Hi!

Witaj w świecie Charliego! Make yourself at home and smell the roses!

*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - BEST OF SUMMER 2025

*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - BEST OF SUMMER 2025

Nie było to najwspanialsze lato mojego życia, ale tym bardziej starałem się wycisnąć z każdej drobnej chwili, z każdego pięknego miejsca i z każdego nowego smaku i zapachu esencję przyjemności. Trochę mi się udało, co tym razem chciałbym bardziej pokazać obrazami niż opisywać słowami.

Choć parę słów będzie oczywiście.

Były trzy wycieczki. Do Krakowa, Łodzi i Warszawy. W Krakowie miałem przyjemność być gościem pewnej zapachowej premiery, o której więcej przeczytacie poniżej w odpowiednim ustępie. Zjadłem pyszny lunch w restauracji Gaia, portugalskie Pastéis de nata w przepięknym Bom Dia na Krakowskiej i kawę na podgórskim rynku w księgarnio-kawiarni o nazwie, która bardziej nie mogła się wpasować do tematu tamtejszej wycieczki. W Łodzi spotkałem się letnią porą z przyjaciółmi. Przyjaciółmi perfumowymi, dodam, więc oprócz słodyczy w Grand Café i włoskich smaków w Angelo Ristorante zaliczyłem oczywiście Quality, Mood Scent Bar i Impressium. W tym ostatnim miejscu odkryłem zapach marki Maison Matine – Nature Insolente – który jest godnym następcą wycofanej Aqua Allegorii Limon Verde. To tak gdybyście akurat tęsknili. Nie obyło się też bez lodów w Milk Lodowe Bistro. Tym razem zażyczyłem sobie zieloniutkie o smaku matchy. A co w stolicy na mnie czekało? Pyszne śniadanko w Barbara na Nowogrodzkiej, sorbet o smaku inspirowanym Florabloom Guerlaina w Lukullusie (a w butiku marki nowa koncentracja tego właśnie zapachu – Absolu Allegoria), wspaniałe warsztaty zapachowe, o których więcej w dalszej części wpisu i trzy ciekawe wystawy w Zachęcie. Jadłem też lody buraczane, przeciekawie podaną galaretkę cytrynową w skórce cytryny i pizzę z ogromną ilością anchois w Pizzaiolo Pawilony. Dla równowagi wpadła słodziutka kardamonka  w skandynawskiej piekarni Mund w nowym hotelu Puro Stare Miasto. Niestety w warszawskiej galerii Westfield Mokotów dowiedziałem się o zamknięciu tamtejszego beauty butiku Giorgio Armani. W ostatniej chwili dosłownie udało mi się tam powąchać piękną limitkę butikową Haute Couture En Jeu.

Nowe zapachy wąchałem jak zwykle gdzie się dało – na wyjazdach, na miejscu i w domu. Udało mi się poznać pierwszy męski zapach Elie Saab L’Homme, szałwiową nowość Serge’a Lutensa Le Perce-Vent i ekstraktową pomarańczę czyli Orange Crush od Fuggazzi, która przyleciała do mnie z wyciskarką do cytrusów! Z nowości mainstreamowych przewinęły się: Si Parfum (piękne!), Acqua di Gio Elixir, Code Elixir (love, love, love!), Le Male Elixir Absolu (jest tu śliweczka), Emporio Armani SWY Sandalwood (piękne lawendowe otwarcie!), Sel d’Issey w koncentracji EDP (pomimo mojej miłości do soli w perfumach, nie mogę się dogadać z tą linią), gorącą nowość w linii Bleu de Chanel L’Exclusif i Libre YSL Vanille Couture (flakon to kill for i naprawdę udana waniliowa nuta!). A co w niszy latem odkryłem? W Galilu nową u nas linię Potions and Remedies Penhaligon’sa (Liquid Love was true love!), Fleur de Peau Diptyque w nowej koncentracji EDT (tu macie recenzję), wersje Absolu byredowskich klasyków Bal d’Afrique i Rose of No Man’s Land, Kurky pana Kurkdjiana i fajniutkie, bo pieprzne i świeże Ever Lit Ojar. W Dragonfly zakochałem się w dwóch propozycjach Costume Nationale: Paperplane i Free d’Homme, a także przewąchałem butikową linię polskiej marki NOU Back to the Roots. W Lamasco spodobała mi się zieloniutka Godimenta od Coreterno, a w Mood Scent Bar czyścioszek od Room 1015 czyli Love-O-Matic. Tam też powąchałem trio inspirowane japońskim deserem Kakigori od Obvious Parfums. Z przyjemnością odkryłem też nową The Gulf Collection marki Gallivant, nowego butikowca Guerlain – Vetiver Feuve, hermesową Barenię Intense oraz zupełnie nową markę stworzoną przez Etienne’a de Swardta – For Them. Więcej perfumowych grzechów nie pamiętam. A przepraszam, na koniec lata kupiłem sobie flakonik Fleur d’Oranger francuskiej marki Evody, o której ostatnio coś ucichło. Niezłą cenę znalazłem, może zakup okaże się dobrą inwestycją.

Miało być mało słów… Czy ktoś w to w ogóle uwierzył?

 

No to teraz już ekspresowo. W sierpniu miałem zajawkę na lawendę, która zakwitła w moim ogrodzie, ale że było mi mało pojechałem do Lawendowego Zakątka. Bardzo polecam latem! The Grey uraczyło mnie letnią przesyłką ze swoim kultowym SPFem i równie pożądanym plażowym ręcznikiem. Musiałem więc wybrać się na plażę. Kosmetyczną relację z tejże znajdziecie tutaj.

Sporo jeździłem na rowerze i opatentowałem rowerowe perfumowanie łydek i powiewających elementów garderoby. Odbyłem sentymentalną podróż do ulubionych kremów i balsamów Nivea, które teraz można dostać również z SPFami  (Nivea Soft i Protect and Moisture), a wśród nowości kosmetycznych rozkoszowałem się zapachami i konsystencjami marki zainspirowanej bogactwem Ameryki Południowej Tierra Natural.

Była oczywiście ogromna jagodzianka z Sacredbread (bez tego nie ma lata!), spacer botaniczny po parku, specjalny pokaz Pikniku pod Wiszącą Skałą i różane CharlieWykłada. Pogoda czasem dopisywała, ale udało mi się chyba po raz pierwszy stęsknić za upałami. No takie sobie było to lato but there’s always next year…

 

 

ZAPACH

Miałem naprawdę niezłą zagwozdkę by zdecydować, który z zapachów w nowej kolekcji GallivantThe Gulf Collection – jest najbardziej mój. Wszystkie są świetne! Działałem więc metodą eliminacji. Dubai to piękna białokwiatowa symfonia, ale dla mnie do regularnego noszenia zbyt… białokwiatowa. Souq Waqif to boski oudowiec, ale ja nie jestem jednak aż takim fanem tego składnika. Poza tym zapachów o tym profilu bardzo dużo dookoła. A więc Ar Riyad! To on mnie najbardziej uwiódł. Jest złocisty i wieloaspektowy. Znajdziecie tu i kwiaty (ylang ylang) i mnóstwo przypraw (gałka!), ale również kroplę świeżości w postaci werbeny. Cudownie się na mnie układa i trwa bez ciążenia godzinami. Well done, Nick & Celine! W męskim debiucie Elie Saab spodziewałem się oczywiście kwiatu pomarańczy. Wszak to ulubiona nuta tego projektanta. W L’Homme jednak go nie znalazłem. Czy jestem rozczarowany? Nic a nic! Ten zapach to genialnie ograny temat drzewny. Kocham go za stabilność, powagę, harmonie i jakość. Oraz brak słodyczy. Drzewną uwerturę, w której główne role odgrywają cedr, paczula i wetyweria delikatnie uspokaja kropla mirry. Bardzo elegancki zapach w bardzo eleganckim flakonie. Safe bet na prezent dla każdego faceta 30+. To że lubię klimaty drzewne w zapachach nie jest tajemnicą. Szukam ich wszędzie. Ostatnio znalazłem w ciekawym nowym produkcie marki Rare Beauty. Jest to perfumowany balsam do layeringu zapachowego, którego można używać solo lub właśnie ‘podkładać’ pod klasyczne perfumy dla uwydatnienia drzewności. Ma formułę przypominającą wazelinę. Spośród czterech dostępnych wariantów wybrałem Woody/Oak. Bardzo dobrze się trzyma, pachnie słodkim drewnem i wprowadza ciekawe twisty w połączeniu z innymi kompozycjami. W następnej kolejce nabędę sobie tubkę Amber/Vanilla.


TWARZ

Kosmetyk polskiej marki Lynvë pojawił się już w moich Ulubieńcach Miesiąca. Był to olejek do masażu i pielęgnacji ciała Revive&Relax. Teraz kolej na specyfik do twarzy. Z tych które testowałem najlepiej sprawdziło mi się rewitalizujące serum na noc Overnight Renewal. Ten skoncentrowany, ale bardzo lekki kosmetyk intensywnie regeneruje, wspomaga produkcję kolagenu, poprawia ogólną kondycję skóry, wzmacnia barierę hydrolipidową, zmniejsza widoczność porów, wygładza drobne linie i nadaje skórze wypoczęty wygląd. W jego składzie znajdziecie m.in. oleje z owoców i pestek oraz prebiotyki. Zużyłem do ostatniej kropli! Na noc było grane serum Lynvë, a co zarzucałem na twarz rano? Bardzo często sięgałem po energizujący krem-żel z męskiej linii Clarins. Ten lekki, przezroczysty żel jest jak espresso... tylko dla skóry. W kilka sekund nawilża, regeneruje, dodaje energii, a przy tym odświeża jak cold brew na lodzie. Serio, nie przesadzam – jak twierdzi producent ma efekt chłodzenia skóry o dwa stopnie, który czuć od razu po aplikacji. Utrzymuje się przez jakieś 5 minut, czyli dokładnie tyle, ile trzeba, żeby moja twarz z trybu „śpioch” przeszła w tryb „człowiek sukcesu”. A co tak w nim dobrze działa? Korzeń z czerwonego żeń-szenia, trawa żubrówka i gurmar (roślina z Indii, która potrafi zapanować nad stresem skóry). Fajny w obsłudze: pompka – klik i gotowe. No i kolor flakonu! Samo spojrzenie już daje energetycznego kopa! Tonizacja to nieodzowny etap mojej pielęgnacji. Nie wyobrażam sobie jak można go pomijać! Tego lata spryskiwałem się nowym tonikiem z linii Rogue Cyrulików, która jak wiadomo słynie z miętowego klimatu. I w toniku też to czuć co genialnie sprawdzało się latem. Odświeża, koi, regeneruje. Widocznie zmniejsza pory. Latem stosowałem go rano i wieczorem, ale i w każdym momencie dnia gdy potrzebowałem odświeżenia. W zasadzie to teraz też mam na niego ochotę. Woła mnie ta mięta! Zaraz wracam…



 

BODY

Przemiłym prezentem jaki otrzymałem z wakacyjnych wojaży przyjaciółki był olejek pod prysznic marki Goutal Tenue de Soiree. Mam do tej marki ogromny sentyment z czasów kiedy jeszcze nazywała się Annick Goutal i była jednym z prekursorów niszy. Ich zapachy były zawsze wyrafinowane, ale nie przegadane, często tchnące piękną naturalnością. I pięknie też pachnie ten olejek. Przepięknie! Jak najlepsze perfumy (zresztą istniejące, te z pomponem!). To kompozycja gormandowo-szyprowa z nutami  bergamotki, frezji, różowego pieprzu, fiołka, irysa, lilii wodnej, paczuli, piżma i pralin. Kąpiel w nim to przyjemność dla skóry (pozostaje cudownie nawilżona) i rozkosz dla zmysłu powonienia. To żel na szczególne okazje. Też miewacie takie kąpiele? Wspomniana we wstępniaku marka Tierra Natural to polski brand skupiony na naturalnej pielęgnacji inspirowanej mądrością roślin i kultur z wielu zakątków Ziemi. Ich debiutancka linia poświęcona jest bogactwom natury Ameryki Południowej. Pokochałem ich bogaty krem do ciała Spirit of Peru. Jego cenny skład dba o dobrą kondycję skóry (świetnie podbija opaleniznę!), a kompozycja zapachowa pozwala zrelaksować się po całym dniu. To prawdziwa terapia dla zmysłów. Drzewny, nieco słodki zapach balsamu copaiba. Cedr wirginijski, który podkręca leśny klimat i wprowadza w relaksacyjny stan. Pomarańcza odpowiada za radość i przyjemne ciepło. Kardamon dodaje pikantnej nuty. Uczta dla zmysłów w wysmakowanym ciemnobrązowym słoju. Trzeci ulubieniec w temacie ciało to ultra lekka płynna odżywka do włosów w spreju bez spłukiwania. W zasadzie tylko takie toleruje. Neumi to linia innowacyjnych produktów wykorzystujących nanotechnologię do dostarczania składników odżywczych i aktywnych, w tym glutationu, do komórek w celu wspierania zdrowia mózgu, skóry, ogólnego zdrowia organizmu i włosów (Neumi Hair). Produkty te, dzięki opatentowanej technologii HydraStat™ i nanocząsteczkowej formie, zapewniają wyjątkową biodostępność i skuteczność w porównaniu do tradycyjnych form suplementów. Neumi Hair to przeciwstarzeniowa kuracja dla włosów zaprojektowana w celu przywrócenia witalności, wzmocnienia pasm i wsparcia zdrowej skóry głowy. Zawiera takie składniki jak glutation, niacynamid, peptydy miedzi i aminokwasy, a opatentowana technologia HydraStat™ zapewnia wysoką wchłanialność. Bardzo wygodna rzecz, którą stosuję już odruchowo, a kondycja skóry głowy i włosów jest bez zarzutu.



  

FLAKON

Pamiętacie taką markę NOU? Polską markę, która wypuściła przed laty genialnego kadzidłowca za grosze o nazwie Oliban? Ten zapach nadal jest dostępny w lekko zmienionym flakonie, ale marka się rozwija i wypuściła niedawno kolekcję o charakterze niszowym pod nazwą Back to the Roots. Stacjonarnie możecie poznać ją w krakowskiej perfumerii Dragonfly. Ja miałem tę przyjemność tego lata. Zapachy w linii Back to the Roots biorą na warsztat żywioły. Każda z kompozycji jest hołdem dla jednego z nich: ziemi, wody, powietrza i ognia. Jak przystało na niszę są to zapachy oferujące głębokie, zmysłowe doświadczenie bez względu na płeć. Szczególnie spodobał mi się jeden z nich, ale dziś skupię się na pięknej formie w jakiej został podany. Flakon otrzymujemy w eleganckim, prostym pudełku z czerpanego białego papieru z ciekawym liternictwem i motywem geometrycznym łączącym nieregularny owal z kołem w różnym dla każdego zapachu kolorze. Wzór ten odnajdujemy następnie na samym flakonie. Ten jest ciężki, minimalistyczny z pięknym marmurowym korkiem o odmiennej fakturze dla każdej kompozycji. Mój ulubieniec to Eternal Fire poświęcony żywiołowi ognia. Cudownie przeplatają się w nim moje ulubione akordy dymu, mocnego drewna i słodyczy. Nie wątpię, że wspaniale dogrzeje mnie tej zimy. Flakon Eternal Fire o pojemności 50ml doskonale leży w dłoni i cieszy oko stojąc na półce. Warto zapoznać się z całą tą wysmakowaną linią.



 EVENT

Wystawę immersyjną „Alfons Mucha – Magia Secesji” w warszawskiej Fabryce Norblina odwiedziłem po raz pierwszy w czerwcu. W sierpniu jednak nadarzyła się okazja doświadczenia jej z trochę innej, bardzo bliskiej mi strony – zapachowej! Firma Art Box Experience we współpracy ze Slou Lab zorganizowała bowiem na terenie wystawy warsztaty tworzenia perfum inspirowanych twórczością artysty. Zostały one poprzedzone oprowadzaniem po wystawie z bardzo ciekawym i cennym komentarzem przewodniczki. Warsztaty zapachowe poprowadziła Agnieszka Zieniewicz – założycielka SLOU LAB – i przyznam, że zapisałem się na nie by w końcu móc się z nią na żywo poznać. Udało się! Agnieszka przygotowała przepiękną przestrzeń warsztatową, z największą dbałością o estetyką, detale i światło. Dostarczyła pachnących esencji i podzieliła się z nami swoją wiedzą na temat budowy perfum. Reszta należała do nas. Mieliśmy pełną wolność w komponowaniu zapachu kojarzącego się z duchem Secesji. Jakim tropem poszedłem? Już opowiadam…

Sztuka Muchy z jego najsłynniejszego paryskiego okresu buzuje wręcz od kwiatów. I od tego właśnie wyszedłem. Wiedziałem, że centralnym punktem zapachu (tworzyliśmy zapach w olejku) musi być jakiś kwiat. Gdy zobaczyłem na stole fiolkę z napisem ylang ylang nie miałem wątpliwości, że to on zagra pierwsze skrzypce. Jego fantasmagoryczne kształty bardzo kojarzą mi się z płynnymi liniami Art Nouveau. Aromat ylang ylang wypełnił więc serce mojego zapachu. Do nut głowy wrzuciłem sporo różowego pieprzu, który miał stanowić ostrzejszy kontrapunkt dla kremowości kwiatów. Bazę wymyśliłem sobie ciepłą, słodką i drzewną. To ukłon w stronę kolorystyki kreacji Muchy – często słonecznej, złocistej, brązowej. Zmieszałem w niej palo santo i tonkę. Aby całość nie wypadła zbyt mdło do mojej formuły dodałem po jednej kropli dość ostrej skóry i ziemistej paczuli. Całość dopełniłem piżmem.

 Zapach, który nazwałem YLNX (nie pytajcie jak to się wymawia) wylądował na mojej skórze dzień po warsztatach i muszę powiedzieć, że chyba pierwszy raz udało mi się stworzyć coś co tak naprawdę zamierzałem. Możliwe, że przez przypadek…



ŚWIECA

Czy latem palenie świec ma sens? Oczywiście! Zwłaszcza go mamy lato jak tego roku. Z jednej strony ogień świecy mnie dogrzewał w chłodne dni, z drugiej jej aromat wyczarowywał letni klimat, którego często gęsto… po prostu nie było. To moja pierwsza świeca Versatile Paris. Kupiłem ją w łódzkim Mood Scent Barze. Przewąchałem wszystkie dostępne i nie miałem wątpliwości, że właśnie tę chcę palić latem. Le Flemme to świeca o aromacie świeżym, zielonym i naturalistycznie ogórkowym. Wpleciono do niej aromatyczną bazylię, a całość skropiono wodą. Jej zapach jest z jednej strony miękki, z drugiej wilgotny. Lubiłem ją palić od samego rana. Wprawiała mnie w dobry nastrój, zwłaszcza w weekendy. La Flemme to po francusku lenistwo, ale ona w sumie działa na mnie dość ożywczo. Jest zainspirowana zapachem perfum Dimanche Flemme marki Versatile. Tego ogórka można więc chrupać na dwa sposoby.



SUPLEMENTACJA

Ziołowe herbatki funkcjonalne The Grey skusiły mnie z początku swoimi słoikami. No co ja poradzę, że ta marka ma takiego nosa do designu, że zawsze go kupuję… oczami! Piękne czarne słoje z białymi opisami kryją w sobie mieszanki organicznych składników, które mają upiększać naszą cerę, stymulować koncentrację i ułatwiać dobry sen. Jak dotąd byłem uzależniony od Skin Support Tea. Zużyłem już chyba 3 lub cztery opakowania (kupuję refille w papierowych torebkach, które wsypuję do słoika). Tym razem postanowiłem spróbować mieszanki  Clear Focus Tea. Jej rolą jest poprawa koncentracji i sprawności umysłowej. Wzbogacona ziołami, które wspomagają koncentrację i zdolności poznawcze, nie tylko wyostrza umysł, ale także zapewnia poczucie spokoju. Jest ciekawym i orzeźwiającym miksem trawy cytrynowej, mate i zielonej herbaty Sencha, harmonijnie uzupełnionym kojącymi jagodami rokitnika i liśćmi melisy. Większość użytych składników to składniki organiczne i certyfikowane. W smaku jest trochę ostrzejsza i bardziej zielona od Skin Support Tea, ale latem właśnie taki smak mi odpowiadał. Czy poprawiła mi się koncentracja? Trudno to obiektywnie zmierzyć, ale nadal daję radę pracując zawodowo i prowadząc cały ten beauty blogerski kram. No i chyba dobrze mi wyszedł ten wpis, a popijam sobie do pisania Clear Focus Tea właśnie.




PREMIERA

Nie udało się złapać w czerwcu Kopernika w Toruniu, ale pojechałem pod koniec lipca do Krakowa, i się udało! W krakowskiej perfumerii Lulua odbyła się premiera najnowszej kompozycji polskiej artisanowej marki ChroniclesO obrotach – Copernican Revolution! Tym samym od teraz wszystkie trzy inspirowane historią zapachy marki można wąchać na południu Polski – w Lulua Kraków i Lulua Katowice. Konrad Zabłocki i Alan Balewski, którzy stworzyli Chronicles, w przeciekawy sposób opowiadają o swoim procesie twórczym. Do kreowania zapachów podchodzą bardzo metodycznie, ale i ze spora dawką dystansu. Nie idą utartymi popkulturowymi ścieżkami historii, za to wgryzają się w manuskrypty i wąchają co się da. Na przykład więźbę dachową z domu Kopernika. My również ją powąchaliśmy na krakowskim spotkaniu! „O obrotach” poznałem już wcześniej i bezpowrotnie się w nich zakochałem. Na premierze w Krakowie tylko się w tym utwierdziłem. Twórcy opisują ten zapach trójetapowo nadając każdej fazie poetycką nazwę. Otwarcie to „Światła idea”, w której Alan połączył akord solarny z konwalią. Nie bez przyczyny – Kopernik był człowiekiem renesansu i parał się również medycyną, a konwalia w tamtych czasach była symbolem medyków. Serce to „Światowy astronom”. Tu wylądowały moim zdaniem przewodnie nuty nowego pachnidła Chronicles – kocanki włoskie, atrament i kadzidło. I w końcu „Opus magnum” gdzie bazowo wybrzmiewają papier, skóra, impregnowane drewno i popiół. Nie chciałbym jednak by cała ta – swoją drogą arcyciekawa - historyczna otoczka przyćmiła nam sam zapach. A ten jest skomponowany w mistrzowski sposób! Na mojej skórze przepięknie się snuje i rozwija, pojawiając się i znikając na przemian. Jest jak schyłek lata, stara księga, miodowa słodycz i drzewna tajemnica. Jeśli tak jak ja jesteście wielbicielami kocanek – perfumiarz użył tu absolutu i olejku z tej rośliny – po prostu musicie go poznać! A ja już czekam by przewrócić kolejną kartę Chronicles. Ciekawe jaka będzie się kryła tam historia…

GDZIE TEGO SZUKAĆ?

Gallivant: Galilu

Elie Saab: Douglas

Rare Beauty: Sephora

Lynvë: https://lynve.com/pl/

Clarins Men: Sephora i Douglas

Cyrulicy: https://cyrulicy.pl/

Tierra Natural: https://tierranatural.pl/

Goutal: www.makeup.pl

Neumi: www.neumi.com

The Grey: Galilu

NOU: Dragonfly

Versatile Paris: Mood Scent Bar

Chronicles: Lulua

*KWESTIONARIUSZ CHARLIEGO* - Monika Orzechowska-Kossek

*KWESTIONARIUSZ CHARLIEGO* - Monika Orzechowska-Kossek