ja5.jpg

Hi!

Witaj w świecie Charliego! Make yourself at home and smell the roses!

*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of April

*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of April

Kwiecień plecień… sami wiecie.

No i poprzeplatał. W kwietniu jednego dnia rozbierałem się do t-shirtu i odnotowałem pierwszy pot na czole oraz espresso tonic na kawiarnianym stoliku, a drugiego (i to dzień po dniu!) wystąpiłem w pełnym zimowym uniformie z rękawiczkami, czapką i szalikiem, a i tak za ciepło mi nie było. A wszystko to w pięknym Poznaniu. A po co tam pojechałem? Zaraz wszystko opowiem…

W kwietniu spełniło się jedno z moich największych marzeń perfumeryjnych – do kolekcji dołączyła wycofana już i bardzo trudna do zdobycia klasyczna („damska”) woda perfumowana Bottega Veneta i to w zestawie z balsamem! Dobre serca niektórych ludzi naprawdę potrafią pozytywnie zaskoczyć.

Zaczęły się już szparagi – wcześnie, bo dla mnie warzywo to przynależy do maja. Magnolie wystrzeliły i parę dni potem opadły. Ale co się napatrzyłem to moje! W ogrodzie kwitły tez rododendrony, a tuż przed 1 maja pojawiły się też konwalie. Right in time! W domu ponownie zakwitła cytryna, a teraz już w miejscach kwiatów pojawiają się małe owocki. Na płocie ładnie wije się posadzony w ubiegłym roku wiciokrzew. Mam nadzieję, że niedługo będę miał już przyjemność wąchać jego kwiaty.

Miałem okazję skosztować słynnej czekolady dubajskiej, która przyleciała do mnie wprost z Dubaju. To prawdziwy viralowy hit! Nawet znalazłem pokaźne opracowanie na jego temat na stronie bbc.com. Jesteście fanami? Czytałem nowy numer magazynu NEZ, a w nim o relacjach między zapachem a kolorem oraz nowego Vogue’a (majowego) gdzie Marta Waglewska pisze m.in. o perfumach dla smakoszy. Temat przewodni 18 numeru magazynu NEZ zainspirował mnie do zmienienia nieco formuły spotkania #CharlieWykłada. W kwietniu nie poszliśmy kluczem rodzin/nut zapachowych, za temat wzięliśmy sobie kolor flakonów. A była to oczywiście zieleń! Sprawdzaliśmy czy w zielonych flakonach zawsze kryją się zielone nuty. Odpowiedź oczywiście brzmi: nie zawsze.

W kwietniu zaliczyłem trzy wyjazdy. Wspomniany już, kilkudniowy wypad do Poznania, świąteczny długi weekend w Wiśle i jednodniową beauty wycieczkę do Warszawy, a w zasadzie do Westfield Mokotów, bo nosa nie wyściubiłem wtedy poza to centrum handlowe. Głównym celem wyjazdu do Poznania były warsztaty zapachowe. Więcej o nich w sekcji Event poniżej. Ale w stolicy Wielkopolski odwiedziłem też parę fajnych lokali (Coffee Mieli, ZEN ON, Petit Paris w Betonhaus i Zieloną Werandę) i zaliczyłem wystawę Chełmońskiego w Muzeum Narodowym. Doświadczyłem też dwóch pór roku, o czym już wspomniałem, ale cały pobyt wspominam bardzo miło i już planuję kolejny, bo w między czasie w Poznaniu pojawiły się dwa nowe miejsca zapachowe – Dziwne Wody i Optyk Piekary 16. Znacie? Byliście już? Obie miejscówki są o tyle ciekawe, że perfumy niszowe łączą z innymi przyjemnościami – odpowiednio: dobrym winem i pięknymi okularami.

Do Warszawy z kolei zawitałem na zaproszenie butiku Guerlain w galerii Westfield Mokotów. Miałem przyjemność odbycia tam zabiegu w mini gabinecie mieszczącym się w tym pięknym miejscu. Wiedzieliście, że jest taka opcja? Z menu zabiegowego oferowanego przez Guerlain można wybrać proste gratisowe zabiegi lub bardziej rozbudowane, które otrzymuje się przy okazji zakupów. Na te ostatnie trzeba się wcześniej umówić. Drugą okazją była premiera nowej Aqua Allegoria – Rosa Verde – oraz możliwość spersonalizowania flakonu tej orzeźwiającej, zielonej wody. Co z przyjemnością uczyniłem, a w zasadzie uczyniła to super nowoczesna maszyna, która grawer ‘Charlie’ naniosła na flakon w ułamku sekundy. Do flakonu mogłem też dobrać kolor sznureczka i pieczęci. Efekt końcowy możecie zobaczyć na zdjęciu. A zabieg pielęgnacyjny Black Ultimate opisuję poniżej.

Oczywiście będąc w Westfield Mokotów nie mogłem sobie odmówić odwiedzenia kilku innych zapachowo-urodowych miejsc. A jest ich tam całkiem sporo. I tak, w butiku Diora doświadczyłem indywidualnych konsultacji pozwalających na dobranie zapachu z kolekcji butikowej Dior Privée. Wiecie jakie zapachu mi przypisano? Oczywiście moje ulubione od lat: Gris i Eden-Roc, a z nowości Bois Talisman. U Armaniego poznałem piękną irysową nowość (również butikową) – Iris Bleu, a w salonie Jo Malone London limitowany letni zapach Beach Blossom Cologne i genialną świecę English Oak. W Galilu poznałem trzy nowe ekstrakty Bon Parfumeur (strasznie mi się podoba Terra Hedera!) i nowość Les Eaux Primordiales Superose. W Quality wąchałem dwa zapachy Xerjoff zrobione we współpracy z zespołem Duran Duran (byłem fanem!) – Neo Rio i Black Moonlight. Zachwycił mnie ten pierwszy! Butik Chanel tonął w fioletach bo właśnie lansowano nowość w linii Chance – Eau Splendide. Przetestowałem, owszem, ale w domu po powrocie czekał już na mnie pełny flakon, więc na zapoznanie się z tym zapachem mam jeszcze czas. Już nie w Warszawie, ale w domu lub innych perfumeriach wąchałem również w kwietniu zapachy Atkinsons 1799 (recenzję Born for Eternity macie na blogu), nową linię Filippo Sorcinelli inspirowaną wiatrem w Mood Scent Bar oraz premierową linię zapachów WolfBrothers – Slavic Myths. Oprócz tego pod mój nos trafiły nowości BDK Parfums (Impadia), Gucci (Bloom Parfum), Rabanne (Million Gold Pure Jasmine i Olympea Absolu), L’Occitane (Neroli & Orchidee Eau Harmonieuse), Mugler (Angel Stellar), Boss (Bottled Bold Citrus), Cacharel (Ella Ella), Le Labo (Eucalyptus 20), Pigmentarium (Brutal) i pierwszy zapach Maroccanoil w postacie wody perfumowanej. Ten ostatni bardzo przypadł mi do gustu. Szukam fajnej okazji do zakupu.

Na kosmetycznym froncie nie było aż tak intensywnie, ale na pewno się nie nudziłem. Odkrywałem nowe emulsje słoneczne z opcją koloryzacji BasicLab, mini produkty Zew for Men, nowość w linii Phlov Man (Cooling Cream-Gel), mgiełkę Phytomera, nowy balsam do ciała Guinot i produkty słoneczne Nivea. Niektóre z nich znajdziecie w poniższych ulubieńcach.

A podczas wielkanocnego weekendu w Wiśle szusowałem na elektrycznym rowerze (20km dziennie!), słuchałem koncertu na harfie, popijałem kawę w Bom Bon i zajadałem czekoladowy fondant z lodami o smaku oscypka w Aries Hotel & Spa. Aaaa i totalnie się zakochałem w masażach łóżkiem wodnym. Przydałoby się takie w domu! Podczas weekendu w górach towarzyszył mi zakupiony z okazji Międzynarodowego Dnia Perfum w marcu Dior Eau Sauvage Cologne.

10 kwietnia obchodziłem z innymi fanami Fitzgeralda 100 lecie wydania jego najpopularniejszej powieści Great Gatsby! Z tej okazji przygotowałem perfumowy set inspirowany tamtą epoką, tamtym klimatem…

A teraz już rzućcie okiem na produkty, które wyróżniłem w kwietniu i przeżyjcie ze mną jeszcze raz momenty, które sprawiły mi najwięcej przyjemności.

 

ZAPACH

Neonowa Marzanna, Ogrodnik Uwodziciel i Gwieździsty Anioł. Tak możny by określić trzy zapachy, które zrobiły na mnie największe wrażenie w kwietniu. Mora to przejście zimy w wiosnę czyli słowiański rytuał, który wzięła na tapet w swojej nowej kolekcji marka WolfBrothers. Elektryzuje chłodem cytrusów i przypraw, ale pod na wpół zamarzniętą skorupą chowa drzewno-skórzane ciepło. To ono ujawnia się na mojej skórze po ładnych kilku godzinach. Zapach bardzo zmienny, fascynuje mnie na każdym etapie swojego rozwoju. Fortuitous Finley – nowy członek arystokratycznej rodzinki Portraits Penhaligon’sa – jest bardziej ułożony, choć też drzemie w nim element skórzany. Wszak ten młody ogrodnik na włościach bardzo lubi jeździć konno. Skórzaną nutę genialnie połączono tu ze słoną pistacją, herbatą matcha i fiołkiem. Zawartość tego ostatniego składnika sprawia, że nie mogę przestać wspominać Fahrenheita, którego przed laty przecież tak bardzo kochałem. Za każdym razem gdy noszę Fortuitous Finley zalewa mnie fala wspomnień. Pewne wspomnienia budzi też nowy Angel Stellar. Tu również jest pistacja (doświadczamy prawdziwego pistacjowego craze’u ostatnio!) i to ona sprawia, że orzechowe brzmienie całości bardzo kojarzy mi się z Angel Muse EDP. Tamten zapach bardzo lubiłem (nadal go mam), ale z tego co słyszę i czytam jest już wycofany. Jeśli też za nim przepadaliście, nowy Angel Stellar może być według mnie jego godnym następcą. Planuje zakup 25ml malucha.

 

TWARZ

Pomimo częstego jeszcze chłodu w kwietniu mieliśmy całkiem sporo słońca, a ja zacząłem spędzać więcej czasu na zewnątrz. To oznacza, że zacząłem też bardziej przykładać się do stosowania ochrony słonecznej. I zacząłem szukać SPFów idealnych. Lub prawie idealnych. Takie znalazłem w kwietniu w ofercie marki Nivea. I to aż dwa, których używam z nieregularną naprzemiennością. Oba kosmetyki łączą ochronę słoneczną z pielęgnacją. Nivea Sun UV Face 2in1 Daily UV Serum SPF 50+ stworzone zostało z myślą o codziennym stosowaniu, aby chronić delikatną skórę twarzy przed szkodliwym działaniem promieniowania UV i czynnikami zewnętrznymi. Jest bardzo lekkie, płynne i doskonale nawilża. Nivea Cellular Expert Filler SPF 50+ Daily UV Serum Fluid to z kolei rozwiązanie, które chroni skórę przed promieniowaniem UV i jednocześnie wygładza drobne linie oraz zmarszczki. Formuła oparta jest na dwóch rodzajach czystego kwasu hialuronowego. Dodatkowo Licochalcone A, silny przeciwutleniacz, działa ochronnie przed stresem oksydacyjnym i wpływem zanieczyszczeń. To serum jest bogatsze, ale nadal ma fajną wchłanialność przynajmniej w temperaturach w okolicach 20°C. Funkcję toniku, ale i doskonale poprawiającego nastrój odświeżacza pełniła u mnie w kwietniu nowa woda nawilżająca 3-w-1 marki Phytomer. Jest ona dodatkiem do bardzo popularnej relaksującej kolekcji Well-Being Sensation. Nową mgiełkę można stosować na twarz, włosy i ciało, choć przyznam się szczerze, że w tym przypadku wyszło moje skąpstwo i spryskuję nią jednak głównie twarz. Czemu? Bo wtedy najlepiej mogę korzystać z właściwości pięknego aromatu tego produktu. Łącza się w nim nuty morskie (jakże by inaczej!) z różą i lilią wodną. Produkt natychmiastowo odświeża, relaksuje, nawilża skórę i uzupełnia minerały. Po całym dniu na twarz w końcowym etapie wieczornej pielęgnacji lubiłem nakładać krem polirewitalizujący marki Filorga NCEF-Revitalize. Kosmetyk pomaga poprawić jędrność i blask skóry. Jego formuła zawiera skoncentrowany NCEF - unikalny, polirewitalizujący kompleks inspirowany zabiegami przeciwstarzeniowymi. Jest tu też 5 tripeptydów, które działają jednocześnie, zapewniając efekt wygładzenia i ujędrnienia. Krem ma bardzo delikatną, nietłustą konsystencję, która szybko się wchłania i pozostawia jedwabiste wykończenie. Jest też bardzo wydajny.

 

 

BODY

Nierzadko zdarzają mi się kilkudniowe wypady tu i tam, a wtedy idealnie sprawdzają się kosmetyki w pojemnościach podróżnych. Mało marek takie oferuje niestety, ale natrafiłem na trzy w ofercie Zew for Men i od razu wszystkie trzy zgarnąłem. W mini opakowaniach nabyłem dwa produkty do stylizacji włosów i dezodorant. Skupię się dziś na tym ostatnim. Naturalny dezodorant w sztyfcie z nutami cyprysiku japońskiego i bergamotki to naturalna ochrona i codzienna pielęgnacja w kompaktowym formacie 30g. W składzie 97% składników pochodzenia naturalnego oraz bardzo przyjemny świeżo-drzewny zapach. Podrażnień nie odnotowałem. Myślę, że sprawdzi się również na siłownię. Trend dbania nie tylko o wygląd, ale i zdrowie skóry ma się od paru lat bardzo dobrze. Coraz więcej marek zachęca do dbania o mikrobiotę skóry oferując produkty z pro- i prebiotykami. Zaczęło się od twarzy, potem przeszło na ciało (peelingi, balsamy), a teraz dbamy również o mikrobiom naszej skóry na głowie. W końcu to też skóra! W tegorocznej edycji konkursu LCA znalazłem duet kosmetyków, który świetnie się do tego nadaje. Mowa o kolekcji Scalp Comfort marki Monat, która już nie pierwszy raz zaskakuje mnie świetnymi specyfikami. W jej skład wchodzą dwa produkty: kuracja i serum. Tę pierwszą stosuje się na wilgotną skórę głowy przed myciem rozprowadzając między pasmami włosów i dokładnie wmasowując. Zawarty MONAT Scalp Comfort™ Complex ze skuteczną technologią roślinnych komórek macierzystych pochodzących z jabłek oraz oczyszczającą mieszanką glinek bogatych w minerały, roślinnych środków ściągających i aminokwasów zapewnia skórze oczyszczenie, ukojenie i nawilżenie. Lekko też chłodzi W kolejnym kroku – po myciu – aplikuje serum przywracające równowagę, które świetnie się sprawdza w przypadku suchej i wrażliwej skóry głowy. Produkt ten zapobiega łuszczeniu, zaczerwienieniom i swędzeniu. Systematycznie stosowany radzi sobie z wszelkimi dyskomfortami skóry głowy. Ten dwuetapowy rytuał jest moim nieodłącznym elementem weekendowego home SPA. A skoro już mowa o SPA, to przedstawię od razu trzeciego ulubieńca. Szorstką rękawicę do peelingu, mycia i masażu ciała, którą nabyłem za śmieszne pieniądze w TKMaxx. Rękawica marki Better Coffee O’Clock wykonana jest z włókna pozyskiwanego z liści agawy sizalowej czyli z sizalu. Doskonale pobudza skórę pod prysznicem lub w wannie zwiększając cyrkulację krwi i usuwając skutecznie martwy naskórek. Skóra po takim masażu jest zdrowo zaczerwieniona i od razu wcieram w nią balsam lub olejek. Mam wrażenie, że chłonie wtedy wszystkie cenne składniki ze zdwojoną siłą. Masaż taką rękawicą wpływa też bardzo pozytywnie na moje ogólne samopoczucie – z jednej strony relaksuje usuwając nagromadzone napięcia, z drugiej daje niesamowitego energetycznego kopa. I wszystko to za 19 złotych.

 

FLAKON

Marka Atkinsons 1799, która ma brytyjskie korzenie, ale aktualnie siedzibę we Włoszech, zadebiutowała w tym roku dwoma zapachami wchodzącymi do tzw. linii Reserve. Bardziej damska kompozycja Shine Despite Everything poświęcona jest Sarze Berhardt (nazwa zapachu to tłumaczenie jej słynnego powiedzonka „quand même”) i pachnie kwiatami w otulinie ambrowo-drzewno-przyprawowej. Born for Eternity zaś to pachnidło klasycznie męskie, a inspiracją dla niego było odkrycie grobowca Tutanchamona i znajdujące się tam skarby na czele ze słynną maską. W zapachu dominują cięższe nuty przyprawowe, drzewne, skórzane i gourmandowe, ale całość dość przyjemnie odświeża zielone geranium. Na szczególną uwagę zasługuje jednak sposób podania tej nowej kompozycji Atkinsons. A ta jest bizantyjska! W złotym pudełku przypominającym szkatułę i ozdobionym charakterystyczną  plecionką umieszczono flakon w odcieniach złota i błękitu lapis-lazuli, które zapożyczono ze wspomnianej maski Tutanchamona. Największe wrażenie zrobiła na mnie technika pokrywania błękitnego lakieru delikatnymi płatkami złota. Jak donosi marka proces ten wykonywany jest ręcznie przez florenckich rzemieślników, a każdy egzemplarz flakonu jest dzięki temu jedyny w swoim rodzaju. Ten flakon zdecydowanie przyciąga spojrzenia!

 

BRODA

W konkursie LCA z roku na rok coraz więcej propozycji dla panów. I w tym nie było inaczej. Dostałem np. do przetestowania paczkę z męskimi żelami pod prysznic polskiej marki Duetus. Potem, już pozakonkursowo, otrzymałem PRową paczkę z męskimi nowościami do pielęgnacji zarostu i włosów tej marki. Wygląda na to, że Duetus w tym roku stawia na facetów! A mi w to graj. Przetestowałem wszystko. Z trzech linii kolorystyczno-zapachowych najbardziej przypadła mi do gustu niebieska – Man of Richness. Znajdziemy w niej olejek do brody, masło do brody i żel pod prysznic. Na każdym z produktów widnieje inny dziki zwierz. Ta tematyka najwyraźniej kręci facetów. Dziś chciałem opisać moje wrażenia ze stosowania olejku do brody Man of Richness, bo to jego chyba finalnie najbardziej polubiłem. Bardzo odpowiada mi jego konsystencja. Jest tłusta – w końcu to olejek – ale lekka i szybko wchłaniająca się. Nie ma mowy o sklejaniu czy obciążaniu włosków. Zarost jest prawidłowo nawilżony, łatwiejszy do okiełznania i z atrakcyjnym połyskiem. Produkt jest bardzo wydajny, ma klasyczną szklaną pipetę i oczywiście pachnie. I tu też jestem na tak. Zapach olejku Man of Richness inspirowanego sprytem lisa jest słodki, ale w męski sposób. Nie jest to na pewno słodycz deserowa. Doczytałem, że kompozycja zapachowa inspirowana była wodą perfumowaną Eros, a więc trochę świeżości w postaci mięty i jabłka, męskie geranium i słodycz wanilii, a w przypadku olejku Duetus wszystko to podkręcone dodatkowo słodką pomarańczą i goździkiem. W skład olejku wchodzą olej arganowy, olej z kiełków pszenicy i olej awokado. Fajna jest również cena produktu. Za 30ml zapłacimy 50 zł be grosza.

 

ZABIEG

Nie wiem czy wiecie, ale w warszawskim butiku Guerlain oprócz obłędnego wyboru zapachów, kosmetyków do makijażu i pielęgnacji możecie też doświadczyć gabinetowego dobrostanu! W menu zabiegowym znajdziecie krótkie pozycje podstawowe, na które można się umówić zupełnie bezpłatnie i te bardziej rozbudowane, z których można skorzystać po dokonaniu zakupów w salonie. Ja miałem przyjemność poczuć na swojej twarzy wieloetapowy, 45 minutowy zabieg Black Ultimate bazujący na produktach z prestiżowej linii Orchidée Impériale i Orchidée Impériale Gold Nobile. Jego zadaniem była silna regeneracja skóry i pobudzenie jej witalności. Aromatyczną uwerturą do samego zabiegu było rozpylenie przepięknego zapachu Musc Outreblanc, który w swojej luksusowej czystości (białe piżmo, białe kwiaty, masło z kosaćca białego) wprowadził mnie w stan doskonałego odprężenia. Etap oczyszczania składał się z dwóch kroków – oczyszczania olejkiem w żelu oraz pianką w kremie. Ten pierwszy produkt mnie absolutnie zachwycił! Doskonale sprawdza się w usuwaniu spf-u, a jego transformująca konsystencja jest wprost bajeczna. Następnym punktem programu było nałożenie lotionu (Essence Lotion Concentrate), który przygotowuje skórę do dalszych rytuałów pielęgnacyjnych. Po nim doświadczyłem wspaniałego, dogłębnego masażu twarzy, dla którego bazą był Fundamental Oil. Na rozluźnioną i pobudzoną skórę ekspertka Guerlain nałożyła bogatą maskę, która ma działanie rzeźbiące i wpływające na właściwości morfologiczne skóry. Była ona – obok masażu – najprzyjemniejszą częścią zabiegu Black Ultimate. Tym bardziej, że gdy ja leżałem z nią przez 10 minut na twarzy ekspertka wykonała tym samym produktem odprężający masaż dłoni i przedramion. Po usunięciu maski moja skóra dostała dodatkowy złoty zastrzyk w postaci serum i kremu z linii Orchidée Impériale Gold Nobile. Produkty te działają na aż 10 oznak młodości skóry! Jako wykończenie użyto lekko matującego i ujednolicającego podkładu w kompakcie Parure Gold Skin Control w odcieniu 2N. Wspaniałe, dogłębnie relaksujące doświadczenie, natychmiastowo widoczne efekty i przemiła atmosfera. Tak będę wspominał tę kwietniową wizytę w butiku Guerlain. A myjący olejek w żelu i przepiękny piżmowy zapach z kolekcji L’Art. et La Matière wpisuję na wish-listę z potrzebą ekspresowej realizacji!


EVENT

Lubicie coś tam czasami ukręcić? Pachnącego oczywiście! Ja nigdy nie miałem aspiracji do bycia perfumiarzem. Odmierzanie kropelek to nie do końca moja bajka. Zdecydowanie wolę perfumy wąchać, czytać o nich i pisać. Albo opowiadać. No i fotografować. To powiedziawszy nie mogłem nie wziąć udziału w kwietniu w warsztatach, które odbyły się w Poznaniu. Z kilku względów. Po pierwsze za względu na prowadzącą. Karolinę Charlotte Kamińską  znam już od ładnych kilku lat. Jej pasja do zapachów w niesamowity sposób się rozwija co w połączeniu z talentem do prezentowania okraszonego interesującymi ciekawostkami daje genialny wynik. Karolina realizuje się teraz w nowym projekcie - Wolność Nothing More - organizując zapachowe warsztaty, ale zapowiada też – już całkiem niedługo – premierę swoich własnych perfum. Po drugie ze względu na miejsce. Warsztaty odbyły się w… Perfumiarni czyli nowym, luksusowym kompleksie mieszkaniowym zlokalizowanym w bezpośrednim sąsiedztwie urokliwego parku Wilsona. Tuż obok niego mieści się zabytkowy budynek z 1910 – Betonhous – który niedawno został zaadoptowany (w spektakularny sposób!) jako przestrzeń o charakterze restauracyjno-eventowym. Po trzecie ze względu na historię tego miejsca. Przed wojną znajdowała się tu rzeczywiście perfumiarnia – fabryka perfum braci Stępniewiczów, dla których aromaty tworzył Tadeusz Rogala zwany ‘nosem z Łazarza’. Powstała na ten temat nawet książka, którą miałem przyjemność na warsztatach oglądać. Po czwarte ze względu na wspomnienia. Tuż obok obecnej Perfumiarni, przy ulicy Śniadeckich, znajdowało się moje pierwsze studenckie mikromieszkanko, a do Parku Wilsona chodziłem zakuwać na ławce pod palmiarnią do kolokwiów i egzaminów. Po piąte ze względu na fun. Spotkanie z ludźmi zakręconymi na punkcie zapachów zawsze generuje u mnie produkcję endorfin. Było wspaniale spędzić czas w tym gronie, a na koniec wąchać wzajemnie rezultaty naszej kreatywnej pracy.  A mój zapach? No cóż, totalnie mnie zaskoczył! Muszę do niego zajrzeć, bo odleżał już swoje. Może zupełnie zmienił swoje oblicze? Kto wie…

 

ŚWIECA

Kupuję dużo zapachowych świec. Słyszałem parę razy, że za dużo. Ale albo pięknie wyglądają, albo mają apetyczne nazwy, albo zwiodą mnie swoją etykietą. Nie zdarzyło mi się jednak jeszcze kupić świecy, która swoją globalną jakością dorównałaby standardowi Diptyque. W przypadku tej marki mogę w zasadzie kupować w ciemno. Żadnego zawodu nie pamiętam. Te świece pachną oryginalnie, ale nie są przekombinowane. Palą się czysto i równo. Ich aromat jest na tyle mocny, że nie musze zbliżać nosa do knota by coś poczuć i na tyle subtelne, że jeszcze nigdy nie przyprawiły mnie o ból głowy. No i ten wybór! Czarne rozstrzelone litery wpisane w białe owale obiecują tyle rozmaitych przyjemności. Zawsze chciałem posmakować orzecha laskowego czyli Noisetier. Wiedziałem, że to musi się wydarzyć wiosną. I się wydarzyło! Odkąd świeca przyjechała ze mną do domu z Krakowa nie mogę się jej nawąchać. Noisetier to ten trudny do uchwycenia moment gdy orzech laskowy jest jeszcze zielony, ale już nabiera orzechowości. Pachnie orzechowo, ale jeszcze nie stracił swojej witalnej soczystości. Sucha łupina i zielona owocnia są ze sobą zespolone. Ale jak to marka Diptyque lubi pojawia się tu dla mojego nosa również mały olfactive incident. W tej całej zielono-orzechowej naturalności odnajduję apetyczną kroplę. Lekko słodką i kremową. Czy to zapowiedź faktu, że orzech z drzewa wyląduje w smakowitym deserze? Możliwe. Póki co chcę nacieszyć nos tym momentem przejścia. Tym jeszcze tam ale już trochę tu. I tą zapowiedzią. Nigdy jeszcze nie wąchałem tak oryginalnej orzechowości w świecy. Nigdy jeszcze moja wiosna nie pachniała tak laskowo. Będę do niej wracał!

 

GDZIE TEGO SZUKAĆ:

Wolfbrothers: Dragonfly i Quality

Penhaligon’s: GaliLu

Mugler: Sephora

Nivea: Hebe, SuperPharm

Phytomer: www.phytomer.pl

Filorga: Topestetic

Monat: https://monatglobal.com/pl/

Zew for Men: www.poczujzew.pl

Better Coffee O’clock: TKMaxx

Atkinsons 1799: Douglas

Duetus: www.duetus.pl

Butik Geurlain: Westfield Mokotów

Diptyque: GaliLu i butik firmowy przy ul. Koszykowej w Warszawie

 

*KWESTIONARIUSZ CHARLIEGO* - Katarzyna Kamińska

*KWESTIONARIUSZ CHARLIEGO* - Katarzyna Kamińska

*CO NOWEGO?* - Maj 2025

*CO NOWEGO?* - Maj 2025