ja5.jpg

Hi!

Witaj w świecie Charliego! Make yourself at home and smell the roses!

*RECENZJA* Mugler Aura

*RECENZJA* Mugler Aura

Aura długo kazała nam na siebie czekać. Gdy latem ubiegłego roku świat obiegła wiadomość, że marka Mugler lansuje w Paryżu swój nowy, filarowy - i trzeci, po Angel i Alien, zaczynający się na literę A zapach - w Polsce o Aurze mało kto słyszał. Oczywiście z wyjątkiem grona najbardziej zapalonych perfumoholików, którzy zawsze znajdą swoje sposoby na ściągnięcie gorącej premiery nawet z drugiego końca świata. I tak też się stało. Wielbicielki muglerowskich kreacji nie chciały czekać na oficjalna polską premierę zapachu. Kupowały go za granicą, przywoziły z wojaży i dzieliły się wrażeniami w świecie realnym i wirtualnym. A wrażenia były skrajne - od obrzydzenia, poprzez znudzenie po oczarowanie. Już wtedy pomyślałem sobie: "To dobrze wróży! Mugler znowu stworzył pachnidło, które nie jest dla każdego, które się albo kocha, albo nienawidzi." I czekałem spokojnie, aż zielona aura rozniesie się również nad Warszawą...

Doczekałem się w styczniu tego roku, kiedy to premiera zapachu odbyła się z dużym rozmachem w warszawskim klubie Niebo, a w zasadzie w jego części zwanej Piekło nad Niebem. W lipcu ubiegłego roku myślałem, że planowanie premiery zapachu mającego oddawać witalność tropikalnego lasu na środek polskiej zimy było grubą pomyłką. Okazało się wręcz przeciwnie – Aura idealnie wpisała się w zimowy polski klimat wnosząc do niego element fantazji, marzenia i egzotyki. I nadal twierdzę, że ten zapach genialnie odnajduje się na skórze przy niskich temperaturach.

Szmaragdowa zieleń zdominowała uroczystą prezentację nowego zapachu w Warszawie. Niebo utonęło wręcz w roślinnym oceanie stworzonym na tę okazję. Organizatorzy wyczarowali prawdziwą dżunglę w sercu zmrożonej Warszawy – w powietrzu czuć było tajemnicę, bujność i wilgoć amazońskiej puszczy. Była też zielona wróżka, która mieszając absyntowo-zielony eliksir w ogromnej czarze aplikowała go na nasze nadgarstki czarodziejską różdżką. Muszę powiedzieć, że ten sposób prezentowania zapachu zrobił na mnie duże wrażenie. Kropla zielonego płynu spłynęła na moją skórę i oto w końcu – odrzucając wszystko to co o niej wcześniej usłyszałem i przeczytałem - mogłem poczuć czym jest tak naprawdę Aura.

Aura_50ML_Instit_LR.jpg

 

Nad zapachem pracowało aż czterech nosów. Trzy kobiety – Daphné Bugey, Amandine Clerc Marie i Marie Salamagne oraz jeden nos męski – Christophe Raynaud. Wspólnie stworzyli perfumy – jak określa to marka – orientalno-kwiatowo-cielesne. Ten ostatni element jest silnie podkreślany w materiałach promocyjnych – cielesność kobieca powiązana z cielesnością zwierzęcą biją jednym, naturalnym rytmem, a Mugler nazywa tę jedność „divine bestiality” (boską zwierzęcością). Brzmi bardzo à la Mugler, nie sądzicie? W Aurze użyto trzech znanych, tradycyjnych składników – liścia rabarbaru, kwiatu pomarańczy i wanilii Bourbon oraz dwóch nowatorskich (inspirowanych naturą, ale zbudowanych w laboratorium) ingrediencji – liany tygrysiej i drzewa wilczego (wolfwood). Ten skład idealnie oddaje charakter kompozycji – otwarcie roślinnej i naturalistycznej, a zarazem fantasmagorycznej i odrealnionej jak rzeczona zielona wróżka.

Jako wielbiciel wszelkiej zieloności w perfumach szybko przyłożyłem nos do nadgarstka by powąchać spływającą kroplę, którą obdarowała mnie zielona wróżka … i poczułem zieloność jakiej do tej pory nie znałem. Warzywno-owocowy, musujący i cierpki liść rabarbaru wymieszał się ze słodkim kwiatem pomarańczy tworząc zieloność słodką i gęstą, której najciekawszą cechą była syropowość! Może to zasługa tajemniczej tygrysiej liany (akord inspirowany chińską rośliną leczniczą), której przypisuje się brzmienie dymno-drzewne, słodko-migdałowe i żywicznie-miękkie. Tak czy inaczej nuta apteczna jest tu ewidentna. Wielu przypomina zapach syropu na kaszel, maści leczniczej czy pastylek do ssania na ból gardła. Może, dzięki dobremu zdrowiu, nie miałem aż tyle styczności z medykamentami z naszych aptek, ale mnie osobiście ta syropowość kojarzy się tajemniczo i intrygująco. Po chrupiącej rabarbarowej zieloności jest moją drugą ulubioną nutą w nowej muglerowskiej Aurze. Nie pytajcie mnie natomiast jak pachnie wilcze drzewo. Firmenich, na którego wyłączność składnik został stworzony, określa je jako ‘akord dymny, drzewny, stonowany z żywicznymi akcentami, miękki i jedwabisty jak futro.’ Faktem jest, że nut drzewnych jako takich w Aurze nie wyczuwam. Wyczuwam za to pewną absyntowość, zawiesistą, upajającą słodką wilgoć, która jak zielony trunek przyjemnie odurza zmysły. A może to wpływ zielonej wróżki? Może to ona tak namieszała?

Aura trwa na skórze bardzo długo. Tym samym wpisuje się w poczet najtrwalszych zapachów współczesnej perfumerii, którymi do tej pory bez wątpienia byli jej krewni - Angel i Alien. Trwa, ale  zmienia się, ewoluuje i pulsuje jak symboliczne zielone serce do którego została wlana. Ciekawią mnie jej różne fazy – zielona, cierpka, apteczna, kwiatowa, cielesna i w końcu waniliowa . Kompozycja ma też niebywałą projekcję. Rozlewa się po przestrzeni wypełniając ją swoimi zielonymi, słodkimi i dzikimi składnikami. Śmiem twierdzić, że uwolniona ze skóry pachnie jeszcze lepiej. W roztaczanej przez Aurę … aurze z przyjemnością się przebywa; wytraca ona w powietrzu ten, przeszkadzający niektórym, aspekt apteczno-syropowy.

I jeszcze słowo o flakonie, którego przedwcześnie określiłem ‘najgorszym flakonem roku 2017’. Biję się w piersi! Najpierw warto wziąć coś realnego do ręki zanim się wyda opinię na temat oglądanego w internecie zdjęcia. Szmaragdowe serce zwieńczone srebrnymi łukami litery M idealnie wpisuje się w stylistykę Muglera. Odważną, niebanalną, po trochu kiczowatą i prowokującą. Cięte szkło tworzy na tafli serca organiczno-roślinny ornament, który przydaje mu życia, zdaje się wprawiać w pulsowanie. Mały flakon o pojemności 30ml, który mam przyjemność testować hipnotyzuje swoim głębokim kolorem i kształtem oraz wielkością perfekcyjnie wtapiającą się w zagłębienie dłoni. Wygląda jak kosmiczny, zielony meteoryt rodem z filmu Avatar spuszczony z nieba przez niebieskiego Angel’a lub przywieziony tu przez fioletowych Alien’ów. Jak przyjmą go ziemianki? Albo go pokochają, albo znienawidzą. I to świadczy o jego wielkości.

aura3.jpg

W reklamie zapachu wystąpiła modelka z Białorusi Zhenya Katava

Hermès - Flacon H 2018 - Terre d'Hermès.

Hermès - Flacon H 2018 - Terre d'Hermès.

LIPSTICK QUEEN - Girls Will Be Boys

LIPSTICK QUEEN - Girls Will Be Boys