ja5.jpg

Hi!

Witaj w świecie Charliego! Make yourself at home and smell the roses!

*WYWIAD* Nick Steward, Gallivant

*WYWIAD* Nick Steward, Gallivant

Czy to twoja pierwsza wizyta w Warszawie?

Nick Steward: Nie, byłem tu już parę razy. Pierwszy raz przyjechałem do Polski w 2002 roku i oczywiście to było całkiem inne miejsce. Na dodatek była zima i pełno śniegu. Zaproszono mnie wtedy na imprezę na Pradze i pamiętam, że to miejsce wydało mi się wtedy – przepraszam jeśli użyję niewłaściwego słowa – takie sowieckie…

56340065_394950741058375_5866475368382201856_n.jpg

Teraz Praga stała się modna.

Nick Steward: Na pewno. Cała Warszawa pewnie się ogromnie zmieniła. Lubię jej energię. Jako Londyńczyk lubię niedoskonałość. Nie wierzę, że piękno jest czymś absolutnym. Gdy dojrzewasz w Londynie, zapewne podobnie jak w Warszawie, widzisz rzeczy klasycznie piękne i brzydkie, które współistnieją obok siebie. Wielu Francuzów mówi mi, że uwielbiają Londyn, bo czują w nim więcej wolności niż w Paryżu i to chyba właśnie z tym jest związane. Ludzie w Londynie nie dojrzewają z jednym idealnym i słusznym obrazem tego, jak powinno wyglądać piękno.

Ja urodziłem się w Krakowie, który jest trochę takim miastem-pocztówką. Chyba jednak wolę Warszawę.

Nick Steward: Życie jest niedoskonałe. Pięknie niedoskonałe. I to chcę pokazywać w Gallivant. Jestem trochę w duchu filozofii wabi-sabi, lubię grę kontrastów. Nauczyłem się chyba tego od Bertranda Duchaufoura, gdy pracowałem z nim dla L’Artisan Parfumeur. Kontrast potrafi być interesujący i piękny. W perfumach, na przykład, używając jedynie szlachetnych, respektowanych składników, można łatwo osiągnąć odrobinę pretensjonalny efekt, ale żeniąc te składniki z czymś pozornie banalnym sprawiasz, że cała kompozycja staje się świeża i frapująca.

Dla kogo więc stworzyłeś Gallivant?

Nick Steward: To właśnie pytanie często zadawano mi, gdy promowałem swoją markę w Ameryce. Od samego początku chciałem by była to marka demokratyczna i inkluzywna. Nie robię więc perfum dla milenialsów, ani na Bliski Wschód, robię perfumy dla wszystkich.

A nie dla mieszczuchów?

Nick Steward: Też, ale mam wielu klientów, którzy nie mieszkają w dużych miastach i taka podróż bez ruszania się z fotela, przeniesienie się w inne miejsce za pomocą zapachu jest czymś bardzo atrakcyjnym.

59265483_617855328678529_4775053796839522304_n.jpg

I na dodatek z małą mapką na pudełku.

Nick Steward: Tak, z małą mapką. Chciałem by ludzie znaleźli swoje własne nowe miejsce na świecie. Sam to wszystko zaprojektowałem. To są prawdziwe mapy. Jako dziecko zawsze marzyłem o podróżach i studiowałem stare mapy. Moi dziadkowie podróżowali po Europie w latach 30 i w domu zawsze były plany ich wycieczek, mapy, które uwielbiałem oglądać i wyobrażać sobie te miejsca, które odwiedzali. Od najmłodszych lat więc bliska mi była ciekawość różnych kultur, miejsc istniejących koło siebie, a potem wpadłem w świat perfum.

Przez przypadek?

Nick Steward: Tak, mogę powiedzieć, że to był przypadek. Nie urodziłem się w Grasse (śmiech). Kiedy skończyłem dwadzieścia lat wyjechałem do Francji by podszkolić języki. Skończyłem Arabistykę, ale nie za bardzo wiedziałem co chcę robić ze swoim życiem. Wtedy poznałem pewną osobę, która wprowadziła mnie w świat perfumiarstwa i to pokochałem. Myślę, że teraz nie byłoby mi już tak łatwo, musiałbym mieć formalne wykształcenie, ale wtedy wszystko było prostsze. Tworzenie perfum sprawia mi ogromną przyjemność i jest wspaniałą zabawą i to właśnie chcę oddać w duchu Gallivant – tę ciekawość świata i zabawę, jaka temu wszystkiemu towarzyszy.

A co takiego fascynuje cię w mieście?

Nick Steward: Tak się składa, że nie mam prawa jazdy, nie kieruję, więc jestem trochę ograniczony geograficznie. Miasta odkrywam na piechotę. Co w nich kocham? Chyba ich zmienną strukturę, to, że idąc miastem, na przestrzeni kilku przecznic mogę zobaczyć tyle różnych rzeczy, tyle różnych faktur. Za miastem jest pięknie, doceniam wiejski krajobraz, ale nie porusza on mnie tak, jak zmienność miasta. Jest zbyt monotonny. Miejskie życie jest wielowarstwowe, trójwymiarowe, a ja lubię gdy perfumy mają wiele warstw i tę trójwymiarowość.

Odwiedziłeś wszystkie swoje miasta-perfumy?

Nick Steward: Tak, wielokrotnie. To daje mi możliwość wyjścia poza, tak zwane, pierwsze wrażenia i pozwala na odkrywanie tych miejsc na nowo za każdym razem. Te miasta stały się moimi przyjaciółmi, odkryłem ich piękne, ale i brzydkie strony. I te brzydkie też pokochałem, bo poznałem je w pewnym kontekście. Chyba nie potrafiłbym stworzyć perfum o mieście, którego nigdy nie odwiedziłem.

Na swojej stronie piszesz, że korzystasz z „pięknych i uczciwych składników”. Co to w zasadzie znaczy?

Nick Steward: Chyba to, że dla niektórych ludzi tworzenie perfum to sztuka, a dla mnie bardziej rzemiosło, rzemiosło perfumiarskie. Jako rzemieślnik mam to szczęście, że pracuję z najlepszymi składnikami i uważam, że powinno się je szanować. Z drugiej strony jednak nie należy ich za bardzo idealizować. Te składniki są realne, a perfumy są czymś namacalnym i za każdym razem gdy mam do czynienia z kompozycjami wielce abstrakcyjnymi, konceptualnymi, kusi mnie by je urealnić. Powtarzam, to ma być coś namacalnego, coś co czujesz na swojej skórze, a nie abstrakcyjny koncept. W ten sposób rozumiem „uczciwość” moich składników i perfum i to pomaga w tworzeniu marki demokratycznej, otwartej na wszystkich. Uwielbiam spotykać się z moimi klientami i często słyszę od nich, że nie wiedzą jak wąchać perfumy, nie czują ich. Mówię im wtedy: „Oczywiście, że potrafisz! Każdy to umie!”. Możesz nie znać składników, procesów, terminologii, ale na pewno potrafisz wąchać perfumy. To się robi instynktownie, jak dziecko.

Czy twoje perfumy są osobistymi wizjami tych miast? Jaka jest twoja rola w procesie twórczym? Współpracujesz z nosami, prawda?

Nick Steward: Tak, jak pewnie wiesz, współpracuję z kilkoma perfumiarzami. Rozpocząłem tworzenie perfum pod szyldem Gallivant z dwoma kobietami – Karine Chevallier, którą znam od bardzo długiego czasu i Georgią Navarrą, Włoszką, z którą pracowałem wcześniej dla Bertranda. Moją rolą jest stworzenie odczucia, chwili, inspiracji, którą one mogą następnie przetłumaczyć na perfumy. Wszyscy jesteśmy w istocie tłumaczami – ja posługuję się słowami, moi perfumiarze składnikami. Chcę, by poczuli tę podróż, nawet jeśli nigdy sami nie byli w danym mieście, co jest nawet ciekawsze. Czy zawsze uda mi się stworzyć historię, która ich zainspiruje?

Czy ze swoich podróży przywozisz jakieś zapachowe pamiątki?

Nick Steward: Gdy rozmawiam z moimi perfumiarzami, staram się nie mówić o składnikach. Nigdy nie mówię na przykład: „Ok, Karine, a teraz zrobimy zapach tuberozowy”. Nie, nie mówię o składnikach. Wolę gdy ich proces twórczy jest bardziej nieskrępowany i płynny. Oczywiście znają moje preferencje, wiedzą, że do niektórych składników mam słabość, a inne słabo znoszę. I wiesz co, bardzo często to co powstaje jest mieszanką składników wysokich i niskich, na zasadzie kontrastu, jak już wcześniej wspomniałem. I to jest chyba jednym z głównych powodów dlaczego zapach London stał się tak popularny (zapach London był jednym z finalistów konkursu Art&Olfaction Awards w 2018). Jest mixem, jak to miasto. To nie tylko Notting Hill, kwitnące drzewa wiśniowe i magnolie, które widziałeś już milion razy na Instagramie. To mieszanka Londynu zachodniego i wschodniego, brutalnie realistycznego i idealnie eleganckiego. Jest tu zwykły swieży, zielony ogórek, a obok niego piękna skóra, oddana przez molekułę zamszową. Coś jak nubuk. Oddaje całą złożoność zapachu skórzanego, ale bez nieprzyjemnej ostrej nuty. Jest bardzo uzależniający! Ale London to także klasyka – piękna, dorodna róża! I to było wyzwanie. Jak przedstawić składnik, który w wielu kulturach postrzegany jest jako typowo damski, tak, by stał się atrakcyjny również dla mężczyzn? Uwielbiam się tym bawić! Podobnie było z nutą jaśminu w Tel Avivie. Moja perfumiarka wiedziała, że mam problem z tym zapachem. Często gdy wącham perfumy jaśminowe do głowy przychodzi mi zapach bananów. Jaśmin jest taki indoliczny, taki animalistyczny i taki kwiatowy, a ja chciałem, by stworzyła jaśmin przyjazny dla facetów! By był to jaśmin nowoczesny. W Gallivant nie mamy obsesji wielkości i mocy. Chcę nauczyć ludzi, że cicha perfumeria potrafi być równie piękna, że nie musisz być skomplementowany przez kogoś, kto jest trzy ulice dalej, by wiedzieć, że nosisz piękny zapach i by czerpać z tego przyjemność. Taki jest na przykład Berlin..


Prawdopodobnie moje najukochańsze miasto w Europie.

Nick Steward: Co myślisz o tym zapachu?

To mój numer 2, bo kocham wetywerię, kocham cytrusy i lubię herbacianą nutę.

Nick Steward: W takim razie stworzyłem go dla Ciebie (śmiech). To zapach bardzo prosty, klasyczny w stylu, łatwy w noszeniu.

I trochę koloński.

Nick Steward: Tak, bardzo. Ludzie mówią, że w stylu Elleny. Tak więc, jeśli ktoś szuka ogromnego ogona i 24-godzinnej trwałości, raczej nie powinien…

… jechać do Berlina.

Nick Steward: Przynajmniejnie do tego od Gallivant. Sam kocham to miasto, szczególnie latem. Jego mieszkańcy są totalnie wyzwoleni. Pamiętam, że podczas jednej z moich pierwszych wizyt, pojechaliśmy z przyjaciółmi, którzy tam mieszkają wykąpać się nad jezioro. Matka jednego z nich najzwyczajniej rozebrała się do naga i poszła pływać. To jest właśnie Berlin. Miasto otwarte i bezpretensjonalne, z wbudowaną naturą – rzeką, jeziorami, lasami. Dlatego chciałem, by mój Berlin pachniał naturalnie i nieskomplikowanie.

Twoim najnowszym dziełem jest natomiast Tokyo.

Nick Steward: Tak, Tokyo, które stworzyłem z młodym, utalentowanym perfumiarzem Nicolasem Bonneville.

55533204_2355720907997938_7555443653779390464_n.jpg

Ten zapach naprawdę mnie zadziwił. Jako ogromny miłośnik yuzu nie znalazłem tu yuzu jakie dotąd znałem. Yuzu w Tokyo nie jest tak kwaśnie, tak orzeźwiające, jest poważniejsze i bardziej złożone.

Nick Steward: Zgadza się, ale jest tu też kilku innych graczy. To dość złożony zapach, choć zawsze dążę do tego by moje kompozycje były dla każdego czytelne. Moje Tokyo. Oczywiście nie chciałem robić kolejnego zapachu z kwiatem wiśni w tle, ani zapachu w stylu Blade Runner z futurystycznymi neonami. To co naprawdę kocham w Japonii to swego rodzaju staromodna stosowność zachowania – ci ludzie nigdy nie mówią zbyt głośno i mają szacunek do wszystkiego co ich otacza. By to oddać chciałem stworzyć zapach cichy i medytacyjny. Jak spacer po cichych i pustych, bocznych uliczkach Tokyo. Trochę zen, a zarazem bardzo złożony, wielowarstwowy. Tak, to zapach kadzidlany, ale tu się dzieje dużo więcej, dużo więcej niż kadzidło. To ciekawe, bo podobne odczucia mam w stosunku do Brooklyn, który jest koloński i musujący…

O tak! Jest zdecydowanie musujący! Przypomina mi rozpuszczalny napój witaminowy z dzieciństwa – Vibovit – cytrusowy, musujący, odrobinę apteczny.

Nick Steward: Ciekawe! Tam jest kardamon. Uwielbiam ten składnik i użyłem go w Brooklynie, Instanbule i Tokyo. Powracając do tego pierwszego, jest to zapach, który z jednej strony wydaje się bardzo prosty, z drugiej, po dokładniejszej analizie, okazuje się bardziej złożony. Wiesz co lubie mówić moim klientom? Mówię im: „Weź swój zapach w podróż! Nie zadowalaj się tylko jednym poziomem, spodziewaj się, że się będzie zmieniał na twojej skórze, uczyń go swoim zapachem”. Uwielbiam gdy ludzie, którzy kupują moje perfumy, po pewnym czasie używania zaczynają określać je „moim Brooklynem”, „moim Tel Avivem” – to jest piękne! Owszem my tworzymy te perfumy, ale potem puszczamy je w świat i to od ciebie, od was zależy, co dalej z nimi zrobicie. Od tej pory należą do ciebie. Ja nie chcę ich cały czas posiadać i kontrolować. A więc Brooklyn fajnie musuje i to jest bardzo optymistyczne, ale potrafi pokazać swoją drugą twarz, bardziej intymną, twarz zapachu – drugiej skóry.



istanbul_bottle.jpg

W przypadku Istanbulu otrzymałem zapach jakiego się spodziewałem.

Nick Steward: Ale, mam nadzieję, nie trącący banałem?

Dla mojego nosa to zapach bardzo żywiczny i ambrowy. Najcieplejszy w całej kolekcji. Najcieplejszy i prawdopodobnie najsłodszy.

Nick Steward: „Słodki” to ciekawe określenie. Rozmawialismy dziś rano o tym. „Słodki” może znaczyć tyle różnych rzeczy. Dla każdego coś innego.  Oczywiście Istanbul to kompozycja orientalna, waniliowa, ambrowa, co dla niektórych oznacza słodycz, ale ten zapach jest też bardzo aromatyczny, bardzo przyprawowy, jest tu dużo lawendy, jest tymianek. Jestem więc w stanie zrozumieć postrzeganie go jako zapach słodki, ale na mojej skórze jest głównie przyprawowy.

To co podoba mi się w London, jeśli mogę do niego na chwilę powrócić, jest jego totalny brak słodyczy. Mam dwa ulubione kierunki w perfumach: albo coś bardzo prostego, świeżego i raczej niesłodkiego, albo, z drugiej strony, coś bardzo przeładowanego, barokowego. Nie lubię za bardzo zapachów w połowie drogi.

Nick Steward: To dlatego tak bardzo podoba ci się Berlin! Ok, w takim razie muszę zapytać co myślisz o Amsterdamie?

Jest zdecydowanie barokowy. Dużo dominujących kwiatów i pudrowość.

Nick Steward: Za dużo kwiatów?

To zdecydowanie inne kwiaty niż te w Tel Avivie.

Nick Steward: Ten zapach ożywa tak naprawdę na skórze.

W Amsterdamie tak naprawdę czuję całą kwiaciarnię. Nie poszczególne kwiaty, ale całą kwiaciarnię – z wodą w wazonach, łodygami, liśćmi..

Nick Steward: Tak, woda i mineralność. Woda nasycona kwiatami i zielenią, bardzo mineralna. Jest tu też trochę zwierzęcej nuty. Słowo ‘sexy’ jest dla mnie trochę dziwne, bo co właściwie ono znaczy, ale mam wielu klientów, którzy tym właśnie słowem opisują Amsterdam – sexy, zmysłowy. Pomyśl też o samym mieście, o jego historii, w której jest mnóstwo zmysłowości i korzenności. I bogactwa kumulowanego z pokolenia na pokolenie.

55519579_321270891914994_9091647391341215744_n.jpg

Nie mogę nie zapytać o nazwę twojej marki – Gallivant. Z ciekawością odkryłem, że to zwykłe słowo w języku angielskim, czasownik – to gallivant.

Nick Steward: Tak, to zwykłe słowo, którego ludzie używają.

Zrobiłem więc mały research na jego temat - to gallivant oznacza włóczenie się wałęsanie, ale w poszkiwaniu przyjemności, rozrywki, zabawy.

Nick Steward: Tak, jest w nim zdecydowanie element zabawy, a nawet brojenia. Mówimy czasem: „Gdzie się tyle włóczyłeś?”. To słowo jest w bieżącym użyciu, ale raczej w rejestrze prywatnym. Używamy go raczej w rodzinie, wśród przyjaciół. Nie użyłbym go raczej rozmawiając z kimś obcym. To ciekawe słowo, bo z jednej strony dość formalne, z drugiej zaś stosowane w kontekstach raczej nieformalnych. Lubię je i uważam, że pasuje do naszych perfum.

Myślę, że to świetna nazwa dla marki tworzącej perfumy inspirowane miejskimi podróżami.

Nick Steward: Miło mi to słyszeć. Chodziło mi to po głowie od długiego czasu. Chciałem dla marki nazwy, którą łatwo wymówić, tak jak w przypadku samych perfum, które po prostu nazwałem nazwami miast. To zostawia miejsce do interpretacji. Chcę by ludzie sami odkrywali czym jest dla nich dany zapach, a nie kierowali się nazwą. Ludzie czasem mówią mi, że w Amsterdamie czują lilie. I super – myślę sobie. W Amsterdamie nie ma lilii, ale rozumiem, że ktoś może je tam czuć.

Tak, zapach jest odrobinę pieprzny.

Nick Steward: to pieprz seczuański

A lilie potrafią przecież pachnieć pikantnie. Pozwalasz mieszać swoje zapachy?

Nick Steward: Nie jestem perfumeryjną policją! Nie mogę ludziom tego zakazać, choć nie tworzyłem ich z taką myślą, jeśli mam być szczery. Rozumiem, że ktoś może chcieć to robić. Nie jest to dla mnie problem, ale sam tego nie robię.

Czy każdy zapach zawiera jakiś lokalny zapach, lokalny przysmak? W Tokyo jest wasabi na przykład.

Nick Steward: To dobre pytanie. Ogólnie rzecz biorąc nie jestem zwolennikiem takiej strategii. W przypadku Tokyo, chodziło o to, że jestem ogromnym fanem japońskiego jedzenia. Pomyslałem więc, że dodamy wasabi, by podkręcić kompozycję kolorem, by dodać jej dynamizmu. Ale nie chcę ograniczać się do lokalnych składników. To nie jest pomysł na perfumy Gallivant. Poza tym wszędzie jest przecież tyle obcych, zagranicznych wpływów. Lokalni mieszkańcy często w ogóle nie zdają sobie z tego sprawy.

Słowo gallivant, na ten przykład, pochodzi z francuskiego, prawda?

Nick Steward: Tak, rdzeń pochodzi z francuskiego – gallant – a dokładniej z łaciny. Po francusku użylibyśmy jednak słowa flâner. A po polsku?

„Wałęsać się”, „włóczyć” – co oznacza chodzić bez konkretnego celu.

Nick Steward: Świetnie! Nie wszystko w życiu musi mieć cel.

Czy Gallivant to marka niezależna (indie)?

Nick Steward: Ciekawe pytanie! Na początek powiem, że nie chcę nazywać Gallivant marką niszową, bo tak naprawdę nie wiem co dziś jest niszą, a co nie jest. Myślę o Gallivant, jako o niezależnej marce, bo rzeczywiście jesteśmy niezależną firmą, wszystko robimy sami, naszym właścicielem nie jest żadna duża globalna korporacja. Duch marki to wolność tworzenia i radość, jaką nam to daje. To jest dla mnie bycie ‘indie’. Bycie autentycznym. Autentyczność jest bardzo ważna, choć to słowo coraz częściej się dezawuuje, podkradane przez sprytnych ludzi z działów marketingu. „Indie” to szczera postawa. Robienie perfum nie jest taką łatwą sprawą. Nie jest łatwo konkurować z ogromnymi, bogatymi i uznanymi firmami, ale ja naprawdę wierzę w to co robimy. Na przykład – produkujemy tylko perfumy o pojemności 30ml. Dlaczego? Bo chcemy powiedzieć ludziom: „Nie szukaj na siłę signature scent na całe życie. Może lepiej mieć całą garderobę perfum w małych flakonach?” Małe jest piękne i daje większą możliwość wyboru.

Kocham małe pojemności.

Nick Steward: Ludzie, przyjaciele z branży mówią mi, że marka, która ma tylko małe pojemności nie ma szans. Ale wiesz co, ja nie mam przerośniętego ego i nie chcę ogromnych flakonów, bo wiem, że nigdy ich sam nie zużywam. Mam poczucie winy posiadając rzeczy, które stoja nieużywane.

Dzięki małemu rozmiarowy flakony są też bardzo lekkie i można zabrać je w podróż.

Nick Steward: Dokładnie, są proste i lekkie. Nie chcę być marką, która sprzedaje ekskluzywne opakowania z ciężkimi, złotymi korkami. Chcę ludzi wprowadzać w świat lepszych perfum.

55897031_378897489630196_4882514527125504000_n.jpg

A jednak ten miedziano-złoty kolor na pudełku wygląda pięknie. I tak dobrze koresponduje z szarością mapy.

Nick Steward: Dziękuję. Lubię szarość.

A więc co dalej? Gdzie się wybierasz w kolejną podróż?

Nick Steward: Nowe miasto ogłosze jesienią i mam też dwie inne kompozycje w produkcji. Nie potrafię pracować nad jednym zapachem, bo to kreuje niepotrzebne, sztuczne deadliny, czego nie lubię ani ja, ani moi perfumiarze. Wolę, gdy kilka rzeczy dzieje się równolegle, w swoim własnym tempie. Czasem coś cię blokuje w danym projekcie i wtedy dobrze go na chwilę odłożyć na półkę i zająć się czymś innym. Zwykle wtedy, po kilku dniach, pojawiają się gotowe odpowiedzi na kwestie, które nas zablokowały. Ogólnie, gdy czuje jakiś impas, idę na spacer. To jest takie dobre dla mózgu! Robię to też z moim zespołem – chodzimy na spacery razem – to są nasze biznesowe spotkania. Życie to ruch. I takie też chcę robić perfumy – w ruchu, wibrujące, wałęsające się.

Dziękuję za rozmowę.



55468403_300502930645259_8921790557294952448_n.jpg

Zapachy marki Gallivant dostępne są w perfumeriach GaliLu.

 

 Is it your first visit to Warsaw?

Nick Steward: No, I’ve been here a couple of times. I first came to Poland in 2002 and obviously it was very different. Plus it was winter with lots of snow. And then I went to a party in Praga. And I remember it feeling very, forgive me if it’s a wrong word, soviet…

Now Praga is much more trendy.

NS: Obviously. The whole Warsaw has changed a great deal. And I like the vibe of it. Perhaps because I’m a Londoner I like imperfection. I don’t believe beauty is one absolute thing. So as a Londoner, just like in Warsaw, you grow up with the classic and the ugly, living with each other side by side. Lots of French people say they love London so much because it’s so much more free than Paris and  I think it’s to do with that. We don’t grow up with this perfect picture of what something beautiful must look like.

I was actually born in Cracow. A postcard city to me. I much prefer Warsaw.

Yeah, life is imperfect. Beautifully imperfect. And that’s what I’m trying to be with Gallivant – a little wabi-sabi, playing with contrasts. I think I learnt it from Bertrand Duchaufour when I worked with him for L’Artisan Parfumeur. Contrast is really interesting and beautiful. In perfumes, using noble, high perfumery materials only can turn out to feel a bit pretentious but marrying them with something banal makes the whole composition more interesting and fresh.

So who did you create Gallivant for?

Oh, that’s the question they used to ask me in America when I promoted the brand there. Well, starting the brand I wanted to be rather inclusive, democratic. So it’s not for millennials, it’s not for the middle-east, it’s for everybody.

But would you say it’s for city mice?

I think it can be, but I also have a lot of customers who don’t live in a big city, and to them the idea of an almost armchair travel, living a different life for a moment is attractive.

With a little map on the box.

Yes, with a little map. I wanted people to find their own new place in the world. I designed all of this myself. And they are actual maps. As a child I loved the idea of travelling places and I used to study old maps. My grandparents used to travel across Europe in 1930s and there was this flight plan and I used to love looking at that and think about all these places they had visited. So I think I always had in mind this idea of different cultures existing next to each other and was just curious about them and then I strangely fell into perfume.

By accident?

Yes, it was quite an accident. I wasn’t born in Grasse (laugh) I moved to France in my twenties to learn to speak French and then I did a degree in Arabic and I didn’t really know what I was going to do with my life and then I met someone and fell into perfumery and I love it. But I think now it would be tougher, you’d have to be much more formally educated. Making perfumes is giving me such a pleasure in my life, so much fun and I think in the spirit of Gallivant is this curiosity about the world, and there’s a sense of pleasure and fun.

What do you find fascinating about the city?

You know I can’t drive so I’m a little bit geographically limited and I just often go on foot. And why I love the city? I guess because there’s so much texture in it so I can look at a city and in the space of a few blocks I can see so many different things whereas in the countryside I can appreciate its beauty but it doesn’t really move me in the same way, it can be monotonous. So I think the city life always has a lot of textures and layers and I like perfume to have textures and layers and feel very 3D.

Have you visited all your perfume-cities?

Many times. It gives me this possibility to go beyond the initials, rediscover them each time I go. They’ve become a bit like friends over the years, I also discovered their ugly side but you grow to appreciate the ugly side because you know the context of it. It would be quite impossible for me to make a perfume on a city I had never visited before.

In your website you say that to make perfumes you use „beautiful and honest ingredients”. What exactly do you mean by this?

Well, what I’m trying to say is that to some people perfume is an art but to me it’s really a craft, a craft of perfumery. And I’m lucky to have a chance to work with great materials which really need to be respected. But on the other hand they don’t really need to be overly romanticised, either. They are real and perfum is tangible so for me sometimes if perfume is too abstract, too conceptual I want to make it more real. I want to make it more tangible so that you can feel it on your skin. That’s my desire to make it more honest and democratic and inlusive to people. I love to meet my customers and they sometimes say: „I can’t smell anything”, „I don’t know how to smell it” and then I tell them „Yes, you can. Yes, you do know how to smell.” You may not know the materials, you may not know the vocabulary but absolutely you can feel it. Like a child, instinctively.

Are your perfumes your own vision of those cities? What exactly is your role in the creation proces? You work with perfumers, don’t you?

Yes, as you know I work with several perfumers. I started working with two female perfumers - Karine Chevallier, whom I have known for a long time, and Georgia Navarra, an Italian, who used to work with me for Bertrand. My role is to create a feeling, a story, a moment, an inspiration which they can then translate into perfume. I think of all of us in a way as translators – with words for me and with materials for my perfumers. I want them to feel the journey even though they’ve never been there (and sometimes it’s even more exciting if they’ve never been there). Can I create something interesting enough to inspire them?

Do you bring some olfactive souvenirs from your trips?

I try generally to avoid talking to them about meterials. I won’t say for example: „Ok, Karine, we’ll do now a tuberose fragrance.” No, I never start with a material. I think it’s better if it’s much more open and fluid. Of course they know some of my preferences, certain materials I really love. But you know very often it can be a mix of high and low as I’ve said before. I think one of the reasons London has grown to be so popular is because, like the city, it is a mix (Gallivant’s London was one of the finalists of Art&Olfaction Awards in 2018). It’s not all Notting Hill and cherry blossom and magnolias as shown millions of times on Instagram. It’s a feeling of east and west, gritty London and glam London. It’s a green fresh cucumber but also a beautiful leathery note conveyed by a suede-y accord. It’s got all the complexity of the leather note without its roughness. A bit like nubuck. Very addictive to smell. But London is classic as well – it has a big rose in it. And it was a challenge – can you take a rose note which many cultures consider feminine and make it interesting to men? And I love to play with that. Similarly, the jasmine note of Tel Aviv. My perfumer knows that I really struggle with jasmine, very often when I smell jasmine fragrances I think of bananas. It is indolic, it’s animalic and it’s floral and I wanted her to make jasmine men-friendly. I wanted her to create a modern feeleing to it. You know, with Gallivant perfumes I don’t always want to go big. I want to tell people that quiet perfumery is good too. You don’t necessarily have to get a compliment on your perfume from somebody who is three streets away to enjoy it and to know that you are wearing a good perfume. Berlin for example…

Probably my most favourite city in Europe..

What did you think about the perfume?

It’s my second best as I love vetiver and I love citrus and I love tea.

Oh, so I did it for you. (laugh) It’s a very simple, classic style, a little effortless in a way.

Quite cologne-y to me.

Yes, very much. Some people keep telling me it’s very Jean-Claude Ellena. So you know if somebody craves for a massive sillage, something that lasts 24 hours on their skin then..

Then they shouldn’t go to Berlin.

No, not Gallivant Berlin. I love the city, too, especially in the summer. One of my first memories of it was when we went swimming on the lake with my friends who live in Berlin. They are quite uninhibited, my friend’s mother just got naked and swam. And nature is very much built into the city, the lakes and the forests, so I wanted it to feel very natural.

And your latest creation is Tokyo.

Tokyo which I’ve done with a young, talented perfumer called Nicolas Bonneville.

And this one really struck me because I’m a big fan of yuzu but that’s not the yuzu I used to know. It’s not that sour, not that zesty. It’s different and more complex

Yes, because there are other players in it. It’s quite a complex fragrance but I always hope that my fragrances are very legible at the same time. Tokyo. Obviously I didn’t want to do another cherry blossom or a blade runner, neon, futuristic thing. What i really enjoy about Japan is a sense of decorum, sense of old-fashioned, these people don’t speak very loudly, have big respect for everything around you so I wanted to create a fragrance which feels quite still, quiet and meditative – early morning, wandering along back streets of the city, some people say it’s very zen. But it’s very rich at the same time, it’s got a lot of layers in it. Yes, it’s an incense frag but it’s really so much more that an incense frag. Strangely enough I feel the same way about Brooklyn. I think Brooklyn is this sort of fizzy, cologne-y..

It definitely is fizzy! It reminds me of an old style soluble vitamin powder I used to drink as a kid – Vibovit – citrusy and fizzy and a dash medicinal.

Interesting. It’s got cardamom  in it. I love to use cardamom. It’s in Istanbul and in Brooklyn and in Tokyo. So again, Brooklyn to me is on the one hand simplicity but on the other it’s really, really complex. You know, I like to say „go on a journey with a perfume”, don’t just stay on this one level, expect it to change on your skin, expect it to become your perfume. I love when my customers after using my perfumes for some time start to refer to them as ‘my Tel Aviv’ or ‘my Brooklyn’. I really love that. We create the perfume but then we put it into the world and it’s up to you what you make out of it. It’s your perfume now. I don’t want to own everything, I don’t want to be in control all the time. So Brooklyn is this wonderful fizz and I hope it feels optimistic but at the same time it can feel very intimate, like a skin scent.

With Instanbul the smell is actually something I had expected.

But I hope it’s not a cliche.

It’s very resinous to me and ambery and I think it’s the warmest of the whole collection, the warmest and perhaps the sweetest.

Sweet is an interesting word. We were talking about that this morning. I think sweet can mean so many things. And I’m not always sure what sweet means to people. Of course it’s oriental, vanillic, ambery which can smell quite sweet but I think it’s also very aromatic, you know, there’s a lot of lavender, there is thyme. So I can understand this sweet but on my skin it’s also very spicy and aromatic.

The thing that I like about London again is that this leathery suede note is not sweet at all. My preferences go into two extremes – I like things which are very simple, fresh, uncomplicated – and usually not sweet or they have to be something baroque. I’m not really keen on things in the middle of the road.

So that’s why you liked Berlin. Ok, then I have to ask you what you think of Amsterdam?

That’s more baroquish. Lots of dominant flowers but also powdery at the same time.

Too floral?

It’s definitely very different flowers than the flowers in Tel Aviv

This fragrance really comes alive on skin.

In Amsterdam I also feel the flower shop, not just the flowers, but the whole flowershop - the water, the stems, the leaves.

Yeah, the water, the minerality. The water that’s lmost a little bit oversaturated, very mineral. A little animalic, too. I think ‘sexy’ is a very strange word and it’s not the word I very often use to describe a perfume because again it may mean so many things But I do have a lot of customers who say that Amsterdam is very sexy, very sensual. Even the place itself if you think about its history, the spices, sensuality and cultural richness and the wealth of the city generation after generation.

I can’t help asking you about the name – Gallivant. It was quite interesting for me to discover that it’s actually a regular word in English, a verb ‘to gallivant’.

Yes, it’s a real word that we use

So I did some reasearch on it and it stands for wandering butat tsame time seeking some pleasure, entertainment.

Yes, there’s a definite sense of fun and sometimes a naughtiness. You’d say: „Where have you been gallivanting?” People do use it although it’s one of these words that are quite intimate, you’d use it in the family, parents might use it with their children or between friends. You wouldn’t necessarily use it with a stranger. It’s a weird word because It’s quite formal on the one hand but it’s quite informally used. And I like that and I think it fits perfumes very well.

I think it is a great name for a perfume brand.

Thank you! I’d had it in my head for a long time. I wanted a name that people could pronounce in the same way as I wanted to call my perfumes with the city names, simply city names. It leaves space for interpretation. I wanted people to interprete things themselves. People sometimes tell me they smell lilies in Amsterdam. That’s fine I say. There are no lillies in it at all but I understand you can feel them.

Yes, the scent is a little peppery.

It’s setchuan pepper.

And lillies can be a bit spicy sometimes. Do you allow city blending?

Well I’m not a perfume police so I can’t prohibit it but to be honest I didn’t conceive them in such a way. If someone wants to mix them I can understand that. I have no problem with that. Personally I don’t mix them.

54432439_2102898763343652_2171260900483268608_n.jpg

Does each of them contain a local smell, a local delicacy. In Tokyo there’s this wasabi note?

That’s a very good question. I’m someone who’s actually always trying to go against that. But in case of Tokyo it’s because I am such a huge fan of japanese food. I thought I’d add a little bit of wasabi to add colour and dynamism to the perfume. But I don’t want to limit us to native materials. No, that’s not the idea. It would be too obvious. And then again in every place there are so many foreign influences, too. And sometimes local people aren’t even conscious of that.

Well, ‘gallivant’ comes from French, doesn’t it?

Yeah, the root is French gallant, Latin in fact. But to gallivant in French would be flâner. How about the Polish equivalent?

Wałęsać się - which suggests going around without a purpose.

Very good! Not everything in life has to have a purpose.

Is Gallivant an indie brand?

Good question. Let me say first I don’t really consider myslef a niche brand because I don’t really know what niche means anymore. I think of ourselves as an independent brand because genuinely we’re an independent company, we’re doing it all ourselves, we’re not owned by some global corporation and I think our spirit is about the creative freedom, the contentment of doing this. That’s what I mean by indie. Authenticity is very important to me, what we’re doing is very real and authentic even though I have a feeeling the word ‘authentic’ has recently been hijacked by clever marketing people. Indie means to me having a candid attitude. Perfumery is not easy, it’s not easy going up against big, rich, well-founded companies but I really believe in what we’re doing. For instance, we only do 30ml perfumes. That’s in a way to tell people: „Don’t try to have a signature scent for life, have a perfume wardrobe instead and try to go beyond your assumed preferences sometimes”.

I absolutely love small sizes.

People tell me, friends in the perfume industry, it’s not gonna work, I mean only small sizes. But I’m not an ego-maniac, I don’t want big bottles because I never use them up and I’m someone who feels terrible guilt having all these things which are not being used.

And they are also quite light so you can travel with them.

Definitely, light and simple. I don’t want to be a brand who sells exquisite packaging with elaborate heavy caps. I want to bring people into better perfumes.

Yet this copper gold on the box is beautiful. And it matches so well the greyness of the map.

Thank you. I love grey.

So what’s next? Where are you going next?

Good question. I’ll have a new city coming up in the autumn and then I’ve got two other fragrances in development. I can’t really work on just one at a time because it creates false deadlines and I don’t think it’s fair on me or my perfumers. I prefer to have different things happening in parallel and they take on their own speed. Sometimes you’ve got a blockage on one project so than I say: „Ok, we’ll put that aside and go to something else for now”. And then very often one day I wake up and I get the answer to that one which blocked me. Generally, whenever I feel blocked I go for a walk. It’s just so good for a brain. Also with my team, we go for walks together – that’s our meetings - we discuss things while walking. Life is about movement. And I belive so are the perfumes – moving, vibrating, gallivanting.

55576073_499279777272720_8987740514564440064_n.jpg
Targi perfumeryjne - Esxence 2019

Targi perfumeryjne - Esxence 2019

*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* Best of April

*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* Best of April