Sisley Paris - Sisleÿum for Men
Wieczór, który otworzył sezon nowych premier
W połowie września z przyjemnością wybrałem się do Warszawy na premierowy wieczór Sisley Paris w restauracji Klonn. Marka przygotowała wydarzenie z rozmachem: w ogrodzie ustawiono trzy oddzielne strefy, każdą poświęconą innej nowości sezonu. Tuż przed wejściem dostałem jeszcze specjalnie wydaną na tę okazję „gazetę” SISLEY PARIS — elegancki, papierowy przewodnik po tym, co za chwilę mieliśmy odkrywać.
Jednym z bohaterów wieczoru była nowa linia męskiej pielęgnacji Sisleÿum for Men — świeże, kompleksowe podejście do męskiej skóry, które idealnie wpisuje się w rosnący trend premium groomingu. Męska pielęgnacja już dawno przestała być niszą; to dziś prężna, dynamiczna kategoria, a marki coraz wyraźniej traktują mężczyzn jako świadomych, wartościowych i wymagających konsumentów.
Na miejscu czekała na nas prezentacja w rzeczywistości wirtualnej — oglądałem w niej wywiad z ambasadorem linii, portugalskim surferem Nicem von Ruppem. Zamiast klasycznego „filmiku z laptopa”, Sisley postawił na doświadczenie VR, co okazało się zaskakująco angażującym i świeżym sposobem na podanie treści, które zwykle umykają z głowy po minucie.
Sisleÿum for Men — trzy kroki, zero chaosu
Nowa linia Sisleÿum for Men to dokładnie to, czego coraz częściej szukają mężczyźni: przejrzysta, uporządkowana pielęgnacja bez piętnastu butelek i bez wątpliwości „co z tym robić”. Całość opiera się na prostym, trzyetapowym rytuale, ubranym w minimalistyczne, eleganckie opakowania, które wyglądają luksusowo, ale bez zadęcia.
Wspólnym mianownikiem produktów są roślinne składy, a ich sercem — fitoaktywny ekstrakt z kinkeliby, nowatorski wyciąg z afrykańskiej rośliny, o którym podczas premiery mówiono wyjątkowo dużo. Kinkeliba, wykorzystywana tradycyjnie w miejscowej medycynie, ma działać antyoksydacyjnie, ochronnie i wzmacniająco, pomagając skórze radzić sobie ze stresem środowiskowym, zanieczyszczeniami i mikropodrażnieniami, także tymi wynikającymi z codziennego golenia.
Cała linia pachnie naturalnie i ziołowo, bardzo świeżo i nienachalnie. Zawarto tu naturalne olejki eteryczne z majeranku, rozmarynu i szałwii. Do tego dochodzą wydajne, przyjemne konsystencje, które dają natychmiastowe poczucie komfortu, ale jednocześnie pracują długofalowo nad kondycją skóry.
Krok 1: Oczyszczanie — Purifying Cleansing Gel
Żel do mycia twarzy to pierwszy, fundamentalny krok. Doskonale pieni się z wodą, oczyszcza skórę delikatnie, ale bardzo skutecznie, nie powodując uczucia ściągnięcia czy przesuszenia. Skóra po umyciu jest świeża, spokojna i gotowa na dalszą pielęgnację — dokładnie tak, jak powinna być.
Krok 2: Tonizacja, ukojenie, wstępne nawilżenie — Revitalizing Toning Lotion
Tonik działa jak pomost między oczyszczaniem a pielęgnacją właściwą. Koi, tonizuje i daje lekki zastrzyk nawilżenia, przywracając skórze równowagę i komfort. To krok często pomijany przez mężczyzn, a tutaj okazuje się wyjątkowo sensowny i naturalny w codziennym rytuale. Świetnie sprawdzi się też jako after-shave.
Krok 3: Pielęgnacja anti-age — dopasowana do potrzeb skóry
Na koniec wybór kremu zależy od potrzeb skóry:
Mattifying Gel-Cream — lekka, szybka formuła, która matowi, ale nie „zabija” naturalnego blasku skóry.
Comfort Rich Cream — bogatsza, odżywcza wersja dla skóry suchej lub bardziej wymagającej.
Oba kremy działają tu i teraz, ale ich prawdziwa siła ujawnia się przy regularnym stosowaniu.
Moje wrażenia po dwóch miesiącach stosowania
Przez dwa miesiące testowałem żel do mycia twarzy i matujący krem anti-age. Pierwsze, co zwraca uwagę, to fenomenalna wydajność — wystarczy ilość jednego zielonego groszku. Serio! Więcej to już tylko marnowanie produktu.
Zapach w obu przypadkach jest naturalny, ziołowy, relaksujący, a przy tym szybko się ulatnia. Żel świetnie się pieni i oczyszcza skórę bez żadnych skutków ubocznych. Zero ściągnięcia, zero przesuszenia.
Krem matujący okazał się strzałem w dziesiątkę: matuje, ale zostawia zdrowy glow, w ilościach, które jestem w stanie w pełni zaakceptować. Skóra jest bardzo dobrze nawilżona, rozświetlona i wygląda na wypoczętą. Po dwóch miesiącach jej kondycja wyraźnie się poprawiła. Krem stosowałem raz dziennie, rano, i sprawdził się w tej roli bez zarzutu. Co ważne — żaden z kosmetyków nie wywołał u mnie podrażnień.
Inwestycja, do której chce się wracać
Sisleÿum for Men to udane połączenie tradycji marki Sisley z ogromną wiedzą botaniczną i kosmetologiczną. To pielęgnacja przemyślana, skuteczna i bardzo komfortowa w codziennym użytkowaniu. Cena jest wysoka, ale mówimy tu o urodowych Bentleyach — inwestycji, która przy bliższym poznaniu zaczyna się logicznie bronić.
Linia sprawdzi się zarówno u młodszego faceta, jak i u tego bardziej dojrzałego. Dziś w pielęgnacji coraz rzadziej chodzi o wiek, a coraz częściej o indywidualne potrzeby skóry i rytuał dopasowany do chwili. Z Sisleyüm jest to bajecznie proste: od jednego prostego kroku po pełny, trójetapowy schemat.
A że faceci lubią inwestować — w sprzęt, samochody czy zegarki — to warto zadać sobie jedno pytanie: czy jest lepsza inwestycja niż ta w samego siebie?




