ja5.jpg

Hi!

Witaj w świecie Charliego! Make yourself at home and smell the roses!

*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of January ('22)

*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of January ('22)

I już pierwszy miesiąc 2022 odhaczony. Jaki był dla Was? Dochowaliście swoich postanowień? Przetrwaliście Blue Monday? Świętowaliście Światowy Dzień Bitej Śmietany? My tak – wcinając rurki nią wypełnione. W razie gdybyście nie wiedzieli, wypada 5 stycznia!

Cztery dni wcześniej zaliczyliśmy obowiązkowo Noworoczny Koncert Filharmoników Wiedeńskich, a pewnej styczniowej soboty wybraliśmy się na kolację w ciemnościach. Ubraliśmy się na tę okazję na czarno, ale okazało się, że całkiem dobrze sobie radziliśmy nie widząc absolutnie nic. Polecam, bardzo fajne doświadczenie… dla pozostałych zmysłów. To chyba tyle z frontu kulturalno-kulinarnego… A nie, pamiętam jeszcze pyszne śniadanie w Bistro Flaming na Saskiej Kępie i jabłko w cieście kupione w pobliskiej cukierni Irena. Palce lizać! Najlepsze jakie jadłem!

W styczniu na blogu pojawiło się rozbudowane – jak to u mnie – Podsumowanie 2021. Mam nadzieję, że czytaliście. Jeśli nie, pora nadrobić. Wskoczyła też recenzja zapachu, który w powyższym podsumowaniu uznałem za najlepszą premierę 2021 roku. Inaczej być nie mogło! Na Blue Monday zrobiłem dla Was rozdanie wraz z marką The Gate, której zapachy zaprezentowałem również w jednym ze styczniowych wpisów.

W wolnych chwilach testowałem zapachy niszowej włoskiej marki Naso di Raza. Najbardziej przypadł mi do gustu Mozzafiato. W irysie podanym w ten sposób chyba nigdy się nie odkocham! Markę tę znajdziecie w krakowskiej perfumerii Dragonfly. Właśnie się dowiedziałem, że zapachy Naso di Raza są teraz dostępne u nich również w mniejszych, 50ml pojemnościach. A co wąchałem z nowości? Damską premierę Yves Rocher Mon Rouge Bloom in Love. Jest szalenie lekka i świeża. Będzie się dobrze sprzedawać i nosić latem. W GaliLu odkryłem nowe wcielenie róży według Diptyque czyli Eau Rose Eau de Parfum autorstwa Fabrice Pellegrina. Ogromnie mi się ta wersja z rumiankiem, liczi i… karczochem spodobała! Nowej wodzie perfumowanej towarzyszy kolekcja trzech świec – Róże, Liczi i Rumianek. Wybrałem tę ostatnią i uprzyjemniam sobie jej zielono-pudrowymi nutami oczekiwanie na wiosnę. Róż zresztą jest i zapowiada się cały wysyp. Tematem swojej limitowanej kolekcji Celebrating the Rose uczyniła je również marka Jo Malone London. Znajdziecie tu znane już różane kompozycje w nowych, limitowanych flakonach (Red Roses, Velvet Rose&Oud, Rose&Magnolia i Rose Blush) oraz świece i dyfuzory.  O dwa nowe zapachy wzbogaciła się linia The Liquors marki By Kilian. Apple Brandy on the Rocks mnie nie zachwyciła, oszalałem za to zupełnie na punkcie absyntowej L’Heure Verte. Więcej przeczytacie o nim poniżej.

Styczeń był miesiącem, w którym w ogromnych ilościach zaczęły napływać zgłoszenia do konkursu Love Cosmetics Awards, w którym po raz drugi mam przyjemność jurorować. Aplikuję więc kremy i inne specyfiki ja, cała moja rodzina i sąsiedztwo, a i tak nie starcza buź, włosów, rąk i pięt do przetestowania tego bogactwa. Z pewnością w kolejnych Ulubieńcach Miesiąca pojawiać się będą moje (nasze!) największe olśnienia. Jedno znalazło swoje miejsce już w poniższym.

Be kontynuowała swoją przygodę z olejkiem CBD Kanaste (stosuje już trzecie opakowanie!) ja natomiast postanowiłem zadbać o dobry wygląd również od wewnątrz. Z nowym rokiem wprowadziłem suplementację nakierowaną na odmłodzenie skóry. Jestem po prawie miesięcznej kuracji, przede mną dwa kolejne miesiące. O wrażeniach i szczegółach przeczytacie poniżej.

W styczniu miałem przyjemność wziąć udział w premierze nowej holistycznej linii pielęgnacyjnej ChanelNo. 1. Jej głównym bohaterem jest wyciąg z czerwonych kamelii. Chanel kochała te białe, okazuje się jednak, że to ich czerwone, mniej doskonałe kuzynki kryją w sobie dobroczynny sekret dla naszych skór. Wkrótce na blogu możecie się spodziewać prezentacji całej premierowej linii. Be natomiast, jeszcze przy zupełnie zimowej styczniowej pogodzie, testowała wiosenno-letni makijaż Chanel zainspirowany śródziemnomorską willą projektantki – La Pausa. Złocistości i terakotowe róże to przewodnie tematy tego looku. W Kąciku Be przeczytacie który kosmetyk z linii La Pausa de Chanel przypadł jej najbardziej do gustu.

Niestety pod koniec miesiąca dobiegła wszystkich smutna wiadomość o odejściu wielkiego kreatora i wizjonera – Thierriego Muglera. W hołdzie dla Mistrza, który zainspirował powstanie jednych z najbardziej odważnych i przełomowych perfum w mainstreamie, żegnałem go nosząc klasycznego, starego A*Mena. Co za genialna kompozycja!

Szybko przelatuję jeszcze pamięcią po ostatnich 30 dniach i przypominam sobie również mój piękny nowy kalendarz – Recycled Calendar No. 5 od Papergoods i w parze z nim komplet czarnych ołówków Moleskine, które dostałem na imieniny. Te ostatnie świętowaliśmy we włoskiej restauracji La Cantina Meyhane gdzie piliśmy pyszne białe wino, a ja jadłem znakomite garganelli (to takie penne, ale ze żłobieniami w poprzek, a nie wzdłuż). I tym sposobem zacząłem wstęp od smakowitych kalorii i na tychże go skończyłem. Pora chyba pomyśleć o blogu kulinarnym, albo raczej fitnessowym…

Póki co jednak poczytajcie o moich ulubionych zapachach i kosmetykach stycznia. Koniecznie zajrzyjcie też do Kącika z Ulubieńcami Be!

 




ZAPACH:

Wetyweria doskonała! Mam z tym składnikiem dość stabilny związek, choć przybiera on czasem formy bardziej lub mniej fanatyczne. W styczniu za sprawą Sycomore znowu przypomniałem sobie jak cudownie ta egzotyczna trawa układa się na mojej skórze. W tej genialnej butikowej kompozycji Chanel mieni się odcieniami świeżości, korzenności i ziemistości. I trwa bez końca, po pewnym czasie dając się wyczuwać tylko w wybranych momentach. Nazywam tę cechę w perfumach ‘migotaniem’ i Sycomore właśnie to coś w sobie ma, choć jego głównym tematem jest przeciew drzewna stabilność. Wspomniany już wyżej nowy ‘napój wyskokowy’ w pięknej, kryształowej kolekcji By Kilian zafascynował mnie podczas weekendowych testów w perfumerii. Zabrałem go ze sobą do domu na skórze i bloterze i nie mogłem już przestać o nim myśleć. L’Heure Verte składa hołd absyntowi i jest połączeniem zielono-gorzkich nut znanych z French Lover Malle’a i anyżowych klimatów w Au Masculin Lolity Lempickiej. Czy można chcieć więcej? Jest miłość! Givenchy na początku roku popełniło kolejnego flankera w swojej męskiej linii z irysem w herbie. Tym razem mamy do czynienia z Gentlemanem popijającym szkocką whiskey, całkiem możliwe, że też z kryształowej szklanki. Kompozycja otwiera się ostrym niesłodkim irysem ożywionym bergamotką, serce – w którym wyczarowano akord szlachetnego trunku – ma w sobie nęcącą orzechowość, baza zaś swoją słodyczą przypomina klasyczną wodę perfumowaną z tej kolekcji. Gentleman Reserve Privée to bardzo przyzwoity zapach, którego z przyjemnością będę używał do końca zimy.

 



TWARZ:

Już pod koniec roku wprowadziłem do mojej rutyny pielęgnacyjnej dwa kremy włoskiej gabinetowej marki Rhea Cosmetics z ich nowej mikrobiotycznej linii [mi]. AQUA [mi] stosuje na noc. Ma bogatą konsystencję i doskonale nawilża. Zawiera ceramidy, przeciwutleniacze i korzystne dla skóry bakterie, a także oliwę z oliwek i olej tsubaki oraz cząsteczkę cukru wewnętrznie zwiększającą działanie naturalnego czynnika nawilżającego. YOUNG [mi] – który jest moim faworytem – genialnie stapia się ze skórą dlatego wybieram go na dzień. Tu również mamy ceramidy, aminokwasy i super bakterie, ale także ekstrakt z białej trufli o działaniu wygładzającym. Pod oko nakładam (na noc) krem przeciwzmarszczkowy z linii do cer dojrzałych SVRDensitium. Dojrzałość cery może być, ale nie zawsze musi być uzależniona od wieku. Ten krem jest jak plaster dobrostanu. Mocno odżywia, napina skórę, wypełnia ją. Rano wygląda zdecydowanie lepiej. Nie pamiętam już co to takiego wory. Linia Densitium SVR sama przeszła pod koniec ubiegłego roku lifting – ma teraz ulepszone składy, nowe opakowania i nowego członka rodziny: balsam na noc. Warto się zainteresować jeśli Wasza skóra już tego potrzebuje. Na drobne niedoskonałości (u mnie to głównie zaczerwienienia na policzkach i czasem cienie w dolinie łez) stosowałem grubą kredkę korekcyjną, która jest nowością w męskiej linii Shiseido. Kolejna marka daje facetom tego typu kosmetyki! Brawo! Men Targeted Pencil Concealer jest bajecznie prosty w użyciu. Zamalowujesz nim niedoskonałości i wklepujesz palcem dla ujednolicenia z resztą twarzy. Bardzo dobrze się wchłania, jest miękki i nie tłuści. Można stosować go na przebarwienia, zacięcia, wypryski, zaczerwienienia i cienie. Występuje w trzech odcieniach.







 BODY:

Wspomniałem we wstępie o tegorocznej edycji konkursu Love Cosmetics Awards, w którym jestem jurorem. Kosmetyki spływają w ogromnych ilościach. Testuję metodycznie, ale już pojawiają się pierwsze olśnienia. Na przykład nowy żel pod prysznic od Mokosh, marki, która ma dobrego nosa do zapachów i dobry pomysł na czyste składy. W wielkiej szklanej butli znajdziemy wegański żel na bazie środka myjącego pochodzenia roślinnego. Oprócz niego są tu kompleksy naturalnych polisacharydów oraz ekstrakt z buraka zwyczajnego, które wiążą wodę w zewnętrznych warstwach naskórka. Dorzucono też prebiotyki i przepiękny zapach, w którym odnajduję sandałowca przypominającego klimatem Egoïsta Chanel i Santal Noir Diora. Będzie więc to świetna baza pod te perfumy, tym bardziej, że zapach utrzymuje się całko długo. A, mowa o żelu Sandalwood & Amber.  Włosy dobrze układają mi się od ponad miesiąca dzięki matowej paście do modelowania od Reuzel. Kosmetyki tej marki to dla mnie prawie zawsze strzał w dziesiątkę! Reuzel Matte Styling Paste, która pachnie świeżością zielonego liścia figowego fajnie dodaje objętości i utrwala fryzurę, nie tworząc efektu twardego „kasku”. Co ważne dla mnie, kosmetyk bardzo łatwo się wymywa i nie powoduje swędzenia skóry głowy. Idealny wybór na co dzień. No i wystarczy naprawdę mała porcja. Czy pasta do zębów może być produktem designerskim i zaskakiwać piramidą smakową? Tak twierdzi założyciel marki Selahatin Kristoffer Vural. W minimalistycznym opakowaniu rodem ze stylistyki Byredo znalazłem pastę do zębów, która idealnie odświeża mieszanką cytrusów, lukrecji, limonki i mięty pieprzowej. Tak pachnie Blue Forever. Jest ona wspomnieniem z dzieciństwa Kristoffera kiedy pływał drewnianą łodzią swojego taty po turkusowej tafli morza. Po myciu zębów używam płynu do płukania jamy ustnej XX/Élise, którego pełna wigoru formuła fajnie szczypie język sporą dawką eukaliptusa. A jego eleganckiego, szklanego flakonu nie powstydziłby się niszowe perfumy.








 BRODA:

Kosmetyki szwedzkiej marki Recipe for Men zyskały moją sympatię od momentu pojawienia się w Polsce. Używałem już ich kremu brązującego, dezodorantu w sztyfcie, pomady modelującej do włosów i genialnego korektora. Jeszcze w grudniu przyszła pora przetestować coś z czerwoną etykietą do brody. Tym bardziej, że w Mon Credo znalazłem na te kosmetyki bardzo dobrą ofertę cenową. Recipe for men proponuje coś co nazywa się Beard Elixir, ale jest to najzwyczajniej w świecie olejek do którego dodano zmiękczające i nabłyszczające ekstrakty. Ten produkt polubiłem za trzy rzeczy. Po pierwsze, bardzo neutralny zapach, który nie kłóci się z moimi perfumami. Po drugie fakt, że doskonale się wchłania i nie pozostawia tłustych śladów w ciągu dnia (nie znoszę tego!). I w końcu za bardzo lekkie opakowanie, które nie waży prawie nic. Na wyjazd więc, brodowy wybór zawsze pada na Recipe for Men.










 ŚWIECA:

Dom perfumeryjny d'ORSAY swoją nazwę zawdzięcza Alfredowi d'Orsay, francuskiemu estecie, który kochał zapachy i piękne przedmioty. Historia marki sięga 1830 roku, ale niedawno zaprezentowała się ona nam w atrakcyjnie unowocześnionym wydaniu. Znajdziemy tu perfumy, których nazwy to cytaty i inicjały osób, które stanowiły dla nich inspirację, zapachy do wnętrz i świece zapachowe. Te ostatnie oznaczone są godzinami. Mnie ujęła godzina 21:30, ze swoim dopiskiem Sous les draps (Pod prześcieradłami). Jej zapach to elegancki szypr, który zahacza o lekkie rozerotyzowanie. Lubię palić ją wieczorem, tworzy wtedy doskonale wysublimowany nastrój. W nutach 21:30 znajdziemy różę i jaśmin ożywione różowym pieprzem i kuminem oraz dodającą szyprowego charakteru paczulę i dosładzającą ambrę. Kwiaty podane na szorstko – to się u mnie zawsze sprawdza! Świeca ma bardzo oszczędne opakowanie utrzymane w kolorze ciepłego brązu. Moja ma pojemność 190ml, ale są też większe do których można dokupować refille.













 SUPLEMENTACJA:

Stan naszej skóry zależy nie tylko od wklepywanych w nią regularnie specyfików. Czynników na niego wpływających jest dużo więcej. Geny odstawię na bok, bo nie wiele możemy tu zrobić. Ale już na styl życia i dietę mamy bardzo duży wpływ. Skórę warto karmić, poić i pielęgnować również od środka. Wolę to zdecydowanie od ingerencji chirurgicznych. Te ostatnie mnie póki co w ogóle nie pociągają. Przekroczywszy 50tkę postanowiłem jednak zafundować sobie kurację anti-age od środka. Zainteresowała mnie suplementacja francuskiej marki Medilâge przygotowana przez ekspertów i lekarzy-praktyków z dziedziny medycyny estetycznej. Jej siłą jest innowacyjne i opatentowane połączenie starannie wyselekcjonowanych składników roślinnych. Najważniejsze z nich pochodzą z Francji – Medilâge współpracuje z Pur’expert Purextract, francuską firmą, która specjalizuje się w ekstrakcji roślinnej, stosując zaawansowaną technologię i przyjazne dla środowiska podejście. W ofercie znajdziemy suplementację anti-age dla skóry, kurację poprawiającą metabolizm, anty-celulitową oraz wzmacniającą włosy dla kobiet i dla mężczyzn. Ja od początku roku stosuję Medilâge Anti-âge, którego formuła łączy dwa opatentowane składniki pochodzące z alg. AstaPure®Arava i TetraSOD® mają radykalnie wpływać na zmniejszenie liczby zmarszczek oraz poprawiać nawilżenie i elastyczność skóry. Producent obiecuje też ochronę komórek przed promieniowaniem, działanie antyoksydacyjne i redukcję przebarwień. Kuracja polega na przyjmowaniu jednej kapsułki dziennie w trakcie lub po posiłku. Jedno opakowanie starcza na miesiąc. Marka zaleca stosowanie kuracji przez minimum 90 dni. Mam więc jedną trzecią za sobą. Co mogę powiedzieć? Skóra na pewno stała się mniej chimeryczna. O tej porze roku towarzyszyło mi zazwyczaj przesuszenie policzków i nieestetyczne zaczerwienienie. W tym roku w ogóle się z tym nie zmagam. Skóra jest jędrniejsza, lepiej napięta, mam wrażenie, że zyskała też fajny, jednolity koloryt, choć to ostatnie może być też efektem stosowanych kosmetyków. Trudno te kwestie rozdzielić. Zmarszczek zbyt wiele nie miałem (na coś te lata balsamizacji się przydały!) więc w tej kwestii nie zaobserwowałem zmian. Będę na pewno kontynuował kurację Medilâge. Kolejne opakowanie ze srebrzystymi kapsułkami już czeka. Ponoć ważne też, żeby w to wierzyć. No to ja wierzę i łykam!














 ULUBIEŃCY BE:

Muszę powiedzieć, że z nowym rokiem Be przystąpiła dość ochoczo do stosowania kosmetyków. Dzielnie pomaga mi w testach w konkursie LCA (naturalnie to na nią spada testowania całej kolorówki, masek do włosów – ja nie używam – i innych typowo damskich specyfików). Jest też doskonałym menadżerem logistyki tego całego przedsięwzięcia, a uwierzcie mi, że przy tych ilościach logistyka jest niezbędna. Co więc spodobało się Be w styczniu? Krem ujędrniający, którego używa już od dłuższego czasu, podkład mineralny, balsam-pomadka z nowej kolekcji makijażowej Chanel i rękawica do mycia i demakijażu twarzy. Pierwszym wyborem Be jest krem francuskiej marki Caudalie z linii z resweratrolem. Co to takiego? To fitosubstancja pozyskiwana z ciemnych winogron (ten owoc jest tematem przewodnim całej marki Caudalie) o silnym działaniu antyoksydacyjnym. Oprócz niego w kremie Kaszmir Liftingujący Resveratrol-Lift znajdziemy kwas hialuronowy i wegański stymulator kolagenu. Pomimo tego, że krem oficjalnie polecany jest na dzień, Be lubi stosować go na noc, ze względu na dość bogatą konsystencję. Może muszę podsunąć jej lżejszą wersję we fluidzie. Podkład mineralny Annabelle Minerals był dla Be zupełną nowością. Do tej pory zwykle stosowała podkłady w formie tradycyjnych emulsji. Ten ma postać sypkiego pudru i właściwości kryjące. Be stosuje go albo bezpośrednio na krem (nakładając pędzlem) lub jako wykończenie na krem BB. Ma bardzo dobre krycie, tuszuje niedoskonałości, ale nie uwypukla zmarszczek. Uzyskany efekt jest bardzo naturalny i dobrze utrzymuje się na skórze. W testowanym nowym wiosenno-letnim makijażu La Pausa de Chanel najbardziej przypadły Be do gustu koloryzowane balsamy do ust Rouge Coco Baume. Jak słyszę mają bajecznie aksamitną konsystencję i doskonale nawilżają. Ich poziom krycia można stopniować od przejrzystego do intensywnego, przypominającego pomadkę. Be używa trzech odcieni: 914, 918 i 920. Najbardziej lubi ten środkowy 914 – Natural Charm o nudziakowym, karmelowym kolorze. A czym to wszystko Be lubi zmywać? Zdecydowanie czymś komfortowym i ekologicznym. Taka jest rękawica GLOV On-The-Go w kolorze Baby Banana. Zmywa zanieczyszczenia i makijaż przy użyciu samej wody. Do jej wykonania zastosowano włókno o właściwościach elektrostatycznych. Jest ono nawet do 100 razy cieńsze od ludzkiego włosa. Demakijaż i oczyszczanie są bardzo szybkie. Produkt wpisuje się oczywiście w trend less waste, ale producent zaleca wymieniać rękawicę co trzy miesiące.

 

 

 

GDZIE TO ZNALEŹĆ:

Chanel, Sycomore: butik Chanel w Galerii Mokotów oraz www.chanel.com

By Kilian, L’Heure Verte: Douglas

Givenchy, Gentleman: Sephora

Rhea Cosmetics: www.bimprofessional.pl

Shiseido Men: Sephora i Douglas

SVR: apteki

MOKOSH: www.mokosh.pl

Selahatin: GaliLu

Reuzel: www.barberstore.pl

D’Orsay: GaliLu

Recipe for Men: Mon Credo

Medilâge: www.medilage.com

Glov: www.glov.co oraz w Douglas

Chanel: Sephora, Douglas, butik firmowy

Caudalie: www.caudalie.com a także apteki i Douglas

Annabelle Minerals: www.annabelleminerals.com oraz w Douglas

Chanel  N°1

Chanel N°1

*PAMIĘTNIK CHARLIEGO* - Jean Paul Gaultier, Gaultier2

*PAMIĘTNIK CHARLIEGO* - Jean Paul Gaultier, Gaultier2