*RECENZJA* - Guerlain Ambre Samar
Kultowa Aqua Allegoria Guerlain to już nie tylko lekkie, proste wody opiewające cuda letniej natury. Francuska marka od pewnego czasu oferuje też swoje bestellerowe kompozycje z tej linii w wydaniu mocniejszych wód perfumowanych z dopiskiem Forte. Ale jest w tej rodzinie coś jeszcze bardziej doniosłego i wyrafinowanego – kolekcja Absolus Allegoria. Wchodzące w jej skład pełne tajemniczości zapachowe absoluty o intensywności wód perfumowanych mają oddawać uderzające kontrasty natury o zmierzchu. Powąchamy tu znane z wcześniejszej kolekcji Les Absolus d’Orient klasyki takie jak Santal Royal czy Cuir Intense oraz dwie nowości: paczulową różę Rose Amira i pikantną ambrę Ambre Samar. Tę ostatnią biorę dziś pod nos i lupę.
Ambre Samar to opowieść rozgrywająca się w mroku nocy, podczas zaćmienia księżyca, który rzuca wtedy magiczne czerwone światło. To zapach pełen kontrastów, olfaktoryczny teatr cieni, w którym pierwsze skrzypce grają ambra, kadzidło i przyprawy, a wyraźnym tłem staje się słodycz — uwodzicielska, lecz nigdy przesadna.
Moje pierwsze spotkanie z Ambre Samar przypominało uderzenie piorunem. Co poczułem? Nie klasyczny, grzeczny akord otwarcia, lecz prawdziwy przyprawowy ogień: kardamon tak naturalny, że niemal czuć jego teksturę pod palcami, a w tle mój nos wyczuł również cień cynamonu, szczyptę gałki muszkatołowej, może nawet nieco goździków. Zapach się nie przymilał — raczej zaczepiał, rozgrzewał ciekawość i zmysły. Dla mnie był to pierwszy znak, że należy poznac go bliżej. I są tego efekty…
Gdy poznałem go już lepiej z własnego flakonu, miałem możliwość zajrzeć do jego serca. Tam pojawia się słodycz. Ambre Samar nęci bowiem apetycznością: są tu miód, benzoes, wanilia, a nawet odrobina słodkiej, winnej davany. I choć w teorii wszystko to mogłoby prowadzić prosto do przesłodzonej katastrofy, tak się nie dzieje. Wręcz przeciwnie — mam wrażenie, że znajduję się w perfumerii usytuowanej tuż obok eleganckiej cukierni. Słodycz unosi się w powietrzu, ale pozostaje dyskretna, wyrafinowana i jednak niejadalna. Nigdy nie staje się ciężarem. To balans niemal magiczny.
Najbardziej fascynująca w Ambre Samar jest jednak gra świateł, migotanie i pulsowanie. Kadzidło tli się złotym blaskiem, podczas gdy ambra — w postaci precyzyjnie skomponowanej, złożonej z wyselekcjonowanych „bloków” tynktury — pulsuje ciepłem, mineralnością i delikatnym piżmem. To drugie serce zapachu — ciepłe, głębokie, niemal medytacyjne. Z czasem wszystko przechodzi w aksamitny drydown, gdzie tonka i paczula zostają na skórze na długie godziny, tworząc efekt, który nie pozwala o sobie zapomnieć. Nie mogę nie dodać też, że czuję tu również moje ulubione słodko-gorzkie migdały.
Ambre Samar odbieram jako kompozycję niezwykle wykwintną. To nie zapach codzienny, ale też nie zarezerwowany wyłącznie na zimowe wieczory. Dla mnie to perfumy na tzw. „specjalne okazje” — nawet te, które sam sobie stworzę. Jest coś niezwykle stylowego w tym, jak Guerlain potrafi „ubrać” człowieka w zapach. Ambre Samar nosi się jak luksusową odzież: pewnie, ale z lekkością. I z przekonaniem, że stajemy się lepsza wersją siebie.
Co istotne, jako osoba wrażliwa na zbyt zawiesiste ambrowce, zazwyczaj po godzinie czuję się zmęczony ich słodyczą i dostojeństwem. Tutaj — ku mojemu zaskoczeniu — tak się nie dzieje. Przyprawy ratują mnie przed przeładowaniem. Są jak szczypta pieprzu w deserze: podbijają smak, ale nie pozwalają mu stać się mdłym. Delphine Jelk udało się stworzyć kompozycję o ambrowej duszy i przyprawowym sercu, która jednocześnie intryguje, otula i uwodzi. To perfumy, które nie tylko się nosi — to perfumy, które się przeżywa.
Zapach: Guerlain Ambre Samar
Premiera: 2025
Nos: Delphine Jelk
Rodzina: ambrowa
Nuty: migdały, kardamon, kadzidło, ambra, dawana, benzoes, paczula, tonka
Trwałość i projekcja: bardzo dobre
Dostępność: woda perfumowana o pojemności 125ml w butiku Guerlain orz w Sephora i Douglas
#flakonPR