkie pęcherzyki będące nośnikami cennych substancji) Centella Asiatica. Zdecydowanie zauważyłem efekt liftingujący i rozświetlający. Krem zalecany jest do skóry dojrzałej. Czasem od nadmiaru kosmetyków z opcją glow, tego glow mam trochę za dużo. Żartuję oczywiście, ale teraz - wiosną, latem – lubię jednak przypudrować nos i czoło. Nie dążę już do matu totalnego (w moim wieku to nie robi dobrze), ale dyskretnego zgaszenia nadmiernego światła w pewnych rejonach twarzy. Dior Forever Natural Velvet to podkład/puder w kompakcie wykorzystujący technologię non-transfer (zapobiega przenoszeniu), który zapewnia bardzo dyskretny, naturalny, półmatowy efekt. Nakładam ten kremowy puder dołączoną gąbeczką albo pędzlem kabuki. Świetną opcją jest możliwość dokupienia wkładu do eleganckiej granatowej kasetki. W kosmetyku wykorzystano kwiatową formułę pielęgnacyjną. Używam koloru 2N Neutral.
BODY
Body czyli ciało i włosy, choć w tym odcinku będzie więcej o włosach. Zacznijmy jednak od ciała. Bodycare marki Guinot należy do moich ulubieńców od dawna. Niedawno skończyłem ich ujędrniający balsam Firm Logic, a teraz do mojej pokąpielowej rutyny dołączył komfortowy balsam nawilżający Hydrazone. Niby nic przełomowego – balsam nawilżający – ale ja mierzę jakość takiego kosmetyku długością nawilżenia, która objawia się komfortem i dobrym wyglądem skóry. I tu balsam Guinot zdecydowanie wygrywa. Technologia zasilająca skórę w lipidy, chroni ją i koi. Zero uczucia ściągnięcia, zero łuszczenia się. Gładka, promienna skóra nie musi być domeną jedynie twarzy. A teraz zapowiadane włosy. Moja ulubiona linia pielęgnacyjna do pielęgnacji włosów i skóry ciała wzbogaciła się o nowy produkt stworzony szczególnie pod kątem lata. Ochronna mgiełka Protective Shield Mist chroni włosy i skórę głowy przed promieniowaniem słonecznym, ale także przed innymi niekorzystnymi wakacyjnymi czynnikami takimi jak sól w morzu i chlor na basenie. Dziecinnie prosta aplikacja tego ultralekkiego produktu sprawia, że można to robić praktycznie wszędzie i często. Uważam, że to genialny produkt dla facetów, którzy najczęściej mają krótkie włosy lub najzwyczajniej w świecie ich nie mają. A czy chronią skórę na głowie SPFami? Śmiem wątpić. Z nową mgiełką Hair Rituel by Siley to naprawdę łatwe i przyjemne. Można stosować na suche lub wilgotne włosy. Marka Masveri wyrosła z kultury barberskiej i jako taka proponuje produkty do zarostu, ciała i włosów. Ostatnio wprowadziła serię trzech sprejów do włosów o różnym natężeniu utrwalenia. Produkty te działają na trzy sposoby – jako prestylery, restylery i stylery. Innymi słowy można nimi spryskać wilgotne włosy, a następnie je wystylizować przy pomocy suszarki, można nimi też spryskać gotową fryzurę (działają wtedy jak lakier) lub po prostu przy ich pomocy zmienić fryzurę w ciągu dnia. Do wyboru mamy 3 chwyty True Builder, Proud Builder i Brave Builder. Fajnie dodają objętości i pielęgnują w czasie stylizacji bez obciążania. Polubiłem!
FLAKON
Włoskie lato zamknięte we flakonie? Wiadomo – Light Blue Dolce & Gabbana! Ta klasyczna już para zapachów stworzona w pierwszej dekadzie lat 2000 kojarzona jest nieodłącznie z letnim klimatem – cytrusową świeżością, morską bryzą i aromatycznym tchnieniem rozgrzanego lądu. W ramach 25-lecia ich popularności obie wersje Light Blue pour Femme i Light Blue pour Homme przeszły właśnie drobny facelift opakowań. Flakony zyskały nowe szczegóły: mrożone szkło, zaokrąglone krawędzie, połyskujące niebieskie korki i srebrne wykończenia. Same formuły klasycznych wód toaletowych dla niej i dla niego pozostały niezmienione, ale – jak czytam – wzmocniono je tak by, jak twierdzi marka, były wyczuwalne na skórze aż do 16 godzin. Drugą informacją jest fakt dołączenia na stałe do kolekcji Light Blue absolutnie oszałamiających flakonów z majolikowymi motywami charakterystycznymi dla wyspy Capri. Znajdziemy je pod nazwą Capri in Love. Kształtem przypominają klasyki Light Blue, ale te niesamowite kafelkowe biało-niebieskie wzory sprawiają, że emanują jeszcze bardziej wakacyjnymi wibracjami. Ale uwaga, pachną inaczej niż klasyki! To wody perfumowane, które zachowując świeży klimat, sięgają po nowe, bogatsze akordy. W Light Blue Capri in Love pour Femme powąchamy jaśminową herbatę, jabłko i longozę (składnik wnoszący ambrowy klimat). Autorką tej kwiatowo-owocowej kompozycji jest Emilie Coppermann. Light Blue Capri in Love pour Homme z kolei to pienne połączenie czarnego pieprzu, dojrzałej, owocowej figi i ziemistej paczuli. Kompozycję dla marki D&G stworzyła Alexandra Carlin. Jestem zakochany w tych flakonach! Teraz jedyne czego potrzebuję to plaża, morze i odrobinę więcej stopni na termometrze.
GOLENIE
Od jakiegoś już czasu moim ulubionym kosmetykiem do golenia jest olejek. Można go wykorzystać na tyle różnych sposobów! Po pierwsze jako pre-shave, co czynię gdy mam więcej czasu. Wtedy po nałożeniu olejku dokładam jeszcze jedną warstwę preparatu do golenia, np. kremu, i dopiero wtedy sięgam po maszynkę. Gdy się spieszę używam samego olejku i wody. A w bardzo trudnych warunkach i okolicznościach jestem w stanie się na niego ogolić nawet na sucho. Poza tym olejek taki mogę również wetrzeć w brodę, co w podróży redukuje potrzebę pakowania dwóch buteleczek. Choć amerykańską markę Young Living znam już od wielu lat (to tu zaopatruję się w, moim zdaniem, najwyższej jakości olejki eteryczne) dopiero teraz zauważyłem, że mają coś takiego jak olejek do golenia. A w zasadzie trzy olejki pod tą samą nazwą Mirah: do mycia, do włosów i do golenia właśnie. Zamówiłem sobie w kwietniu ten ostatni. Nie jestem fanem jego podania (kojarzy mi się z tanim produktem ze sklepiku arabskiego), ale już jakość samego specyfiku prosi się zdecydowanie o pochwałę. Olejek Mirah bardzo dobrze chroni skórę podczas golenia zapewniając gładkie i bezpieczne sunięcie żyletki. Nie zdarzyło mi się jeszcze zaciąć gdy go używałem. Skóra po goleniu jest nie tylko niepodrażniona, ale i fajnie nawilżona. Z drugiej strony olejek dość łatwo można usunąć wodą. Produkt bazuje na połączeniu olejków z baobabu, awokado i nasion meadowfoam. Muszę jednak wspomnieć też o jego zapachu. Jest niesamowity, perfumowy wręcz, ale bazuje na naturalnych olejkach eterycznych. Czego tu nie ma! Ylang ylang, cynamonowiec, świerk, davana, lawenda, sandałowiec, jaśmin, a nawet róża damasceńska! Dla mnie jest to fascynująca mieszanka, ale jestem w stanie sobie wyobrazić, że dla przeciętnego faceta ta kompozycja zapachowa może być zbyt bogata i brzmieć… zbyt kobieco. U mnie jak wiecie takie podziały, ograniczenia nie istnieją dlatego z przyjemnością stosuję Mirah Shave Oil. Do foto sesji się nie załapuje może, ale w podróży się sprawdza ze względu na lekkość swojego opakowania i wspomnianą na początku wielozadaniowość.
AKCESORIA
Jeżeli ktoś pielęgnację traktuje jako przyjemność, a nie konieczny obowiązek, z pewnością jest w posiadaniu całkiem sporej ilości beauty accessories. Ja tak mam – szczotki, pędzle, rolery, masażery, ręczniczki, gąbeczki – no jest tego sporo. I ciągle przybywa. A że ostatnio jestem bardzo zadowolony z trzech akcesoryjnych nabytków, postanowiłem wprowadzić do Ulubieńców taką kategorię. Po pierwsze jednorazowe ręczniki! Jakie to jest fajne rozwiązanie! Wygodne, higieniczne i ultradelikatne. Pure Face Towels marki Alkemie wykonane są z delikatnej bawełny dzięki czemu zapewniają delikatność i minimalizują ryzyko podrażnień. Takie ręczniczki są wręcz koniecznością w przypadku cer problematycznych. Redukują do zera ryzyko przenoszenie bakterii. Tradycyjne ręczniki musielibyśmy prać po każdym użyciu! Do czego je stosuję? Oczywiście do osuszania twarzy po myciu, ale również do ściągania maseczek. Sprawdzają się w tej roli idealnie. Zostają ze mną na dłużej! Aha, są w pełni biodegradowalne. Wiem, wiem, zarzekałem się, że nigdy więcej kamiennych płytek gua sha, tylko stalowe. Ale zaryzykowałem i znowu masuję się kamieniem. A czym dałem się skusić? Wielkością! Kamienna płytka gua sha NaturalFace ma tak duże krawędzi, że jednym ruchem jestem w stanie wymasować większe partie twarzy. Po prostu! Poza tym na jednej krawędzi ma fajne zęby, które u mnie idealnie się sprawdzają w pacyfikowaniu lwiej zmarszczki. Możecie ją kupić samą lub wraz z olejkiem do masażu twarzy Self Love, który pachnie lawendą. Produkty NaturalFace wymyśliła Aneta Korytkowska, która o masażach twarzy i tejpingu wie wszystko. Ja do tego ostatniego muszę jeszcze dojrzeć. Ten puder Diora, o którym piszę kilka sekcji wyżej muszę chyba mieć czym nakładać, co nie? No to mam, choć przyznam, że do zakupu pędzla Kabuki z Sephora Collections zostałem niejako zmuszony (tak, tak żeby dostać próbkę zapachu trzeba teraz coś kupić – cokolwiek). Absolutnie jednak nie żałuję. Pędzel Kabuki 07 wchodzi w skład kolekcji Les Essentiels, jest wykonany z miękkiego syntetycznego włosia i ma bardzo wygodną, krótką rączkę. Nadaje się do aplikacji wszystkich pudrowych produktów do makijażu – podkładu, pudru, bronzera, rozświetlacza, różu… Jest krótki i bardzo lekki – łatwo więc wrzucić go do wyjazdowej kosmetyczki. Ma też w komplecie świetne plastikowe ubranko, które w podróżach właśnie bardzo dobrze się sprawdza. Kolejna przede mną już w przyszłym tygodniu. Pędzel Kabuki z Sephora Collection jedzie ze mną!
MIEJSCE
Ok, to nie jest miejsce fizyczne, ale za to jakie pachnące! I kto wie, może kiedyś ewoluuje w coś bardziej stacjonarnego. Póki co jednak jest świetnym perfumowym konceptem dla fanów zapachów niszowych, którzy chcą poznawać marki nieobecne jeszcze na naszym rynku w zaciszu i spokoju własnego domu. W tym celu powołano Nosy Club! Miejsce działa na zasadzie subskypcji. Wybieracie preferowaną opcję (cena idzie w parze z ilością próbek, która do Was co miesiąc przylatuje) i czekacie na przesyłkę, a potem testujecie. Dla mnie najfajniejszym elementem tej całej zapachowej zabawy jest możliwość testowania w ciemno. Bez sugerowania się marką, nazwą, flakonem, piramidą nut… Na spokojnie, skupiając się tylko i wyłącznie na zapachu. A potem, kiedy jesteście już gotowi odkrywacie co kryje się pod kodem dołączonym do każdej próbki. Ja w ten sposób w kwietniu odkryłem pięć zapachów koreańskiej marki Organ Tale. Majową przesyłkę już przewąchałem, ale jeszcze nie rozkodowałem. Próbki przygotowywane są bardzo starannie i przesyłane w estetycznych kopertach. Do dyspozycji macie portal, gdzie możecie założyć konto by mieć dostęp do wszystkich zapachów w ofercie Nosy Club. Dodatkowo przy decyzji zakupu całego flakonu perfum możecie liczyć na zniżkę w wysokości Waszej subskrypcji. Dla mnie mega fajna, comiesięczna frajda! Polecam!
GDZIE TEGO SZUKAĆ?
Acqua di Parma: Sephora, Douglas, Lulua
Guerlain: Sephora, Douglas, butik Guerlain
Gucci: Sephora, Douglas
Medestelle: www.medestelle.eu
Dior: Sephora, Douglas, butik Dior
myRésolu: www.myresolu.com
Masveri: Rossmann i www.masveri.com
Hair Rituel by Sisley: Sephora, Douglas, Maison Sisley i https://www.sisley-paris.com/pl-PL
Guinot: gabinety oraz www.guinot.pl
Dolce&Gabanna: Sephora i Douglas
Young Living: www.youngliving.com
Natural Face: www.naturalface.pl
Alkmie: www.alkmie.pl
Nosy Club: www.nosyclub.pl